Mazovia Skarżysko

Niedziela, 26 sierpnia 2012Przejechane 117.76km w terenie 90.00km

Czas 05:36h średnia 21.03km/h

Temperatura 19.0°C

 

Dojazd + rozgrzewka: 17.51 km
Wyścig: 91.75 km
Powrót: 8.50 km

Maraton w Skarżysku to ponoć najbardziej górska edycja mazovii. Dla nizinnych górali z mazovii to niemal kulminacja sezonu. Już samo zapowiadane przez organizatora (trochę na wyrost) ściganie w Górach Świętokrzyskich rozpala wyobraźnię i oczekiwania przeciętnego rowerzysty z okolic Warszawy na ponadprzeciętną trasę. To samo przeżywałem rok temu. Po wcześniejszym wyścigu w Suchedniowie zobaczyłem ile można wycisnąć w okolicy i liczyłem na powtórkę. Srogo się wtedy zawiodłem. Powtórka niby była, ale w wersji demo. Moje wypady w te tereny są ciekawsze i jako niemiejscowy z łatwością wyznaczyłbym ciekawszą trasę. W tym roku nie miałem już takich oczekiwań. Wiem, że mazovia rządzi się swoimi prawami i w pewne miejsca nie da się puścić takiej ilość ludzi. Tak więc czy z niesmakiem wspominam tegoroczną edycję?
Do Skarżyska tradycyjnie udałem się pociągiem. Nietypowa była za to liczba rowerzystów w pociągu. Oprócz kilku zawodników zjawiła się także spora grupa turystyczna z zamiarem pozwiedzania północnych krańców województwa świętokrzyskiego. Szczęście, że był to niedzielny poranek i z miejscem w pociągu nie było problemu. Przed startem sprawdziłem początek i koniec trasy. W ciągu ostatnich 2-3 tygodni wiele się nie zmieniło. Nadal rozkopane i trzeba będzie uważać na niespodzianki. W sektorze ustawiłem się późno co skutkowało wylądowaniem na samym końcu. Dzisiaj wiedziałem, że mam zamiar pojechać giga, bo co prawda decyzję można podjąć dopiero na rozjeździe, ale sens ma to tylko w przypadku wycofania się z dłuższego dystansu. W praktyce trzeba wiedzieć od początku co się jedzie. Jeszcze kilka chwil oczekiwania, w międzyczasie zaczął padać deszcz i w końcu ruszyliśmy. Pierwsze kilkaset metrów po mokrym asfalcie poszło spokojnie, ale po wjeździe na trylinkę zaczęły się ruchy ku przodowi. Ktoś złapał kapcia, ktoś inny zerwał łańcuch jednak mimo wszystko jechało się płynnie. Nawet po zwężeniu nie było problemów z blokowaniem. Jechało mi się dobrze i tylko parujące okulary mąciły ten stan. Z resztą po kilku kilometrach i tak były całe w błocie, więc je zdjąłem. Nie chciałem ich chować po kieszonki z tyłu, bo to przy umazaniu błotem przepis na porysowane szła. Już jedne okulary tak załatwiłem w Piasecznie, dlatego przyczepiłem je do pasków plecaka. To też był zły pomysł, bo na szybkiej szutrówce odczepiły się i upadły. Nie było szans się zatrzymać i wrócić, poza tym prawdopodobnie chwilę potem ktoś i tak mógł po nich przejechać. Znów trzeba kupić nowe – trzecie w tym sezonie.
Po kilkunastu kilometrach trasa w końcu skręciła z szutrówek i wjeżdżała do lasu. Zaczęły się ścieżki i błota, ale takie do przejechania, a nie tylko do zarzynania sprzętu. Tutaj założony wczoraj po namysłach nobby nic spisywał się bardzo dobrze. Gdy inni ślizgali się we wszystkie strony mi udawało się w miarę utrzymywać trakcję, chociaż mistrzem jazdy po śliskim nie jestem. Trzymałem się co mocniejszych zawodników w zasięgu wzroku i jechałem swoje. W końcu dojechaliśmy do najatrakcyjniejszego fragmentu trasy, która w części pokrywała się w trasą z Suchedniowa sprzed 2 tygodni. Bardzo dobre rozwiązanie, a tym bardziej, że praktycznie w ogóle nie było odcinków asfaltowych. W pewnym momencie pojawiła się czerwona tabliczka ‘Kamień Michniowski’ i podjazd. Nie podjechałem - za ciasno, za ślisko. Musiałem pchać niemal do końca podjazdu. Trud się opłacał, bo po wskoczeniu na rower przed oczami roztaczał się klimatyczny obrazek. Rzadki las bez krzaków lekko opadający w dół, a to wszystko otulone w delikatnej mgle. Aż zwolniłem w tym miejscu, aby sobie popatrzeć. Dalej łagodny zjazd w kierunku Burzącego Stoku chyba pokonany szybciej niż rok temu. Potem był wjazd z powrotem na szutrówkę, kawałek śliskiego błota i dojeżdżało się po rozjazdu. Chwilę wahałem się czy zjazd na giga w tych warunkach był mądry, bo rower i tak już mocno dostał w d… łożyska, ale widać za długo się zastanawiałem i z rozpędu zjechałem na giga.

I od razu zrobiło się pusto. Nie działa to na mnie motywująco, bo ja lubię gonić. Jechało mi się tak sobie i do około 70 kilometra przeżywałem mały kryzys. Wyraźnie zamulałem i kolejni zawodnicy mnie wyprzedzali. Dopiero po ponownym wdrapaniu się na Kamień Michniowski chęci na dalszej jazdy wróciły. W końcu hamulec przedni przestał hałasować i nie to, że się sam naprawił tylko sprężynka od klocków została już przemielona. Wreszcie błoga cisza i kapitalny las w mgle zmotywowały do mocniejszego przyciśnięcia w pedały. Uformowała się już stała grupka 3-osobowa, z która ładnie napędzała się prawie do mety. Znów zjazd do Burzącego Stoku, znów szutrówka, błoto tym razem już w wersji totalnie rozjechanej i rozjazd z tabliczką ‘Do mety’. Wszystkie rezerwy sił na pokład i gnaliśmy na tą wyczekiwaną metę. Ale po drodze czekała jeszcze jedna atrakcja. Kilku kilometrowy odcinek przez korzenie. Potrafiło tutaj wytrząść człowieka nie gorzej niż na kocich łbach pokonywanym dwukrotnie na trasie. W końcu przejazd pod torami i znaną z ubiegłego roku drogą na stadion. Tempo w naszej grupce wzrosło, ale wszyscy dzielnie się trzymali. Do czasu, gdy na ostatnim kilometrze utknąłem w piachu ratując się przed spotkaniem z drzewem. Szkoda, bo fajnie byłoby razem wpaść na stadion. Trochę już rozluźniony dojechałem do mety.
A tutaj już jakby trochę koniec imprezy. Na bufecie chyba tylko woda została. Trzeba dopominać się o talon o posiłek. Generalnie pusto, ludzi niewiele, bo wszyscy jeszcze obecni stali chyba w kolejce do myjki rowerowej. Też stanąłem, ale po półgodzinie stania i przesunięcia się o 2 metry zrezygnowałem. Pociąg powrotny do Radomia nie będzie czekał , więc po obmyciu twarzy i rąk wracam na dworzec na totalnie upapranym rowerze. Powrót pociągiem z innymi bikerami jak zwykle odbył się w przyjemnej atmosferze.

Wynik:
M2: 10/12
Open: 38/68

 
 
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa chorz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]