Po powrocie z pracy wyskoczyłem na rower, aby przypomnieć sobie drogę do Konstancina. Było tak samo jak w poprzednim roku, nic się zmieniło, jedynie przed Kabatami został położony asfalt na kostce wzdłuż ulicy KEN. Z racji, że niemal cały czas jechałem ścieżką prędkość była dostosowana do warunków ruchu miejskiego. Większa mogła skończyć się krzywdą dla mnie lub dla kogoś. A ruch o 19 na warszawskich ścieżkach naprawdę spory. Dużo rowerzystów, ale tak na moje oko połowa nie potrafi jeździć po tym ścieżkach. Jadąc czułem się dużo bardziej niepewnie niż podczas maratonu siedząc komuś na kole. Chociaż jechałem bardzo ostrożnie to nie raz musiałem ostro hamować.
I tak pierwszy wkurzający typ rowerzystów na ścieżkach to ściganci. Rozumiem, że ktoś trenuje, ale chyba ścieżka to nie jest dobre miejsce do treningu. Wydaje mi się, że lepiej wybrać się do np. lasu i tam poszaleć. Wiem, że o las w stolicy ciężko, ale wyprzedzanie, co by nie stracić tempa, w ostatniej chwili nie jest bezpieczne. Ściganci istnieją, ponieważ po ścieżkach jeździ drugi typ wkurzający, czyli spacerowicze. Zazwyczaj ten typ jedzie środkiem, wolno, z niestabilnym torem jazdy. Do tej kategorii zaliczam także dzieciaki. W sumie najmniej denerwujący gatunek, bo niektórzy uczą się jeździć, każdy też jeździ swoim tempem, więc rozumiem. Trzeci najgorszy typ to dyskutanci. Ja wiem, że fajnie jechać i rozmawiać z osobą obok, ale jak na razie ścieżki rowerowe nie są szerokości autostrady, tylko miejsca jest tyle aby bezpiecznie się minąć. A dyskutant ma dodatkowo tendencję do nie patrzenia przed siebie. Jedzie się z naprzeciwka, jest się coraz bliżej i nie wiadomo:
- widział, ale myśli że jestem jeszcze daleko,
- nie widział i w ostatniej chwili będzie uciekał, ale nie wiadomo w którą stronę,
- nie widział i dopiero połapie się o co chodzi jak w niego wjedziesz.
Nie wiadomo jak z takimi się obchodzić: hamować, uciekać w trawnik czy jechać na czołówkę. Osobna kategoria to jeźdźcy bez żadnego oświetlenia po zmroku. Może ja już stary i ślepy jestem, ale zazdroszczę ludziom tego noktowizora w oczach.
No i jeszcze miałem sytuację, że mogę mówić o szczęściu. Jechałem przyblokowany trochę przez rolkarza gdy nagle między nim a mną postanowić przelecieć przez ścieżkę mały brzdąc. Wyrwał się jakoś matce i wprost mi pod koło. Wolno jechałem, ale rower postawiło mi dęba.
Kategoria Asfalt, Na popołudnie