Mazovia Skarżysko + dojazdy

Niedziela, 28 sierpnia 2011Przejechane 85.50km w terenie 35.00km

Czas 03:53h średnia 22.02km/h

Temperatura 21.0°C

 

Dojazdy + rozgrzewka: 19,38 km
Wyścig: 57,53 km
Powrót: 8,59 km

Tydzień po Suchedniowie w tych samych okolicach odbywał się maraton mazovii w Skarżysku-Kamiennej. Nie są to moje tereny, ale czasami tam bywam, więc wiem czego spodziewać. A spodziewać można się dużo, bo tereny super. Nie są to góry, ale jest gdzie pojeździć. Udowodnił to z resztą właśnie maraton w Suchedniowie, po którym zawodnicy jeżdżący ŚLR czy nawet u GG chwalili organizatorów za solidną dawkę górskiego ścigania. Dlatego od pół roku Skarżysko było obowiązkową pozycją w moim kalendarzu. Sprawa się trochę skomplikowała gdy podał termin – ostatnia niedziela wakacji, czyli kolidowało z tegorocznym Air Show. Na szczęście pokazy były dwudniowe, więc spokojnie mogłem zaliczyć je w sobotę, a w niedzielę maraton. Chociaż przygotowanie dzień przez wyścigiem było marne. Na lotnisku były hektary to schodzenia, mało i marnie się pojadło, cały dzień na nogach i jeszcze w tym roku dodatkowo patelnia i wielka lampa nad głową. Tym bardziej, że wypadało pojechać rating na 80% aby utrzymać trzeci sektor.
Po stawieniu się w Skarżysku stwierdziłem, że jest zimno. Zacząłem żałować, że nie wziąłem cienkiej bluzy. Jednak prognoza pogody jasno mówiła, że będzie robić się cieplej. Poza tym chłodek był wskazany na ewidentne zjaranie od słońca po wczorajszym dniu. Podczas rozgrzewki pojechałem obejrzeć początek i koniec trasy, bo choć nie raz jechałem tymi odcinkami, to końcówki nigdy w tym kierunku. Zawsze jest tam piach i nigdy nie przywiązywałem uwagi do sprawnego jego pokonania, jednak dzisiaj to mogło być rozstrzygające. Lewa strona wydawała nie bardziej obiecująca, ale wystawało trochę gałęzi, więc lepiej jechać po prawej stronie. Ustawiłem się w sektorze i kilkanaście minut czekałem na start.
Początek po wąskiej trylince był spokojny, spodziewałem się tutaj przepychanek. Dopiero jak droga zrobiła się szersza, ale wysypana drobnymi kamieniami zrobiło się nerwowo. Ludzi zarzucało na boki i na luźnym podłożu. Wiedziałem, że początek trasy jest szybki i jeśli nie zabiorę się z odpowiednią grupą szybko uciekną. Trzeba było wyprzedzać. Miejsca multum, jechałem środkiem i nagle dwaj zawodnicy, jeden z lewej drugi z prawej, zjechali na środek gdy ich mijałem. Kontakt kierownicami przy takiej prędkości nie należy do przyjemnych i usłyszałem kilka cierpkich słów, ale nie mogłem przewidzieć będzie się działo na drodze. Nie w takim tłumie. Potem już do pierwszego bufetu w większości po leśnych drogach. Bruki w tej części nie są jakieś straszne i prawie ich nie czuć. Tempo cały czas było mocne, ale na łagodnych podjazdach udawało mi się powoli przesuwać do przodu. Za bufetem chciałem zjeść żel,. Zapomniałem na starcie go otworzyć i teraz nie mogłem odkręcić nakrętki. Męczyłem się przez chwilę zębami z tą nakrętką, w końcu się udało, ale cześć żelu upaprała mi ręce tym samym klejąc chwyty, rogi, klamki. Spojrzałem na licznik i był już prawie 18 kilometr chociaż myślałem, że góra ósmy. To rokowało nieźle na dzisiaj. Urwałem się z grupki i goniłem następną.
Na zjeździe asfaltowym w Bronkowicach był bardzo niebezpieczny moment. Prędkości były tam znaczne, a za zakrętem pojawił się pies, sporych rozmiarów, nie jakiś kundelek. Zderzenie z takim czworonogiem skończyło by się nieciekawie. Wszyscy krzyczeli, aby uważać, ale najwyraźniej na psiaku nie robiło to wrażenia, bo stał tam jak wryty. Dalej za mostkiem znany mi podjazd. Sporo osób udało mi się tutaj wyprzedzić.
Około 30 kilometra pojawiło się pierwsze sztywnienie nóg. Chwilkę odpuściłem jak i z resztą pozostali. Potem zaczęły się kawałki znane z ślr chociaż jakoś tak więcej po asfalcie, a wręcz tylko po asfalcie. Pojawił się we mnie pewien niedosyt. Jedynie ciekawiej zrobiło się w okolicach wsi Siekierno z krótkim zjazdem i ostrym podjazdem, ale w ubiegłym tygodniu nie wspominałem o tym, a to o czymś świadczy.

Autor: Marcin Górajec

Kolejny podjazd pod Orzechówkę. Znane mi miejsce, ale zazwyczaj tędy zjeżdżałem. Wciągnąłem się po tej trawie, ale znów zaatakowało mnie sztywnienie nóg. Znów chwilę odpuściłem. I był to już ostatni większy podjazd na dzisiaj. Jeszcze trochę wdrapywania się na Kamień Michniowski i zjazd do Burzącego Stoku. Tutaj pojechałem asekuracyjnie, może nawet za bardzo. Mimo takiego pasywnego podejścia zaliczyłem wywrotkę w błocie, ale bez szkód. Głębokie, gęste błoto, nie utrzymałem kierownicy i leżałem. Szybko się podniosłem i dalej poszło mi już bez problemów. Po wyjechaniu na szutrówkę, do rozjazdu mega/giga, ponownie zaczęły się gonitwy. I tak już prawie do mety oprócz przedostatniego odcinka przez piach. Obejrzenie go przed startem przyniosło rezultat, bo udało mi się wyprzedzić tutaj trzy/cztery osoby, których w normalnych warunkach nie doszedłbym do mety.
Jeszcze tylko finisz skutecznie obroniony.

Autor: Piotr Marchel

Był jakiś posiłek, ale nawet za nim nie chodziłem. Samo ciasto musiało wystarczyć, bo na rozgotowane kluchy z oliwą nie miałem ochoty. Już się do tego przyzwyczaiłem. Myjka, trochę ogarnąłem się i wróciłem na dworzec na pociąg.
Po tym maratonie czuje duży niedosyt. Jestem trochę niedojechany, ale nie o to chodzi. Moim zdaniem mazovia nie wykorzystała nawet w połowie tego co oferuję ta okolica. Takich dłuższych asfaltowym podjazdów dało się wykroić nawet kilka, prawie w ogóle nie było po bruku, z którego Sieradowicki Park Krajobrazowy słynie. Nie było zjazdów z tyłkiem za siodłem, a na ślr tydzień temu były. Za dużo po asfalcie, a jak już to są tam ciekawsze kawałki. Może autorzy nie chcieli prowadzić trasy w pewne miejsca, żeby nie narazić się na zarzuty o zrzynaniu z ślr tras, ale ja po tegorocznej mazovii w Skarżysku spodziewałem się więcej.

Wynik:
M2: 25/53
Open: 94/332

Mapka

 
 
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa zycie
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]