Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2009

Dystans całkowity:433.50 km (w terenie 90.50 km; 20.88%)
Czas w ruchu:19:22
Średnia prędkość:22.38 km/h
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:48.17 km i 2h 09m
Więcej statystyk

Poproszę o taką pogodę do wiosny

Niedziela, 29 listopada 2009Przejechane 55.10km w terenie 2.50km

Czas 02:13h średnia 24.86km/h

Temperatura 10.0°C

 

Udało mi się zebrać trochę wcześniej niż zazwyczaj w niedzielę. Gdy wyjeżdżałem było trochę zachmurzone, ale z czasem wyjrzało słońce i już do końca mojej jazdy ładnie świeciło.
Trasa to nic nowego, bo jakoś nie mam ochoty na eksperymenty w tym temacie przy takiej temperaturze. Czas na to przyjdzie wraz z wiosną. Tak więc było przez Cerekiew, Golędzin, Jarosławice do Przytyka. Tu przejeżdżając akurat ludzie wysypali się z kościoła. Przy okazji przejechał bym pewną panią. To że nie słychać blachosmroda nie znaczy że można włazić na jezdnie bez oglądania się.
Dalej do Sukowa z przyjemnym wiatrem w plecy. Za Sukowem na chwilę się zatrzymałem, żeby wciągnąć picie z plecaka.

Potem dalej asfaltem do szutrówki prowadzącej do kładki na Radomce. Po drodze mija się mały cmentarzyk na jednej z górek.

Po przejściu przez kładkę łąką dojechałem do osady Sosnowica a następnie do Gustawowa. Stamtąd już standardowy powrót do Radomia. Tym razem z wmordewindem.

 

Znów na górki miłosne

Sobota, 28 listopada 2009Przejechane 68.77km w terenie 31.00km

Czas 03:12h średnia 21.49km/h

Temperatura 9.0°C

 

Zrobiłem sobie powtórkę z poprzedniego tygodnia szczególnie, że pogoda lepsza niż w ostatni weekend. Także ścieżki w lepszej kondycji bez błota i kałuż, więc jazda była dużo przyjemniejsza.

Jadąc kolejny raz przez mysie górki dochodzę do wniosku, że jazda szlakiem przez nie jest bardziej męcząca niż po miłosnych. Nie ma tu takich widoczków jak koło Pionek, ale korzenie w poprzek ścieżki stanowią dodatkowe utrudnienie. Ogólnie to trzeba było także uważać na spacerowiczów z dziećmi, psami.
Przez Adolfin, Sokoły drogą i znowu wjechałem w las. Po paru kilometrach zaczynają się miłosne.

Na miłosnych także kręciło się sporo ludzi. Eksplorując teren poza szlakiem trafił się konkretny podjazd, którego nie dałem rady podjechać. Za bardzo podrywało mi przednie koło w środkowej części podjazdu. Wydaje mi się że jest spokojnie do wjechania, tak więc mam cel do zrealizowania w najbliższym czasie.
Powrót tą samą drogą. Dziś bez błądzenia.

 

Pętla rozszerzona

Niedziela, 22 listopada 2009Przejechane 40.46km w terenie 0.00km

Czas 01:33h średnia 26.10km/h

Temperatura 12.0°C

 

Standard nr 2, czyli Radom-Kozinki-Milejowice-Cerekiew-Golędzin-Zakrzew-Gustawów-Radom. Było zimniej niż wczoraj zapewne przez mocniejszy wiatr. Za to dzisiaj więcej słońca. Nie było super pogodnie, ale można było zobaczyć swój cień.
Samopoczucie bardzo dobre, ale zmęczenie po wczorajszej jeździe dawało znać o sobie.

 

Na górki miłosne

Sobota, 21 listopada 2009Przejechane 86.81km w terenie 34.50km

Czas 04:31h średnia 19.22km/h

Temperatura 12.0°C

 

Podczas tej wycieczki zaliczyłem tyle wpadek nawigacyjnych, że to chyba mój nowy rekord. Trasę już parę razy objechałem, więc wybierając się nie zabrałem mapy. I to był błąd, którego później żałowałem.
Pierwsza wpadka wystąpiła w okolicy Działowej Góry. Jadąc leśnym duktem, który o tej porze roku jest na przemian pokryty odcinkami z kałużami lub błotem przegapiłem miejsce, gdzie skręca szlak. Nie zrażony tym jechałem dalej myśląc, że to i tak wszystko jedno. Na Działowej Górze fajne były odcinki, ale wkońcu ścieżka się skończyła i byłem w kropce, bo w ogóle nie orientowałem się gdzie jestem. Na dodatek pochmurno, tak więc nawet nie mogłem wyznaczyć gdzie jaki kierunek. Błąkając się po lesie i jadąc już całkiem na azymut zauważyłem, że las się kończy. Przedarłem się przez krzaki i wydostałem się na polną drogę. Na drzewie widzę oznaczenie czarnego szlaku. Uff, zostałem ocalony.

Dalej pojechałem na mysie górki i następnie zielonym na górki miłosne. Szczególnie na Sokołami ścieżka zrobiła się mokra. Kałuże zostały zamaskowane przez liście i parę razy przednie koło niespodziewanie poleciało w dół więcej niż się spodziewałem. Mimo wszystko ten odcinek był ekstra. Pod koniec znów zgubiłem ścieżkę. Po prosty tyle leżało liści, że nie sposób odgadnąć jak dokładnie biegnie. Po przedarciu się przez rów z wodą w środku lasu, jakieś mokradło, wyjeżdżam w Pionkach.
Powrót do Radomia także przez miłosne i mysie. Na którymś skrzyżowaniu zagapiłem się i wyjechałem w Jedlni Letnisko. Myślę, dobra przejadę przez miasteczko do zalewu. Jadę, jadę, minąłem tablicę, że wyjechałem z Jedlni a zalewu nie widać. Na dodatek zaczyna lekko padać, a ja kompletnie nie wiem gdzie jestem. Zdenerwowany na siebie, że nie zabrałem mapy wracam do Jedlni i tym razem bez problemu dojechałem do zalewu. Potem w pobliże ośrodka edukacji ekologicznej. Planowałem do Woli Gołębiowskie jechać lasem, ale rzadkie oznaczenia szlaku i pokrywające ścieżkę liście znów dały o sobie znać. Kilka razy łapię się, że jadę parę metrów obok właściwej ścieżki. Nie wiem jak, ale wyjechałem przy trasie kozienickiej obok zjazdu do Jedlni. Pomyślałem, że może już nie będę kombinował i pojadę trasą do Radomia, chociaż to żadna przyjemność. W Radomiu skręciłem w Potkańskiego i przez Starą Wolę Gołębiowską wracam do domu.

 

Po mieście

Piątek, 20 listopada 2009Przejechane 23.58km w terenie 2.00km

Czas 01:09h średnia 20.50km/h

Temperatura 7.0°C

 

Siedziałem w pracy i mnie skręcało, że nie mam dzisiaj szansy na jazdę przy takiej pogodzie. Tak słonecznie i ciepło nie było już od dawna.
Dopiero po 20 wyciągnąłem rower. Najpierw był kurs nad zalew na Borkach. Zrobiłem tylko jedno kółko, bo nie za ciekawe towarzystwo się kręciło. Potem wzdłuż Maratońskiej postraszyć pieszych na ścieżce, następnie wzdłuż siódemki do ronda warszawskiego. Dalej jest króciutki singielek za barierką przy trasie po zachodniej stronie nasypu. Lubię ten odcinek. Dalej do granic miasta i powrót do domu.

 

Trochę błota

Sobota, 14 listopada 2009Przejechane 54.59km w terenie 10.50km

Czas 02:19h średnia 23.56km/h

Temperatura 11.0°C

 

Jedząc śniadanie patrzyłem przez okno i zastanawiałem się czy rzeczywiście będzie słonecznie tak jak podawał ICM, bo na razie na to się nie zapowiadało. Mimo wszystko założyłem rowerowe ciuchy i wyciągnąłem rower. Jeszcze tylko pompowanie tylnego koła (nie mogę się zebrać, żeby wymienić dętkę) i wystartowałem.
Na początek do Kozinek, jednak tym razem skręciłem w lewo i nowym asfaltem do Mijelowic. Po dojechaniu do szosy na Przytyk przejeżdżam przez nią i kontynuowałem jazdę polną drogą do Cerekwi. W Cerekwi skręcam na chyba czarny szlak rowerowy i cały czas prosto do Sławna. Znów przecinam szosę, kawałek po równym i dalej Młodocina. Błotnisty był ten odcinek.
Potem wzdłuż torów do Waliny, następnie do Orońska i powrót przez Kowalę. Tutaj zrobiłem sobie trzy razy pętelkę po górce. Posprzątane zostały gałęzie, które ostatnio jak tu byłem leżały na ścieżce i można było cieszyć się całym zjazdem. Za każdym razem na dole euforia i żal, że tak krótko.

 

Na Wielką Górę

Niedziela, 8 listopada 2009Przejechane 55.41km w terenie 10.00km

Czas 02:22h średnia 23.41km/h

Temperatura 9.0°C

 

W ostatnią noc nie padało, tak więc mogłem dzisiaj wybrać się bardziej w teren. Pytanie tylko gdzie. Kierunek zachodni już mi się mocno znudził i cały ranek myślałem dokąd pojechać. Po głębszym zastanowieniu się wpadł mi taki pomyśl: początek standardowy, czyli pierwsze 10 kilometrów do Gustawowa, potem do Wsoli i dalej do Wojciechowa. Później zweryfikuję siły i ocenię czy jechać dalej czy wracać.
Drogę do Gustawowa znam na pamięć. Dzisiaj była urozmaicona ze względu na sporą mgłę. Ruch samochodowy był mniejszy niż zazwyczaj. Po skręceniu w kierunku Wsoli mgła się przerzedza. Trochę się z tego ucieszyłem, bo buty przestały się robić mokre.
W Wojciechowie czuję się dobrze i jadę dalej do Jastrzębi. Przy kościele skręcam w prawo i najpierw przez wieś a potem leśną drogą docieram do parkingu w puszczy kozienickiej przy drodze jastrzębskiej. Zrobiłem tam sobie mały odpoczynek na batonika i picie.
Po przerwie skręcam na zielony szlak. Wiedzie on trasą tegorocznego etapu mazovii. Miejscami dukt był rozjeżdżony przez ciężki sprzęt przy wycince lasu.

Po drodze można znaleźć kilka oznak, że odbył się tu maraton: puste butelki po powerade, nawet jeszcze zauważyłem, że jedna strzałka się uchowała. Pojechałem dalej wzdłuż trasy na Wielką Górę. Rożnica wysokości robi wrażenie jak na standardy Mazowsza.

Po szczycie górki wiedzie fajny singiel wśród drzew i nie najgorszymi widokami. Ech, chciało by się więcej.

Po zjeździe wróciłem na zielony szlak i nim dojeżdżam do Dąbrowy Kozłowskiej. Tutaj szlak skręca i ja zanim. Znowu wjechałem w las i cieszę się z jazdy w pięknych okolicznościach przyrody.

Wkrótce potem opuściłem szlak i zacząłem drogę powrotną. Zanim dotarłem do asfaltu do przejechania był kilkaset metrowy błotny odcinek. No przy najmniej będzie widać, że się trochę pojeździło ;)
Potem to już był banał, czyli do młyna przy Pacynce, Stara Wola Gołębiowska, szpital, las kapturski i do domu.
Niemal pod sam koniec przy zjeżdżaniu z krawężnika zablokował mi się łańcuch w przedniej przerzutce. Całkiem się rozregulowała i dopiero potraktowanie jej z buta coś poprawiło w działaniu. W domu ją odkręciłem i nie wygląda żeby się skrzywiła. Wyregulowałem, na razie działa.

 

Po mieście

Sobota, 7 listopada 2009Przejechane 19.78km w terenie 0.00km

Czas 00:57h średnia 20.82km/h

Temperatura 9.0°C

 

Szaro, mokro, ciepło też nie było. Takie tam wyjście na rower na poprawę humoru, żeby się trochę poruszać. Pojechałem nad zalew na Borkach, ale po jednym kółku nie miałem ochoty na więcej. Dużo ludzi z psami się kręciło. Wybrałem się dalej Bulwarową, Wośnicką pod seminarium i wróciłem Suchą znów nad zalew. Potem wzdłuż siódemki do Folwarcznej na Kaputrze i powrót do domu.

 

Pętla

Niedziela, 1 listopada 2009Przejechane 29.00km w terenie 0.00km

Czas 01:06h średnia 26.36km/h

Temperatura 5.0°C

 

Standardowa pętla pomiarowa, czyli do Gustowowa, dalej Gulin, Taczów, Kozinki, Radom. Pogoda raczej nie za bardzo, bo pochmurnie i zimny wiatr. Trochę zmarzłem po nogach. Na szczęście było sucho. Samopoczucie: dobre.