Poland Bike Nowy Dwór Mazowiecki
Dojazdy + rozgrzewka: 13.48 km
Wyścig: 41.29 km
Powrót: 6.12 km
Czas rozpocząć karuzelę z maratonami. Zima dłużyła się strasznie, człowiek obliczał miesiące, potem dni do pierwszego maratonu. Gdy wydawało się to już tuż tuż nastąpił ponowny atak zimy, przesunięcia terminów, ale w końcu przyszedł ten dzień – rozpoczęcie sezonu letniego. Warunki jeszcze nie do końca wiosenne, bo śnieg ledwo znikł z co bardziej odsłoniętych miejsc. Mimo wszystko jest powyżej 10 stopni, co jest miłą odmianą po tylu miesiącach mrozu.
Na miejscu zastanawiam się jeszcze czy jechać w ciepłej bluzie, jednak temperatura miała tendencję wzrostową, dlatego decyduję się na podkoszulkę termo i krótką koszulkę. Na postoju jest zimno, ale w trakcie jazdy ani zimno, ale ciepło, właściwie optimum. Po zdaniu plecaka do depozytu kręcę się trochę po okolicy startu. Jak to na polandbike nie bardzo da się zrobić objazd końca czy początku trasy, ponieważ cały trwa rywalizacja dla dzieciaków. Do biura też nie muszę chodzić, bo sprawy rejestracyjne załatwiłem na tygodniu. Pozostaje tylko ustawić się w pobliży wejścia do sektora i czekać. W końcu jest sygnał. Można wchodzić i zajmować miejsca.
Minuty w sektorze dłużą się niesamowicie. Zastanawiam się jak będzie się mi jechało, bo to właściwie po raz pierwszy w tym roku wjadę w teren. W poprzednim roku przed pierwszym startem miałem już dobrze przejeżdżony miesiąc. I no najważniejsze jak będzie się sprawował nowy rower, który właściwie jest dla mnie jeszcze tajemnicą. Ten start to będzie weryfikacja czy moje przemyślenia co do sprzętu były poprawne. Organizator zapowiada trudną jak na okolice Warszawy trasę, więc od razu rzucam rower na szerokie wody. Już za chwilę się przekonam jak będzie się sprawował.
Nareszcie start i ogień od początku. Na szczęście nie brakuje przełożeń. Trochę się zastanawiałem czy blat 36 w korbie to nie będzie za mało, ale jak widać nie. Pierwsza wątpliwość wstępnie rozwiana. Jedziemy przez tereny wewnątrz Twierdzy Modlin. Po dziurawym asfalcie rower właściwie sam niesie. Przyśpieszenia także bez zastrzeżeń, ale tutaj jest być może zasługa w miarę lekkich kół. Dalej znów zniszczony asfalt z symulacją jazdy po korzeniach. Trzęsie, musiał bym przejechać się 26er'em, aby porównać. Z drugiej strony amortyzator jeszcze nie do końca nastrojony to kierownica trochę lata, ale pod tyłkiem jest jakby lepiej. Przechodzimy do drugiego testu – łąka, muldy i jazda po trawie, coś czego szczerze nie znoszę. W pokonywaniu czegoś takiego 29er ma mi pomagać. I pomaga. Mniej tracę rytmu, nie wybija mnie z kręcenia korbą. Wynik wstępnie na plus. Znów asfalt a następni brukowa droga. Mniej kopie w tyłek, jest dobrze. Szybki zjazd przez łachę piachu – jak przecinak.
Zaczyna się kawałek przez las z resztkami śniegu. Błoto pojawia się w coraz większej ilości. Jedzie mi się jednak bardzo pewnie. Nie ma problemów z trakcją, ale tutaj sporą robotę odwala agresywniejszy zestaw opon, które założyłem. Jak się okazuje jadę w czubie sektora. Chwilę zastanawiam się czy nie za bardzo szarżuję, ale euforia mnie niesie.
Wjeżdżamy w błotnisty wąwóz i pojawia się pierwszy zgrzyt. W niby super odpornych na błoto Look'ach nie potrafię się wpiąć brudnym butem w pedał. Robię to jak zazwyczaj robiłem w Shimano i nie idzie. Od tej pory każde wpinanie się w pedały to będzie problem, więc każde błoto staram się przejechać do końca.
Wreszcie gwóźdź programu, czyli podejście po tzw. 'Wajsgórę'. Jest bardziej ślisko niż w poprzednim roku. W wyniku przejścia się po mokrej ziemi znów zapchały mi się bloki w butach. Przez cały asfalt za bufetem walczę z pedałami. Nie wiem albo to nie działa, albo ja coś źle robię.
Docieramy do rozjazdu i prawie wszyscy skręcają na mini. Widzę, że tylko jedna osoba przede mną wybrała max'a, za mną nikt.
Łapię kontakt wzrokowy, a nawet miejscami koło i rozpoczynam drugą pętlę. Ponownie asfalt a'la wystające korzenie, łąka i do lasu.
Wtedy zaczyna się mój dramat. W nogach pojawia się stan przedkurczowy, więc muszę odpuścić. Niestety jest już za późno. Łapią mnie takie kurcze, że o płynnej jeździe w błocie można zapomnieć. Muszę co jakiś czas podpierać się nogą. To się wiąże z wypinaniem z pedałów, zabrudzeniem bloków i jeszcze większych problemów z wpinaniem. Konstrukcja Look'ów jest taka, że bez wpięcia za bardzo nie da się jechać. W błocie momentalnie się zatrzymuję. Trzeba kombinować z wpinaniem stopy na siłę, a to pogłębia kurcze w nogach. W błotnistym wąwozie to istne błędnie koło i masakra.
Jakoś docieram ponownie do Wajsgóry, jakoś ją podchodzę, ale w tym momencie mam dość. Przez dalszą cześć trasy zamierzam już tylko podróżować, bo ściganiem nijak tego nie można nazwać. Mimo oszczędnej jazdy przy pokonywaniu tuneli w twierdzy dostaję takich kurczy, że momentalnie jakby mnie sparaliżowało od pasa w dół. Dobrze, że obok była ściana, bo inaczej była by gleba jak nic. Siłą rzeczy muszę się zatrzymać i poczekać, aż wróci mi czucie w nogach. Normalnie powtórka najgorszych chwil z Piaseczna 2012, aż nie ma o czym pisać. Ostatnie kilometry do mety doczłapuję i cieszą się, że się to skończyło.
Najgorszy ranking w historii to najlepszy komentarz do tego jak pojechałem ten maraton. Nie będę zwalał tu winy na problemy z pedałami, bo po prostu podszedłem do tego maratonu bez przygotowania, a potem dałem ponieść się emocją jak dzieciak. Nie rozsądnym było wybierać max'a jeśli to był pierwszy wypad w teren w tym roku. Sam teren był też wymagający. Oprócz błota trasa była interwałowa co jest fajne, ale jak się jest przygotowanym kondycyjnie. Bez tego pod koniec trasa stała się mordęgą.
Co zaś dotyczy pedałów to po kilku już jazdach wiem, że należy się inaczej wpinać niż w Shimano. W systemie SPD stopę wpinałem, gdy pedał był w dolnej pozycji, w Look'ach natomiast najlepiej wpinać się gdy pedał jest w górnej pozycji i lekko cofnięty do tyłu. Wtedy blok łatwo łapie przednią sprężynę. Następnie trzeba przesunąć stopę do przodu lub zgiąć nogę w kostce. Wtedy tylna sprężyna łatwo wskakuje na swoje miejsce. Druga sprawa to w pogoni na dodatkowym podparciem podeszwy o pedał nie dałem żadnych podkładek pod blok. Na sucho było ok, ale w błotnych warunkach musi być więcej luzu dla sprężyny między blokiem z podeszwą. No cóż, w marcu zabrakło jazd testowych i teraz wychodzą takie kwiatki.
Następny test w warunkach bojowych za tydzień :)
Wynik:
M2: 34/36
Open: 107/144
Kategoria Maraton Komentarze 0