Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2009

Dystans całkowity:378.99 km (w terenie 59.50 km; 15.70%)
Czas w ruchu:16:55
Średnia prędkość:22.40 km/h
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:42.11 km i 1h 52m
Więcej statystyk

Nareszcie trochę słońca

Sobota, 31 października 2009Przejechane 37.55km w terenie 0.00km

Czas 01:29h średnia 25.31km/h

Temperatura 5.0°C

 

Wreszcie trochę zaświeciło słońce, bo od kilkunastu dni chmury szczelnie zakrywały niebo. Mimo dosyć niskiej temperatury było całkiem przyjemnie. Nie wiało i wszystko zachęcało do wyjścia na rower. Po dopołudniowym ogarnięciu podwórka znalazłem chwilę wolnego czasu przed zmierzchem. Nie chciałem ruszać później, bo na drogach ruch spory. Przekonałem się o tym gdy przeciskałem się obok cmentarza w Zakrzowie.
Sama trasa to nic odkrywczego, czyli: Kozinki, Mijelowice, Cerekiew, Golędzin, Zakrzew, Gulin, Taczów i powrót do Radomia.

 

Duża pętla

Niedziela, 25 października 2009Przejechane 62.17km w terenie 2.50km

Czas 02:40h średnia 23.31km/h

Temperatura 13.0°C

 

Letni standard na niedzielę, czyli nad zalew domaniowski. Powrót przez Przytyk, Suków do kładki przez Radomkę i dalej już prosto do Radomia. Warunki były całkiem niezłe. Tylko lekki wietrzyk niewyczuwalny podczas jazdy, nie za zimno. Minimalnie za ciepło się ubrałem, ale po drodze część zdjąłem.
Do 50 kilometra jechało mi się świetnie, średnia była prawie 27 km/h. Potem krótki odcinek dziurawą drogą i nagle jakby ktoś wyciągnął mi wtyczkę. Nogi zrobiły się jak z waty i w ogóle opadłem całkiem z sił. Bywałem już mocno zmęczony po jeździe, ale coś takiego chyba pierwszy raz mnie dopadło. Zawsze zmęczenie objawiało się bólem mięśni, ale tym razem tak jakbym stracił czucie w nogach. Nie ważne czy było pod górę czy z górki, niemoc utrzymywała się cały czas na tym samym poziomie. Ostatnie 10 kilometrów to była jakaś masakra. Przejechanie tego odcinka po płaskim asfalcie zajęło mi 50 minut (sic!).

 

Mała pętla

Sobota, 24 października 2009Przejechane 22.92km w terenie 0.00km

Czas 00:54h średnia 25.47km/h

Temperatura 12.0°C

 

Miałem jechać dalej, być może znów na górki miłosne, ale do popołudnia zatrzymały mnie obowiązki domowe. W wolnej chwili zmieniłem łańcuch, bo nie pamiętałem kiedy poprzednio była zamiana.
Po piętnastej przebieram się i wychodzę na zewnątrz i już lekko mży. Niestety wszystko przebiegało zgodnie z prognozą pogody. Ok, będzie krócej, może nie rozpada się na dobre. Jednak po kilku kilometrach zaczął się regularny deszcz i było jeszcze krócej, czyli do Kozinek, Milejowic, Cerekiew i powrót przez Kolonie Cerekiew. Dzisiaj znacznie mniej niż było zaplanowane, a warunki zapowiadały się przyzwoicie: nie za zimno, bezwietrznie.

 

Wieczorem we mgle

Piątek, 23 października 2009Przejechane 17.50km w terenie 0.00km

Czas 00:54h średnia 19.44km/h

Temperatura 11.0°C

 

To był taki szybki wyskok, żeby odstresować się po tygodniu pracy. Pomimo, że podobno rano padało nie było jakoś strasznie mokro. Już wychodząc z pracy miałem ochotę na małą przejażdżkę we mgle. Może to dziwne, ale lubię jak jest mgliście. Poza tym trzeba było także odkurzyć światełka, bo już dawno nie były używane.
Sama trasa to nic specjalnego: nad zalew na borkach, trzy razy dookoła, potem wzdłuż siódemki i powrót do domu.

 

Pętla

Niedziela, 18 października 2009Przejechane 32.26km w terenie 2.00km

Czas 01:18h średnia 24.82km/h

Temperatura 6.0°C

 

Standardowa pętla plus podjechanie na jaz w Gulinie. Chwilami za chmur wyglądało słońce, także pierwszy raz od kilku dni zobaczyłem swój cień. Na razie nie można cieszyć się piękną jesienią, bo nadal zimno. Na szczęście tylko lekki wiatr ze wschodu. Samopoczucie bardzo dobre.

 

Jeszcze nie zima

Sobota, 17 października 2009Przejechane 30.73km w terenie 0.00km

Czas 01:24h średnia 21.95km/h

Temperatura 5.0°C

 

Dzisiejsza jazda w ogóle nie miał planu, ot takie wyjście dla zasady, żeby się poruszać. Trochę zachęciło mnie w porównaniu do ostatnich dni, że drogi już obeschły, a do tego było prawie bezwietrznie. Choć temperatura nadal nie rozpieszczała nawet jak na tą porę roku.
Na rozgrzewkę podjechałem na borki i zrobiłem trzy kołka wokół zalewu, ale zniechęciłem się już po pierwszym przez spacerowiczów z pieskami. Potem była mała pętelka przez Cerekiew, Milejowice, Kozinki i powrót do Radomia.
Wbrew początkowym obawą, czy nie przemarznę, było całkiem dobrze. Tylko pod koniec palce u nóg zaczęły protestować. Hmm, jedna para grubszych skarpet to za mało przy moich spdekach.

 

Na górki miłosne

Sobota, 10 października 2009Przejechane 68.00km w terenie 38.00km

Czas 03:18h średnia 20.61km/h

Temperatura 14.0°C

 

Przejechałem się na górki miłosne wzdłuż trasy ubiegłotygodniowej Jazdy Z Miasta, która wiodła aż do rezerwatu Królewskie Źródła. W planie miałem przejechać się także do tego miejsca, ale było za zimno i nie wyrobiłbym się z powrotem, bo popołudniu miało już padać.
Na początek przebijam się na drugą stronę miasta przez las kapturski, obok szpitala na Józefowie, przez Starą Wolę Gołębiowską do Kozłowa. Na zakręcie skręcam w prawo, gdzie jeszcze kilka miesięcy temu była piaszczysta droga. Teraz przejechałem obok maszyn drogowych utwardzającym nawierzchnię gruzem i za kilka dni będzie tam leżał asfalt. Po dojechaniu do zielonego szlaku jadę wzdłuż niego do ośrodka edukacji ekologicznej.

Po przecięciu szosy dalej zielonym na mysie górki. Po drodze mija mnie trzech bikerów. Ustępuje im drogi, bo dopiero co wygramoliłem się spod zwalonego pnia na ścieżce. Dalej wzdłuż zielonego szlaku na górkach do torów kolejowych.

Potem był jeszcze kawałek po piachu, aż dojechałem do asfaltówki i nią przez Adolfin i Sokoły do lasu, gdzie zaczynają się górki miłosne. Trasa przez rezerwat obok Pionek jest świetna. Miejscami ostre podjazdy a za nimi jeszcze lepsze zjazdy. Na kilku trzeba było zahamować, bo akurat tego dnia pełno w lesie było grzybiarzy i musiałem uważać, żeby na krętym zjeździe przypadkiem na kogoś nie wjechać. Generalnie super traski można tam znaleźć.

Wracałem tą samą drogą. Zjeżdżając z asfaltówki między Adolfinem a Sokołami dogonił mnie biker z Jedlni. Krótkie powitanko, kto skąd i dokąd jedzie i razem jeszcze raz przez mysie górki i kierunku przeciwnym niż w tegorocznej mazovii. Po dojechaniu do zalewu Siczki kolega odbija na Jedlnię, a ja jadę do Dąbrowy Kozłowskiej. Jeszcze po drodze zatrzymują mnie dwie starsze panie. Zgubiły się w lesie podczas grzybobrania i chciały się upewnić o drogę do Dąbrowy Kozłowskiej. Ponieważ nie znam dokładnie na pamięć jak prowadzą ścieżki, wyciągnąłem mapę i wyjaśniłem, że cały czas prosto przez las do wsi.
Gdy przejeżdżałem obok szpitala zaczął padać już drobny deszcz.

 

Pod wiatr

Niedziela, 4 października 2009Przejechane 44.13km w terenie 10.00km

Czas 01:59h średnia 22.25km/h

Temperatura 18.0°C

 

Było cieplej niż wczoraj, ale chwilami tak wiało, że rower zaczynał żyć własnym życiem. Uciekłem do lasku janiszewskiego i przejechałem się kilkoma nieznanymi mi wcześniej ścieżkami. Wyjechałem z lasu w Kozinkach i dalej pojechałem swoją standardową pętlą. Po drodze zahaczyłem jeszcze o jaz w Gulinie na Radomce.

 

Do Wieniawy, Orońska

Sobota, 3 października 2009Przejechane 63.73km w terenie 7.00km

Czas 02:59h średnia 21.36km/h

Temperatura 15.0°C

 

Dzisiaj w planie miałem przejechać się bez napinania. Jestem ciepłolubny i teraz ciężko jest mi przyzwyczaić się do jesiennych chłodów. Jednak jeszcze nie jest tak zimno i można gdzieś dalej się wybrać. Nadal lekko przeziębiony wybierałem się przez, Milejowice, Cerekiew do Golędzina. Tam na skrzyżowaniu skręciłem w lewo do Wieniawy. Dawno nie jechałem tamtą drogą do Orońska. Teren tam jest już trochę pagórkowaty, ruch drogowy minimalny i można spokojnie pojeździć po asfalcie.

Dalej w Guzowie zauważyłem ciekawą polną drogę odchodzącą od szosy z widokiem na Garb Gielniowski. Mimo, że miałem jechać asfaltem, to wybieram tą ścieżkę i nią dojeżdżam do Orońska.

Potem kierowałem się w stronę Kowali. Jechałem trochę inną drogą niż zazwyczaj i w jednym miejscu zatrzymuje się przy pomniku powstańców styczniowych.


Obok pomnika jest nowa asfaltówka na krótkim podjeździe, którą dojeżdża się do Kowali. Zawróciłem jednak i przy pomniku ścieżką podjeżdżam na pod górkę w Kowali. Jest to najbliższy dla mnie pagórek gdzie można w terenie powalczyć z grawitacją. W miarę długi podjazd, a potem zjazd daje sporo frajdy. Tylko ostatnio ktoś złośliwie w jednym miejscu na zjeździe przekopał rów i narzucał gałęzi. Cóż, różni są ludzie.
Wracam na górkę podjazdem asfaltowym przy kościele, by jeszcze raz kilka razy pobawić się na krótkich intensywnych podjazdach i zjazdach.