Wpisy archiwalne w kategorii

Na popołudnie

Dystans całkowity:14428.20 km (w terenie 2943.00 km; 20.40%)
Czas w ruchu:613:07
Średnia prędkość:23.53 km/h
Liczba aktywności:203
Średnio na aktywność:71.07 km i 3h 01m
Więcej statystyk

Objazd Mazovii w Kozienicach cz. II

Niedziela, 1 lipca 2012Przejechane 44.73km w terenie 15.00km

Czas 02:01h średnia 22.18km/h

Temperatura 35.0°C

 

Miała być część druga objazdu, ale dzisiaj skapitulowałem przed temperaturą. Momentami było ponad 41 stopni. W takich warunkach nie było mowy o intensywniejszej jeździe. Pojechałem jedynie dokładniej zbadać jeden fragment co do którego miałem wątpliwości jak biegnie trasa, ale po dotarciu na miejsce chęci na dalsze szwendanie mi przeszły. Wydatnie w tej decyzji pomógł mi brak czegoś przeciw robactwu. No i to ekstremalnie szybkie opróżnianie bukłaka. Dwa litry ledwo starczyły na dwie godziny jazdy.

 

Objazd Mazovii w Kozienicach cz. I

Sobota, 30 czerwca 2012Przejechane 76.40km w terenie 45.00km

Czas 03:37h średnia 21.12km/h

Temperatura 31.0°C

 

Na ten dzień obnosiłem się z wypadem w okolice Skarżyska, ale pomysł zarzuciłem, bo: po pierwsze prognozowany był upał i o ile lubię letnie temperatury to powyżej 30 stopni jazda przestaje mi się układać. W pewnym momencie następuje zgon, koniec, marzę tylko o powrocie do domu i lepiej, żeby ten dom był w miarę niedaleko. Po drugie zaczął szwankować mi w rowerze przedni hamulec. Na płaskim problem był nie do zauważenia, ale podczas ostatnich zjazdów na Altanie trudno było nie odnieść wrażenia, że coś ewidentnie nie gra. Klamkę można było dociągnąć do kierownicy a i tak większego wpływu nie miało to na siłę hamowania. Prawdopodobnie zapowietrzony był układ - trzeba było zajrzeć przed wypuszczeniem się w trudniejszy teren. I po trzecie: chciałem trochę odespać po tygodniu pracy, więc plan spalił na samym początku.
Nic to jednak, ponieważ w końcu pojawiła się mapka z trasą maratonu w Kozienicach. Szybki ogląd tracka, zgranie na telefon i nastąpił pewien zawód. Z tego co zostało opublikowane wynika, że będzie ganianie się głównie po drogach pożarowych praktycznie bez singli. Okolice Pionek i Jedlni-Letnisko całkowicie ominięte, więc górek na trasie nie będzie. Kilka fragmentów trasy nie znałem, ale nie liczyłem na jakieś podjazdy. Natomiast wiem, że jeśli nie popada 2-3 dni przed sobotą to można spodziewać się piachu, dużo piachu, miejscami wręcz nieprzebytych piaskownic. Z tego właśnie powodu raczej rzadko w miesiącach letnich zaglądam do puszczy, bo wiem jak potrafią być upierdliwe tamtejsze drogi.
Z ciekawości jednak chcę zrobić zwiad na pętli Mega. Połowę trasy Fit znam ze wcześniejszych tegorocznych wypadów. Końcówka jest praktycznie identyczna jak w poprzednim roku na polandbike, czyli szeroka leśna droga, zaś do rozjazdu Mega-Fit jest nowy asfalt przez miejscowość Augustów, a wcześniej szutrówka, która przecina drogę na Królewskie Źródła. Poczekałem, aż zrobi się trochę chłodniej popołudniu w między czasie odpowietrzając hydrauliki i w końcu ruszyłem sprawdzić, czego spodziewać się za tydzień.
Po wjeździe do puszczy wszelkie wątpliwości zostały rozwiane. Przy utrzymaniu się obecnej upalnej pogody będzie piaskowo. Dużo gorzej niż na przykład w Wyszkowie. Odsyłam z resztą to zdjęć ustrzelonych podczas jazdy. Jednak, żeby nie było, że tylko narzekam to trafiają się ciekawe fragmenty oddające ducha tej puszczy, w których jakoś dziwnym trafem nigdy nie byłem.

Można by było dłużej delektować się takimi widokami, ale się nie dało. Rój latających potworów błyskawicznie zakwalifikował mnie jako potencjalną stołówkę. Meszki przy nich to małe piwo, bo to coś, chyba nazywa się to gzy [update: zostałem uświadomiony, że to są bąki, bo gzy nie gryzą] czy jakoś tak, atakują od razu i gryzą do krwi. Dlatego każdemu jeżdżącemu wolniej zalecam zaopatrzyć się w dobry repelent. Natomiast biada tym, którzy będą zmieniać dętkę.

 

Letnia jazda

Niedziela, 24 czerwca 2012Przejechane 74.36km w terenie 45.00km

Czas 03:17h średnia 22.65km/h

Temperatura 26.0°C

 

Dawno już sobie zaplanowałem, że ten dzień będzie wykorzystany na objazd trasy maratonu w Kozienicach i wykonanie małej dokumentacji foto. Niestety na niespełna dwa tygodnie przed imprezą nadal nie ma mapki. Albo organizator podchodzi po macoszemu do tej edycji albo wciąż przepycha się z leśnikami i policją, aby wycisnąć ciekawszy przebieg wyścigu niż ubiegłoroczny polandbike. Dlatego na tą chwilę nie wiadomo czy trasa pobiegnie w kierunku Radomia czy w kierunku północno-zachodnim, jednak ja obstawiam kierunek na Radom. Wydaje się być tutaj więcej atrakcji do wykorzystania, ale trzeba będzie zabezpieczyć ruchliwą szosę Radom-Kozienice.
Z braku konkretnych informacji jak i pomysłu na inny cel niedzielnej przejażdżki wpadłem mimo wszystko do puszczy zobaczyć jakie obecnie panują tam warunki. Znając potencjał terenu do zamieniania się w ruchome piaski, na ten moment można napisać, że piachu praktycznie nie ma. W większości przypadków jest on dobrze ubity, a leśne drogi są bardzo szybkie. Trafiłem tylko na jeden kawałek zdewastowany przez ścinkę w lesie. Kałuż,a tym bardziej błota też nie ma. Jak będzie padało co kilka dni takie warunki się utrzymają, jeśli nie będzie padało, utrzyma się słoneczna pogoda i kilka razy przejedzie drogami ciężki sprzęt, może szykować się pustynna rzeźnia w środku lasu.

 

Maratonowe i inne rozterki

Sobota, 23 czerwca 2012Przejechane 114.24km w terenie 15.00km

Czas 04:39h średnia 24.57km/h

Temperatura 22.0°C

 

Jak już pisałem wcześniej zmiany w kalendarzu mazovii i legii wywróciły mi kalendarz lipcowy do góry nogami. W ten weekend od dawna miałem zarezerwowany na objazd trasy maratonu w Kozienicach, ale po pierwsze jeszcze nie ma na razie mapki z trasą, a po drugie przez dwa tygodnie sporo może się zmienić w kwestii podłoża. W taki sposób powstał mi luźny tydzień. Mogłem wybrać się na poland bike do Sochaczewa i prawie pół dnia się zastanawiałem czy tak nie zrobić. Ciekawość mnie ciągnęła, bo nie znam tamtych okolic, ale jak zobaczyłem jakie jest zapowiadane przewyższenie to ochota mi przeszła. 300 metrów na ponad 60-kilometrowej trasie, to jest tyle co kot napłakał. Okolice Radomia są płaskie, ale bez większych trudności mogę wymyślić coś co będzie miało więcej metrów pod górę, a koszt wpisowego i dojazdu zerowy. Tak więc z Sochaczewem dałem sobie spokój.
Jak już miałem zostać na weekend w domu to postanowiłem poszukać większych podjazdów. Oczywiście wiele szukać nie trzeba, bo porządne podjazdy zaczynają się za Szydłowcem, a konkretniej pisząc to mam na myśli podjazd do Huciska a potem na szczyt Altany. Dalej, realizując idee 'Weekend zerowych kosztów', do Szydłowca jadę rowerem, bo trasa przyjemna a i znajdzie się kilka smaczków po drodze. Jednak właściwa zabawa zaczyna się na podjeździe do miejscowości Hucisko. Na pewno jest treściwie. W Huciskach opuszczam asfalt i atakuję do końca Altanę. Podłoże jest tutaj wyraźnie inne jak w innych lasach mazowieckich. Nie ma piachu, za to z ziemi wystają już kamienie różnej wielkości - taka namiastka gór. Las jest gęsty i mimo palącego słońca miejscami panuje głęboki cień. Wjazd pod wieżę obserwacyjną to chyba jeden z lepszych kawałków mtb w województwie mazowieckim.

Zjeżdżam do granicy z województwem świętokrzyskim. Po drodze mijam innego mtb-bikera, który podjeżdżał Altanę od południowej strony. Skręcam do Ciechostowic i mam przed sobą długi kilometrowy, asfaltowy zjazd. Gdyby nie to, że wieś jest dość ruchliwa to można tutaj pokusić się o bicie rekordu na maksymalną prędkość, ale ja wolę zachować rozsądek, bo dzisiaj trafił mi się orszak weselny. Tak na marginesie, ile ja już w sobotnie popołudnia mijałem takich orszaków weselnych to nie ogarniam. Na pewno po kilka w każdym roku się trafi.
Wracając do trasy, za wsią odbijam w prawo i zaczynam podjazd kamienisto-korzenno-trawiastą ścieżką. I tak trzy razy pętla przez szczyt i Ciechostowice. Na kolejnej pętli znów mijam tego samego bikera: ja zjazd, on podjazd.
Po wszystkim wjeżdżam jeszcze do końca asfaltem w Huciskach by spojrzeć z wysokości na Polskę nizinną, do której trzeba było wracać.

 

Na fali wznoszącej

Czwartek, 7 czerwca 2012Przejechane 57.03km w terenie 0.00km

Czas 02:02h średnia 28.05km/h

Temperatura 23.0°C

 

Czasu było ile było. Niby dzień wolny, ale nie dało się więcej wygospodarować. Miało być dłużej, niestety musiało być krócej. A jak krócej to zrobiłem intensywniej. Trasa przez Kowalę, Orońsko, Wolanów, Zakrzew, Gustawów to cały czas asfalt za to z paroma pagórkami po drodze. Można nawet napisać, że lekko interwałowa.
Wiatr kręcił i przez większość czasu przeszkadzał niż pomagał. Zawsze w takiej sytuacji wmawiam sobie, że to taka symulacja podjazdu, dzięki czemu łatwiej jedzie mi się w takich warunkach, bo wiem że ma to przynajmniej jakiś sens. Nie specjalnie zerkałem na licznik dlatego w domu zaskoczenie co do czasu przejazdu. Początkowo wątpiłem co do prawidłowości pomiaru i zastanawiałem się czy przypadkiem nie za niskie ciśnienie mam z przodu, co zawyżało by wyniki, ale gps pokazał podobny dystans. Widać wciskanie jazd i innych aktywności w środku tygodnia przynosi efekty, bo forma rośnie.

 

Zwyczajna, asfaltowa niedziela

Niedziela, 3 czerwca 2012Przejechane 75.94km w terenie 2.00km

Czas 02:49h średnia 26.96km/h

Temperatura 18.0°C

 

Jakoś tak mam, że nie ciągnie mnie za bardzo w niedzielę w teren. Powód tego jest prozaiczny: po wypadzie asfaltowym rower odstawiam i może spokojnie czekać na następny wypad, a po jeździe terenowej trzeba co najmniej opłukać go wodą, poczekać aż obeschnie, przy najmniej pobieżnie przesmarować łańcuch. To trochę zajmuje czasu, a ja jednak chciałbym w niedzielę trochę poleniuchować. Dlatego jeśli nie ma okazji zazwyczaj w niedzielę wygrywa wycieczka asfaltowa.
Dzisiaj wygrał najbardziej standardowy cel takiej wycieczki jaki mógł być, czyli zalew w Domaniowie. Za to trasa do niego nie była już taka oczywista. Nawet raz się już tłumaczyłem dlaczego tak, a nie inaczej.
Na miejscu odwiedzam dawno nie widziany dwór w Konarach, bo ostatnio się tam dużo pozmieniało. Jeszcze nie tak dawno to był obraz nędzy i rozpaczy: zalane piwnice, dziurawy dach, brak okien, zarwane stropy w środku, a to wszystko zarośnięte krzakami. Natomiast teraz to chyba nie wpuszczają do środka bez złotej karty w portfelu. Historia i odbudowa tego dworu jest na prawdę spektakularna.



Wiele czasu w Konarach nie spędziłem, bo trochę czas mnie gonił oraz miałem niecny plan na bicie rekordu na 20km razem ze sprzyjającym wiatrem. Pomimo wczorajszej ociężałej jazdy nawet się mi to udało.

 

Bez pomysłu na puszczę

Sobota, 2 czerwca 2012Przejechane 70.70km w terenie 40.00km

Czas 03:11h średnia 22.21km/h

Temperatura 11.0°C

 

Coś zimno się zrobiło jak na czerwiec. Na dodatek porządnie wiało. Właściwie jedynym sensownym kierunkiem na dłuższy wypad to jazda w stronę puszczy kozienickiej by tam chować się przed wiatrem. Nie za bardzo miałem ochotę na taką wycieczkę, bo miałem w pamięci piach z poprzedniej soboty. Ale jak już napisałem nie było innych alternatyw, a piach mógł się zmniejszyć, bo trochę padało w ciągu tygodnia. Jak się okazało opady pomogły ucywilizować drogi w puszczy. Zrobiło się na tyle twardo, że dało się przejechać bez obrzydzenia na twarzy. W trakcie jazdy ładnie się wypogodziło, ale bez większego wpływu na temperaturę. Można napisać, że było przyjemnie rześko. Mimo to nie pobudziło mnie to większego wysiłku. Od początku ciężko mi się jechało. No cóż, jeśli organizm odmawiał współpracy to nie było co się zarzynać. Na tyle mu ufam, że oczytałem to jako potrzebę odpoczynku i całość trasy przejechałem tempem wycieczkowym podziwiając okoliczną przyrodę.

Wraz ze spadkiem tempa zrobiło mi się jeszcze zimniej. Na szczęście zabrałem w plecaku ciepłe rękawiczki i pelerynkę przeciwdeszczową, która dobre izoluje od wiatru, ale nie sprawia wrażenia gotowania się pod ceratą. Trochę się przezbroiłem, przekąsiłem, przepiłem i potoczyłem się dalej. Ostatecznie całkiem przyjemna wycieczka z tego wyszła.

 

Wiecznie komplikacje

Niedziela, 27 maja 2012Przejechane 85.50km w terenie 13.00km

Czas 03:27h średnia 24.78km/h

Temperatura 22.0°C

 

Na ten dzień miałem zaplanowane podjazdy na Altanie i przy okazji zrobienie setki dzień po dniu, ale niestety nie da się podporządkować rowerowaniu całego życia. Nie znalazło się odpowiednio duże okienko czasowe i tym samym wypad musiał być krótszy. Jako, że i tak miała być głównie asfaltowa przejażdżka do Szydłowca to po zmianie wyszła głównie asfaltowa wycieczka do Iłży.
Jak już dotarłem na wzgórze zamkowe to przykro nie było by wykorzystać podjazdu wąwozem. Musiał wystarczyć jako substytut podjazdu na Altanę.

Planowo pokonałem go trzy razy jednak to nie to samo co podjazd od Ciechostowic. Jest zdecydowanie krócej jednak na dzisiaj musiało wystarczyć.

 

Ciepło, ciepełko

Środa, 23 maja 2012Przejechane 55.17km w terenie 15.00km

Czas 02:30h średnia 22.07km/h

Temperatura 25.0°C

 

Od kilku dni mamy próbkę lata. Nareszcie przebranie się na rower nie zajmuje kilkunastu minut. Wystarczy decyzja i już można iść pojeździć. Planowo miała być spokojna wycieczka i to się udawało dopóki nie zjechałem na ścieżkę po praskiej stronie Wisły. Już powoli się ściemniało, więc nie pałętało się dużo ludzi i można było trochę podkręcić tempo, bo niektóre kręte kawałki są na prawdę świetne. Mimo i tak asekuracyjnej jazdy jechało się super przyjemnie, a gdyby puścić się na pełnej prędkości to banan na twarzy byłby gwarantowany. Niestety trzeba było wrócić do cywilizacji oddalonej o kilkadziesiąt metrów. Aż dziw mnie bierze, że przez środek betonowej dżungli biegnie ścieżka, na której można się poczuć jak na przednim singlu w lesie.
Lekko przykurzony zrobiłem sobie jeszcze krótki przystanek na moście a potem już tylko został powrót do bazy.

 

Zakończenie miniwakacji

Niedziela, 6 maja 2012Przejechane 58.64km w terenie 2.00km

Czas 02:23h średnia 24.60km/h

Temperatura 24.0°C

 

To miał być spokojny wypad tempem wycieczkowym nad zalew w Domianiowie, ale za sprawą mocnego zachodniego wiatru połowa trasy to była dobra rzeźnia pod wiatr. Tym bardziej, że czułem w nogach ostatnie dni. Niby powrót z wiatrem, ale jakoś nie mogłem tego poczuć.