Niedziela, 4 września 2011Przejechane 84.73km w terenie 12.00km
Czas 03:30h średnia 24.21km/h
Temperatura 24.0°C
Pogoda taka, aż trudno uwierzyć, że to już wrzesień w kalendarzu. Oprócz wiatru, który mocno dawał się we znaki, wszystko pozostałe zachęcało do jazdy. Naprawdę miałem wrażenie, że to raczej przyjemny, lipcowy dzień. Tylko ten wiatr hulający przez pola. W drodze do Iłży wysysał ze mnie wszystkie zapasy sił. Do tego od początku bolała mnie prawa noga w okolicach ścięgna achillesa. Mogło to być spowodowane przez przestawienie się poprzedniego dnia bloku w bucie, bo dzisiaj był on całkiem luźno. Dziwne, że wczoraj tego nie zauważyłem. W każdym razie musiałem oszczędzać tą nogę, aby nie zrobić sobie krzywdy przed ostatnimi maratonami w tym roku. Na wzgórze zamkowe dotarłem dobrze ujechany. Nie miałem już chęci i przede wszystkim czasu na kilka podjazdów wąwozikiem pod basztę. W ostateczności tylko raz podjechałem drogą do ruin zamku. Powrót tą samą drogą, ale teraz już było z wiatrem. Jednak bez rewelacji. Noga nadal bolała przy mocniejszym depnięciu.
Piątek, 26 sierpnia 2011Przejechane 28.86km w terenie 0.00km
Czas 01:04h średnia 27.06km/h
Temperatura 24.0°C
Piątkowy standard w ciemnościach, a dzisiaj było wyjątkowo ciemno. Wszystko to przez bezksiężycową noc. Za to widok gwiezdnego nieba pierwsza klasa. Dawno już takiego nie widziałem. Z innych wydarzeń po drodze to wiał, wyjątkowy jak na noc, silny wiatr. Przyjemnie ciepło. Samopoczucie: bardzo dobre.
Sobota, 20 sierpnia 2011Przejechane 32.12km w terenie 0.00km
Czas 01:10h średnia 27.53km/h
Temperatura 24.0°C
Nietypowo, bo w dzień. Ostatnio na standardową pętlę wyjeżdżałem tylko nocą, ale dzisiaj zobaczyłem jak ona wygląda w środku dnia. Oczywiście to tylko taki żart. Jutro maraton w Suchedniowie, więc przejażdżka odbyła się dla rozprostowania kości. Wszystko było by ok, oprócz wiatru, który dawał dzisiaj w palnik. Samopoczucie: bardzo dobre.
Poniedziałek, 15 sierpnia 2011Przejechane 173.93km w terenie 10.00km
Czas 07:20h średnia 23.72km/h
Temperatura 27.0°C
Wycieczkę do Janowca i Kazimierza Dolnego planowałem już w poprzednim roku, ale zanim skończyły się ciepłe dni nie udało mi się jej zrealizować. Zazwyczaj wolałem jechać gdzie indziej i brakowało czasu, żeby wcisnąć ją w któryś dzień. W tym roku też już myślałem, że się to nie uda, ale przed przedłużonym weekendem pojawiła się myśl, aby spróbować. Tym bardziej, że akurat miałem ochotę na eksplorację terenów wschodnich od Radomia. Teraz czekałem tylko na odpowiednią pogodę. A ta dopisała. Poprzednie dni były obarczone ryzykiem spotkania burzy po drodze, ten miał być stabilny pod tym względem. Cały czas było ciepło, ale nie upalnie. Nie można było zmarznąć, więc nie zabrałem nawet cienkiej bluzy. Wiatr słaby, ale troszeczkę utrudniał dojazd. Założyłem sobie oszczędną jazdę bez jechania na siłę. Jak pojawiał się opór czy to przez wiatr czy nachylenie nie starałem się go przełamać tylko spokojnie przyjmowałem, że prędkość jazdy musi spaść. Dzięki temu jechałem bez kryzysów. Początek za Pionkami był trochę pokręcony. Za wcześnie skręciłem i w rezultacie nie jechałem w kierunku Policznej. Gdy droga skierowała się na północ wiedziałem, że źle jadę, ale po skonsultowaniu się z GPSem wróciłem na obraną wcześniej trasę. Asfalt, nawiasem mówiąc w większości całkiem równy, pod kołami leciał i tak mniej więcej cały czas. Parę razy zatrzymałem się aby sprawdzić drogę czy coś zjeść. Droga przewijała się leniwie, ruch na bocznych drogach znikomy i tylko trochę przeszkadzał wiatr. Nie powiem żebym przysypiał, ale ożywiłem się dopiero gdy minąłem tabliczkę informującą, że właśnie wjechałem na teren województwa lubelskiego. W tym województwie rowerem nie byłem, więc jest to jakiś kolejny punkcik odhaczony na liście osiągnięć. Zaraz za tablicą widać było już z daleka skarpę wiślaną, znak że zbliżam się do celu. Po wjechaniu do Janowca zrobiło się tłoczno. Dużo ludzi się kręciło po ulicach, samochodów też było trochę. Chciałem wjechać pod samą bramę zamku jak pamiętałem był tam taki mostek przed wejściem. Jednak ruiny zamku są położone wyżej niż cała miejscowość i pod bramę trzeba podjechać brukowaną drogą. Kocie łby jednak nie były takie straszne. Upierdliwe jak zawsze, ale w Sieradowickim Parku Krajobrawym są gorsze, a podjazd po nich był prawie że lajtowy w porównaniu z podjazdem od Starachowic na Ostre Górki. Po wdrapaniu się na wzgórze zrobiłem parę zdjęć, ale raczej szybko stamtąd uciekłem. Po dotarciu do przeprawy promowej wzrokiem odprowadziłem prom, który właśnie odpływał. Zastanawiałem się przez chwilę czy już wracać, ale odrzuciłem tą myśl. W końcu po to tu przyjechałem, aby dostać się do Kazimierza Dolnego. Na szczęście prom szybko wrócił z powrotem. Po skasowaniu mnie na 5 pln byłem już po drugiej stronie Wisły i przeżyłem lekki szok. Zaparkowane samochody zajmowały niemal każdy wolny skrawek wolnego miejsca. Na drogach korki, ludzi na rynku i okolicach jak na starówce w Warszawie. Nie widziałem sensu dłużej zostawać w Kazimierzu, bo i tak nie bardzo dało się cokolwiek zobaczyć czy podjechać w ciekawsze miejsce. Po krótkiej konsumpcji nad Wisłą postanowiłem wrócić przez Puławy do domu. Skierowałem się w stronę miejscowości Bochotnica i Parchatka. Jechało mi się na tym odcinku bardzo dobrze. Teren lekko z górki i dodatkowo wiatr w plecy. W Puławach nie zatrzymałem się nawet, żeby coś zobaczyć. Jedynie co zauważyłem to sporo ścieżek rowerowych i po drodze, która jechałem nowatorskie jak na Polskę podniesione skrzyżowania. Przejechałem przez stary most i łagodnym podjazdem w Górze Puławskiej i Klikawie powoli dotoczyłem się do stacji przy połączeniu szosy z objazdem na nowy most w Puławach. Zajechałem na stację, ponieważ akurat skończyło mi się picie. Po uzupełnieniu zapasów i zjechaniu na Czarnolas wracałem już drogą, którą pokonałem do południa. W Czarnolesie chciałem jeszcze odwiedzić Kochanowskiego, ale tutaj także były tłumy. Odpuściłem i już bez przygód wróciłem do Radomia.
Niedziela, 14 sierpnia 2011Przejechane 103.56km w terenie 5.00km
Czas 04:04h średnia 25.47km/h
Temperatura 24.0°C
Z całego wolnego dnia mogłem wykroić tylko kilka godzin. Za mało, aby zrealizować główny cel na ten przedłużony weekend, ale będę jeszcze miał szansę jutro. Zwłaszcza, że warunki pogodowe rozwijały się we właściwym kierunku. Już dzisiaj były dobre. Chciałem pojeździć dzisiaj trochę ambitniej niż wczoraj, ale mimo wszystko nie zapuszczać opon w teren. Jedyna trasa jaka przychodziła mi na myśl to wycieczka do Szydłowca i oczywiście podjazd do wsi Hucisko. Do Szydłowca miałem lekko pod wiatr jednak nie był on przeszkadzający. Zza kierownicy przewijały się sielskie widoczki plus dobra droga z mały ruchem pozwalały za pełen relaks. Było parę mini podjaździków, ale to tylko rozgrzewka przed daniem głównym czyli podjazdem na Altanę. Za Szydłowcem uzbrajam się w rękawiczki, żeby ręce nie ślizgały się po kierownicy i można było rozpocząć podjazd. Szedł mi on jakoś sprawnie i szybko się skończył. Chociaż nie powiem, żeby mnie nie zmęczył. Jeszcze kawałek asfaltu i do końca aż pod samą wieżę obserwacyjną. Zjechałem południową stroną wzdłuż zielonego szlaku do Ciechostowic by jeszcze raz wspiąć się na wzniesienie od wschodniej strony. Wszystkie te dróżki są przyjemne dla rowerzystów z wyraźnym zboczeniem w stronę mtb, czyli są wystające kamienie, luźne kamienie, wymyte wyrwy w ziemi, korzenie. Zrobiłem szybką fotkę w Hucisku i zawinąłem się z powrotem do Radomia.
Sobota, 13 sierpnia 2011Przejechane 74.86km w terenie 0.00km
Czas 02:41h średnia 27.90km/h
Temperatura 21.0°C
Plan na dzisiaj był inny, ale musi poczekać, bo ja musiałem odespać cały tydzień. Poza tym coś padało rano, tak więc dobrze że wolałem pospać. Potem powtórka około godziny 14, ale tym razem była już porządna burza z ulewą. Gdy się przesuszyło około 16 zostało już za mało czasu na wypad gdzieś dalej. Z braku innych opcji wybrałem się nad zalew w Domaniowie, ale co by nie było banalnie nudno pojechałem przez Kowalę, Orońsko, Mniszek. Był przy najmniej mały, ostry podjazd pod kościół w Kowali.
Piątek, 12 sierpnia 2011Przejechane 32.11km w terenie 0.00km
Czas 01:11h średnia 27.14km/h
Temperatura 22.0°C
Standardowa pętla, dzisiaj przy pełni księżyca. Dzięki temu klimat takiego wypadu jest niepowtarzalny. Wieczór jeszcze ciepły, prawie bezwietrznie. Samopoczucie: bardzo dobre.
Niedziela, 7 sierpnia 2011Przejechane 85.86km w terenie 12.00km
Czas 03:30h średnia 24.53km/h
Temperatura 28.0°C
Wypad do Iłży to niemal standardowa, relaksacyjna wycieczka asfaltem. Ogólnie wiało by nudą przez ponad 80 kilometrów, ale do Iłży jest po co jechać. Jest tam całkiem sympatyczny pagórek i na nim kilka równie sympatycznych dróżek. Z resztą ruiny także są ok. Po wjechaniu na wzgórze robię trzy razy podjazd wąwozem. Po deszczach jest mocno wypukany, dużo luźnych, wystających kamieni, głębokie koleiny po bokach. Dla takich kilku kilometrów tutaj przyjechałem.
Piątek, 5 sierpnia 2011Przejechane 32.09km w terenie 0.00km
Czas 01:07h średnia 28.74km/h
Temperatura 21.0°C
Nareszcie trafiły mi się normalne, letnie warunki. A najlepsze w tym wszystkim było to, że prawie w ogóle nie wiało. Nic nie przeszkadzało, a rower po ostatnich wymiarach paru rzeczy i przeglądach znowu działa tak jak bym sobie tego życzył. Nawet do hamulców po dotarciu nowych klocków nie mogę się przyczepić. Samopoczucie: bardzo dobre.
Niedziela, 31 lipca 2011Przejechane 38.48km w terenie 0.00km
Czas 01:29h średnia 25.94km/h
Temperatura 19.0°C
Nie miałem szczęścia do pogody w lipcu. W ogóle cały lipiec był pod tym względem wyjątkowo słaby. Nie inaczej było dzisiaj. Popołudniu trochę przestało, obeschło, więc chciałem zrobić jakąś rundkę, ale po paru kilometrach zaczęło kropić by stopniowo przejść w porządny deszcz. Bez sensu takie jeżdżenie.