Niedziela, 15 stycznia 2012Przejechane 22.56km w terenie 17.00km
Czas 01:15h średnia 18.05km/h
Temperatura -2.0°C
Wstałem rano, wyjrzałem przez okno i WOW - jest śnieg. Temperaturka wyraźnie poniżej zera. Nie to żebym tęsknił i wyczekiwał, ale zawsze to jakaś odmiana. Już mi bokiem wychodzi ta szarość na zewnątrz. Mrozik powinien ściąć wszelakie błoto w lesie, więc mogłem zaliczyć pierwszy w tym roku snowride. Jeszcze tylko spuścić powietrze z kół i hajda do lasu kapturskiego. Śniegu było w sam raz.
Niedziela, 11 grudnia 2011Przejechane 63.23km w terenie 25.00km
Czas 03:11h średnia 19.86km/h
Temperatura 4.0°C
Ojjj, długo się zbierałem, żeby kiedyś wpaść na niedzielną zbiórkę mtb-owców pod rurami. A jak już się zebrałem w sobie to i tak się spóźniłem. W rezultacie nie było okazji, aby się przedstawić i tak trochę na krzywy ryj pojechałem za tłumem do puszczy. Przez pierwsze dwa kilometry tempo wyszło prawie maratonowe, ale potem się uspokoiło. Kilka nowych ścieżek poznałem, ale większość tych najciekawszych to znane mi odcinki przez mysie czy miłosne. Nie ma się co dziwić, bo obszar jest ograniczony i cudów się tutaj nie wymyśli. Wracając już w Radomiu zmasakrował mnie wiatr. Zapomniałem zabrać ze sobą coś do jedzenia, a potem jazda pod wiatr i pod górkę zrobiła ze mnie miazgę. Dawno tak wyczerpany nie dotarłem do domu.
Niedziela, 4 grudnia 2011Przejechane 44.01km w terenie 17.00km
Czas 01:53h średnia 23.37km/h
Temperatura 9.0°C
To był wypad pod pewnym względem wyjątkowy, bo jeszcze nigdy nie byłem w grudniu w puszczy. Zawsze było już za zimno, śnieg, brak odpowiedniego stroju, itp. Dzisiaj jednak wszystko zagrało. Właściwie wypad do puszczy to był jedyny sensowny kierunek, bo wszędzie by wiało, a chwilowo las kapturski mi obrzydł. Na krótkie przejażdżki się nadaje, ale jeśli jest tak ciepło (jak na grudzień) to szkoda czasu na taką drobnicę. Zaś w puszczy warunki do jazdy były świetne. Wszędzie sucho, zero błota, chociaż poprzedniego dnia coś tam padało. Aż żałowałem, że tak późno się wypuściłem z domu. Po singlu przez małą Wielką Górę dotarłem do parkingu leśnego i dalej cały czas wzdłuż zielonego szlaku rowerowego. Tutaj było małe, ale jednak niemiłe utrudnienie. Gładka zazwyczaj dróżka była dzisiaj podziobana przez koniarzy plus specjalne odcinki z końskim łajnem. Wkurzające to było. I tak prawie do ośrodka edukacji ekologicznej. W tym miejscu zrobiłem nawrót na kierunek Radom. Miałem jeszcze ochotę na mysie górki, ale czas mnie gonił.
Niedziela, 27 listopada 2011Przejechane 32.45km w terenie 16.00km
Czas 01:34h średnia 20.71km/h
Temperatura 7.0°C
Są chęci do kręcenia, ale jakoś nie mam ostatnio w ogóle pomysłu gdzie pojeździć. Miałem podjąć kolejną próbę stawienia się pod rurami, ale smętna pogoda znów wygrała. W końcu wytoczyłem się około 12 i powłóczyłem się po tych samych okolicach co wczoraj, czyli las kupturski, janiszewski i pola między nimi.
Sobota, 26 listopada 2011Przejechane 37.14km w terenie 25.00km
Czas 01:50h średnia 20.26km/h
Temperatura 6.0°C
Kolejny depresyjny późnolistopadowy dzień, w którym słońca nie uświadczysz za to zimnego wiatru w twarz aż w nadmiarze. Tak można by opisać to co widać teraz za oknem. Coś mnie jednak wyciągnęło na rower i o dziwo warunki do jazdy nie były takie straszne. Mimo tego nadal nie uśmiechało mi się walczyć z wiatrem na asfalcie, więc pozwiedzałem bliższą okolicę. Na początek poszedł las kapturski, ale tutaj trochę było ludzi i nie można było luźno pojeździć. Dlatego poturlałem się drogami leśnymi polnymi do Wsoli. Cześć tej trasy to nie pamiętam kiedy ostatnio jechałem, czyli to było dawno i na pewno nie w tym roku. Potem nie zrażony wiatrem hulającym po polach, łąkach skierowałem się w stronę lasku janiszewskiego też zaliczając dawno nie odwiedzane ścieżki. W samym lasku atrakcji nie ma, ale zawsze jest pusto i można bezstresowo pojeździć. Małym wątkiem jeśli chodzi o atrakcje jest nasyp po strzelnicy. Jest tam kawałek ścieżki technicznej i dziś mnie pokarała pięknym otb. Na swoje usprawiedliwienia mam tylko to, że ktoś wykopał dół, liście go przykryły, a ja obecnie mam tylko przedni hamulec. Z resztą chyba taka karma, bo od ponad miesiąca nie witałem się tak czule z Matką Ziemią. Albo inaczej musi być: gleba zaliczona - wypad udany.
Niedziela, 13 listopada 2011Przejechane 24.31km w terenie 15.00km
Czas 01:18h średnia 18.70km/h
Temperatura 1.0°C
Pogoda była taka, że nie chciało się mi się nawet nosa z domu wystawiać. Szaro, pochmurno i zimno. Zboczenie jednak wzięło górę i postanowiłem chociaż trochę pojeździć. Najpierw trzeba było założyć górę ciuchów plus śmieszne dodatki w postaci ocieplaczy na buty, ciepłych rękawiczek i czapki. Tak opatulony pokręciłem się po lesie kapturskim, a potem po lasku janiszewskim. Tutaj ku rozczarowaniu stwierdziłem, że nasyp po starej strzelnicy przestał się na razie nadawać do ćwiczenia zjazdów. Ktoś go przerobił na potrzeby bardziej ekstremalnego rowerowania. Poza tym za dużo piachu, miałem założone kendy sbe i to mocno nabite, więc ze zjeżdżania wyszło wielkie nic.
Sobota, 5 listopada 2011Przejechane 69.24km w terenie 40.00km
Czas 03:07h średnia 22.22km/h
Temperatura 15.0°C
Cały tydzień walczyłem z przeziębieniem, ale udało mi się odprowadzić do porządku na weekend. Jeszcze męczył mnie katar, a jazda z zatkanym nosem sprawia pewne trudności, za to reszta już wróciła do naturalnego stanu. Bo przegapić taki weekend jak ten to świętokradztwo. Co prawda jesień dopiero na półmetku, ale zarykuje już stwierdzenie, że w tym roku jesień była bardzo łaskawa. Jak może być inaczej jeśli w lesie nie ma krzty błota, ziemia ładnie ubita i no to szaleństwo barw godne złotej jesieni. Nie wspominając o temperaturze w ciągu dnia. Oczywiście łyżka dziegciu też się znajdzie, bo jednak troszkę dzisiaj wiało. Ale to był kolejny argument za tym, aby odwiedzić ponownie puszczę kozienicką. Zrobiłem pętlę mniej więcej taką samą jak ostatnio w niedzielę, więc nie będę pisał gdzie i jak jechałem. Zainteresowanych odsyłam do poprzedniego wpisu z mapką, za to dzisiaj dam więcej zdjęć na dobry początek listopada.
Niedziela, 30 października 2011Przejechane 67.73km w terenie 33.00km
Czas 02:53h średnia 23.49km/h
Temperatura 12.0°C
Dzisiaj był ciąg dalszy unikania dróg publicznych, bo nie wiadomo jacy wariaci wytoczyli się na drogi. A że pogoda nadal pozwalała na trochę dalsze wypady nie było inne możliwości jak kolejny raz w ten weekend odwiedzić puszczę kozienicką. Przy najmniej tą cześć najbliżej Radomia. Chociaż teren ten sam co wczoraj to trasa wyszła mocno inna. Na dodatek dziś zadziałało zgrywanie śladu, więc jest track ku pamięci.
Sobota, 29 października 2011Przejechane 66.91km w terenie 32.00km
Czas 02:47h średnia 24.04km/h
Temperatura 11.0°C
Wcale nie tylko puszcza jak w tytule, ale był także kawałek przez pola i łąki. Nie wiało dzisiaj prawie w ogóle, dlatego przejechałem się dawno nie odwiedzaną trasą od Janiszewa do Piastowa. Oczywiście nie było tam żadnych cudów po drodze, bo być nie może, ale jest to dobry odcinek po przećwiczenia jazdy przez piach oraz po wertepiastej trawie. Za obydwoma nawierzchniami nie przepadam, jednak parę kilometrów nie zaszkodzi od czasu do czasu przejechać. Potem już cały czas asfaltem do Jastrzębi i przy kościele skręciłem w prawo aby dotrzeć do puszczy, a dokładniej do leśnego parkingu. Tego drugiego w głębi lasu, bo pierwszy jest tuż przy wjeździe. Przy parkingu (tym drugim) zaczyna się utwardzona, szeroka, leśna droga, aż do następnego parkingu, ale już na skraju lasu po drugiej stronie. Nie wiem co jest w tej drodze takiego fajnego, bo to ot zwykły dukt, ale zawsze bardzo przyjemnie mi się tam jedzie. Może to przez lekki spadek, może przez ubity tłuczeń. W każdym razie zawsze tam łapię flow. Przy parkingu (tym trzecim) ponownie skręciłem w prawo i skrajem puszczy kierowałem się pod bramę ośrodka edukacji ekologicznej. Ci co byli na tegorocznym maratonie w Kozienicach powinni kojarzyć ten kawałek. Chociaż nie do końca, bo w jednym miejscu pojechałem ścieżką obok drogi, a na maratonie ten kawałek był specjalnie zastawiony taśmą. Przy ośrodku wjechałem na zielony szlak rowerowy zwany też ścieżką edukacyjną i kierowałem się do, a jakże, parkingu leśnego (tego drugiego). Tam dalej wzdłuż szlaku z wyjątkiem na singiel przez Wielką Górę (wcale nie taką wielką) i aż do dwudeskowej kładki na Pacynce. Przejazd przez nią to zawsze jakieś urozmaicenie typu wóz albo przewóz. Albo przejedzie się bez problemu, albo kąpiel. Dalej to już bardzo standardowo, byle do Starej Woli Gołębiowskiej i prawie w domu. Ogólnie wszystko fajnie, tylko znów nie zgrał mi się track, grrr...
Sobota, 22 października 2011Przejechane 68.45km w terenie 35.00km
Czas 03:04h średnia 22.32km/h
Temperatura 9.0°C
Chociaż rano termometr straszył minusem to w południe zrobiło się całkiem przyjemnie. Jakoś naszła mnie ochota na wypad do puszczy to sobie tam pojechałem i się nie zawiodłem. Obecnie drogi i ścieżki są w bardzo dobrym stanie, zero kałuż, błota, nawet piachu mało, wszystko związane wilgocią i ubite. Wracając na mysich górkach poćwiczyłem pewien podjazd pod wydmę. Na razie nie do podjechania dla mnie. W środkowej części za duży piach. Dalej jest już twardo, ale i także stromo. Czy tutaj dałbym radę to muszę najpierw pokonać tą pułapkę piaskową, aby się dowiedzieć.