Zwyczajna, asfaltowa niedziela
Jakoś tak mam, że nie ciągnie mnie za bardzo w niedzielę w teren. Powód tego jest prozaiczny: po wypadzie asfaltowym rower odstawiam i może spokojnie czekać na następny wypad, a po jeździe terenowej trzeba co najmniej opłukać go wodą, poczekać aż obeschnie, przy najmniej pobieżnie przesmarować łańcuch. To trochę zajmuje czasu, a ja jednak chciałbym w niedzielę trochę poleniuchować. Dlatego jeśli nie ma okazji zazwyczaj w niedzielę wygrywa wycieczka asfaltowa.
Dzisiaj wygrał najbardziej standardowy cel takiej wycieczki jaki mógł być, czyli zalew w Domaniowie. Za to trasa do niego nie była już taka oczywista. Nawet raz się już tłumaczyłem dlaczego tak, a nie inaczej.
Na miejscu odwiedzam dawno nie widziany dwór w Konarach, bo ostatnio się tam dużo pozmieniało. Jeszcze nie tak dawno to był obraz nędzy i rozpaczy: zalane piwnice, dziurawy dach, brak okien, zarwane stropy w środku, a to wszystko zarośnięte krzakami. Natomiast teraz to chyba nie wpuszczają do środka bez złotej karty w portfelu. Historia i odbudowa tego dworu jest na prawdę spektakularna.
Wiele czasu w Konarach nie spędziłem, bo trochę czas mnie gonił oraz miałem niecny plan na bicie rekordu na 20km razem ze sprzyjającym wiatrem. Pomimo wczorajszej ociężałej jazdy nawet się mi to udało.
Kategoria Asfalt, Na popołudnie Komentarze 0