Sobota, 5 stycznia 2013Przejechane 24.62km w terenie 20.00km
Czas 01:25h średnia 17.38km/h
Temperatura 2.0°C
Wygląda, że zima postanowiła wrócić. Na razie są to jeszcze pomruki z daleka, ale wystarczy, aby uprzykrzyć rowerowanie. Dzisiaj na przykład mocno wiało i generalnie takie zgniłe warunki panowały na zewnątrz. Nie zachęcało to do dalszych wypadów, dlatego odwiedziłem starą miejscówkę, czyli Las Kapturski. Zawsze się sprawdza przy podłej pogodzie. Nie ma wtedy spacerowiczów, jest blisko i mimo swoich małych rozmiarów nie jest opatrzony, ponieważ w cieplejsze dni raczej tu nie zaglądam. Jak już to tylko przejazdem. Natomiast zimą to jest mój poligon na jazdy terenowe. Pomaga przetrwać do wiosny przypominając jaki fun daje jazda poza asfaltem.
Niedziela, 25 listopada 2012Przejechane 48.81km w terenie 25.50km
Czas 02:33h średnia 19.14km/h
Temperatura 8.0°C
Nie ma co ukrywać, trochę opatrzyły mi się trasy w puszczy. Problem jest taki, że zazwyczaj jeżdżę oznaczonym szlakiem a te coraz częściej się cywilizują lub są rozjeżdżane przez ciężki sprzęt. Praktycznie nie ma szlaków po wąskich ścieżkach, których mnóstwo odchodzi od głównych leśnych duktów. Wystarczyłoby ułożyć te nieznane kawałki w sensowną całość i być może wyszłaby z tego całkiem przyjemna trasa. Łatwo napisać, trudniej wykonać. W miesiącach bardziej sprzyjającym rowerowaniu nie mam czasu i ochoty na takie włóczęgi, bo wtedy bardziej zależy mi na porównywaniu postępów niż wymyślaniu trasy. Jednak przychodzi czasami taki dzień gdy mam ochotę na teren, ale nie w ściganckim stylu. Wtedy staram się go wykorzystać na poznawanie nowego i zaglądaniu we wszystkie te boczne ścieżki, które mijam latem zastanawiając się dokąd prowadzą. I taki właśnie dzisiaj miałem dzień. Postanowiłem go przeznaczyć na dokładniejsze poznanie okolic Działowej Góry. Wytyczenie traski przez tą wydmę pozwoliłoby ominąć nieciekawy fragment czarnego szlaku wzdłuż skraju puszczy. Nigdy się tutaj nie zapuszczałem i teraz żałuję, że tyle razy mijałem bokiem ten ciekawy kawałek terenu. Znaleźć można tu kilka krótkich podjazdów i zjazdów, a najfajniejsze są odcinki wzdłuż czoła wydmy. Można się poczuć jakby wjechało się do całkiem innego lasu w innej krainie geograficznej. Na pewno wracając teraz od Kieszka będę wybierał wariant przez wydmę zamiast czarnego szlaku po szutrówce. Muszę tu jeszcze wrócić w tym roku, aby połączyć Działową Górę z Wielką Górą. Wyszedłby wtedy z tego całkiem interwałowy kawałek, a akurat pora roku sprzyja takiej eksploracji.
Sobota, 10 listopada 2012Przejechane 47.82km w terenie 24.00km
Czas 02:16h średnia 21.10km/h
Temperatura 10.0°C
Po południu całkiem fajna pogoda się zrobiła i zamiast tłuc się po którejś z moich standardowych trasy wpadłem do puszczy. Konkretnie to chciałem bujnąć się przez mysie górki. Nawet ten kawałek jest całkiem przyjemny, a że jeszcze wyjrzało słońce za chmur to można było trochę przycisnąć. Ewidentnie za dobrze mi się jechało, bo dostałem aż głupawki. Wystarczyła chwila i piękne otb zaliczone. W rezultacie tarcza hamulca zasili mój mały, ale stale się powiększający, zbiór eksponatów prezentujący jak banalna ścieżka może być mordercza. Cóż, człowiek całe życie się uczy... :)
Niedziela, 4 listopada 2012Przejechane 46.44km w terenie 28.00km
Czas 02:02h średnia 22.84km/h
Temperatura 11.0°C
Strasznie długo się zbierałem na rower. W końcu mało mi zostało czasu na samą jazdę i udało się tylko zrealizować wypad na Wielką Górę i z powrotem. Cóż szkoda, będą następnym razem.
Niedziela, 21 października 2012Przejechane 73.32km w terenie 45.00km
Czas 03:05h średnia 23.78km/h
Temperatura 19.0°C
Na ten dzień była zaplanowana uczta dla oka, czyli jesienna puszcza w pełniej krasie. Rano zimno, ale wystarczyło poczekać do około jedenastej i nawet na upartego dało się pojechać na krótko. Z resztą widać było, że kto żyw i posiada rower tego dnia wybrał się na rower. Po drodze spotkałem jednego uczestnika ustawek pod rurą i bryknęliśmy się razem przez Wielką Górę. Odcinek jak zawsze urozmaicony, ale w kilku miejscach został zniszczony przez największych leśnych szkodników, czyli tzw. 'leśników'. To co wyprawiają w puszczy to jest masakra. Dobrze, że poznałem ścieżki przed modernizacją duktów i wiem jak potrafią być przyjemne. Teraz często tracą swój urok gdy trzeba przejąć nowy dukt czy kawałek się nim przejechać. To samo dotyczy królewskiego gościńca w stronę Królewskich Źródłem. Na szczęście są jeszcze nie zagospodarowane miejsca i mam nadzieję, że takie pozostaną.
Sobota, 29 września 2012Przejechane 118.56km w terenie 25.00km
Czas 04:59h średnia 23.79km/h
Temperatura 20.0°C
Pogoda dopisywała, a ja miałem cały dzień do własnej dyspozycji, dlatego dzisiaj musiała być setka zaliczona. Jak już robię setkę to staram się, aby to nie była jazda dookoła trzepaka tylko żeby gdzieś dojechać, coś nowego zobaczyć, przejechać się ciekawą ścieżką. Tak, aby taka wycieczka miała jakiś sens. Pierwsza myśl to pociąg do Skarżyska i objazd nowej trasy, która pojawiła mi się w głowie po przejechaniu maratonów w Suchedniowie i Skarżysku w tym roku, ale... jakoś nie chciało mi się. Głównie nie chciało mi się wstać wcześniej na pociąg, więc nowa traska będzie musiała poczekać bardzo prawdopodobnie do przyszłego roku. Druga myśl to wariant bezkosztowy, czyli zamiast górek za Skarżyskiem wybieram górki za Szydłowcem, a dojazd i powrót realizuję na rowerze. I to już miało sens, bo chociaż w trasie nie było niczego nowego to podjazd na Altanę i ścieżki w okolicy Skłobskiej Góry spełniały warunek konieczny do realizacji wycieczki. Po tych szekspirowskich rozterkach przy śniadaniu reszta przebiegła według planu. Na początek rozgrzewkowy dojazd do Szydłowca przez miejscowość Jastrząb, potem dwa podjazdy na Altanę, trochę asfaltu. kamienisty zjazd w kierunku Skłobów, ścieżka przez Skłobską Górę i techniczny zjazd. Powrót do Szydłowca i powrót do Radomia. Kolejna setka zaliczona.
Niedziela, 16 września 2012Przejechane 67.00km w terenie 38.00km
Czas 02:50h średnia 23.65km/h
Temperatura 18.0°C
Dzisiaj dalsza realizacja planu wyjeżdżenia się w terenie przed poważniejszym maratonem w Kielcach. Nie miałem czasu na wypad do Skarżyska czy chociażby do Szydłowca. Poza tym pogoda mimo, że lepsza niż wczoraj nadal jakoś specjalnie nie zachęcała do dalszej wycieczki. Dobrze, że chociaż puszcza jest blisko to można było poćwiczyć leśną jazdę. W zasadzie trasa bardzo podobna jak wczoraj z tym, że ominąłem królewski gościniec i pojechałem na górki miłosne a potem powrót do Radomia przez mysie górki w Siczkach. Na drugi przejazd przez Wielką Górę nie starczyło mi już czasu.
Sobota, 15 września 2012Przejechane 76.41km w terenie 42.00km
Czas 03:34h średnia 21.42km/h
Temperatura 17.0°C
Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłem w puszczy. Chyba ostatni raz to było tydzień po maratonie w Kozienicach. Potem odpuściłem sobie tą miejscówkę, bo były ciekawsze tereny do odwiedzenia, ale wkrótce na jesienne wypady puszcza będzie w sam raz, dlatego wypadało przetrzeć szlaki. Część właściwa trasy rozpoczęła się na ulicy Podleśnej i stamtąd już można cały czas jechać terenem w puszczę kozienicką. Kładki przez rzeczki, trochę singli, trochę ścieżek leśnych, szutrówek i dotarłem od singla przez Wielka Górę, a ściślej do singla przez zarośniętą wydmę. Jechało mi się świetnie jak nigdy, aż nagle bum i leżałem. Nie wiem jak to możliwe, że nie zauważyłem wystającego pieńka, który już mijałem dziesiątki razy. Po tym upadku trochę mnie łapki bolały, ale pojechałem dalej do czerwonego szlaku. Za leśnym parkingiem zjechałem ze szlaku, aby ominąć upierdliwe, piaszczyste odcinki. Za miejscowością Stoki odkąd pamiętam zawsze była szeroka szutrówka, ale widać postanowiono ją znacznie poszerzyć i utwardzić. W niedalekiej przyszłości to będzie niestety leśna autostrada. Cała droga do Augustowa została wysypana grubym tłuczniem jak pod podkłady kolejowe. Nie ubite sprawiły, że jazda po nich to była mordęga i rzeźnia dla opon. W końcu się doczłapałem do mojego zjazdu z powrotem na Jaroszki, bo więcej to nie mógłbym to tym jechać. Pogoda wyraźnie siadła i nawet zaczęło coś padać, dlatego w drodze powrotnej odpuściłem już ponowny przejazd przez Wielką Górę.
Sobota, 18 sierpnia 2012Przejechane 127.41km w terenie 29.00km
Czas 05:25h średnia 23.52km/h
Temperatura 26.0°C
Taka już nastała moda, że tytuł musi być krzykliwy i przyciągać kliknięcia by potem w pierwszym zdaniu dementować wiadomość i prostować przesadzone informacje. Ja będę jeszcze bezczelniejszy i sprostuję dopiero w drugim zdaniu, że do żadnych gór nie dojechałem co najwyżej trochę pojeździłem po górkach. Mianowicie udało mi się przejechać w całości pętlę przez Szydłowiec i dwie górki: Altanę i Skłobską Górę. Chociaż najbardziej interesujący odcinek nie ma nawet 40 kilometrów to warto tłuc się resztę drogi, bo na tych 40 kilometrach można poczuć do czego został stworzony rower górski. Są podjazdy i zjazdy jakich ze świecą szukać na nizinach, znika piach spod kół i pojawiają się kamienie. Dojazd do Szydłowca przez miejscowość Jastrząb cały czas prowadzi asfaltem, ale już tutaj można się rozgrzać przed daniem głównym. Trasa jest, że tak napiszę fachowo, interwałowa. Za Szydłowcem chwila wytchnienia i podjazd po wsi Hucisko, prawie 150 metrów do góry. Za końcu asfaltu oglądasz się za plecy i wiesz, że wjechałeś do innej, lepszej krainy. Po kółku przez Altanę udajesz się w kierunku Skłobskiej Góry. We wsi Antoniów zjeżdżasz z asfaltu na szutrówkę i po łagodnym podjeździe zaczyna się łagodny zjazd. Nie należy jednak usypiać zmysłów, bo z czasem nabiera on charakterku. To i tak jest niewiele w porównaniu jak on wyglądał dwa lata temu. Wtedy to tu można było zaszaleć. Po takich atrakcjach, można skręcić w kierunku miejscowości Skłoby. Po wyjechaniu z terenu na asfalt widać, że znajdujesz się w innej krainie geograficznej. Kolejny raz zjeżdżasz w teren i polną ścieżką znów jest zjazd oraz podjazd. Niby bułka z masłem, ale trzeba uważać. W wysokiej trawie chowają się konkretne głazy. Na koniec został techniczny zjazd. Nic więcej nie zostało niż tylko się doskonalić w rzemiośle mtb. Niestety w Chlewiskach szlak wraca na asfalt i nawet szutrówka do Szydłowca nie starcza na otarcie łez. Turlasz się z powrotem do Radomia i żałujesz, że trzeba pokonać 40 kilometrów w jedną stronę, aby zażyć takich atrakcji.
Sobota, 4 sierpnia 2012Przejechane 114.94km w terenie 40.00km
Czas 05:26h średnia 21.15km/h
Temperatura 26.0°C
Zauważyłem, że podobnie jak w poprzednim roku w lipcu mam spadek formy. Ciężko mi ocenić czy przyczyną jest znudzenie się rowerem czy lipcowe ciepło. Cały ubiegły miesiąc czułem, że jestem na fali opadającej co zdają się potwierdzać moje występy na maratonach. Sporo miałem na nich pecha, ale i podczas zwykłych wypadów nie było rewelacji. Zbrzydły mi już okolice Radomia i potrzebowałem odmiany. Jak uzależniony potrzebowałem mocniejszej dawki rowerowania. Nie pozostawało nic innego jak zapakować się w pociąg do Skarżyska, aby przypomnieć sobie jazdę w terenie może nie górskim, za to na pewno pagórkowatym. Miał to być także sprawdzian przed najciekawszymi wyścigami w moim kalendarzu i przy okazji przynajmniej częściowe zapoznanie się z trasą maratonu w Suchedniowie. Ostatecznie nie za wiele przejechałem zgodnie z trasą, jednak najważniejsze było dla mnie poznanie ogólnej sytuacji w terenie w okolicy. I kolejny raz przyznaję, że uwielbiam jeździć rowerem po tych górkach. Są odcinki przez las i odcinki pośród pól. Głównie te odcinki na otwartej przestrzeni lubię, bo wtedy świetnie widać pofałdowanie terenu, mozaikę różnokolorowych pól obsianych pojedynczymi domkami czy innymi budynkami. Raz masz to wszystko jakby pod stopami, drugi raz trzeba zadzierać głowę do góry. Drogi, ścieżki wrzynają się pod górę lub z górki w wąwozach gdzie na końcu przecina się płynącą rzeczkę. Do tego łagodne słońce nad głową i można by jeździć godzinami. Ale w lesie jest pięknie. Na początek ze Skarżyska zielony szlak na Wykus dobry by poćwiczyć technikę w pokonywaniu różnych przeszkód na ścieżce. Potem w Mostkach lasem, w których nie raz spłoszyłem jelenia z dorodnym porożem, dojazd szerokiej szutrówki. Z tej szutrówki zjazd na niebieski szlak na Kamień Michniowski. Fragment między szutrówka a Burzącym Stokiem przyprawia o euforię. Niby szeroko wyjeżdżona droga, ale tak naprawdę to jest świetny singiel między koleinami i drzewami. Ścieżka w dobrze ubitej ziemi skacze z jednej strony na drugą gdzieś za drzewami omijając pieńki. Trzeba balansować ciałem, uważać, aby nie zawadzić o coś pedałami, precyzyjnie prowadzić koło – w myślach krzyczy się 'Chwilo trwaj wiecznie!'. Po przeprawie przez rzeczkę zaczyna się wyrypiasty podjazd z luźnymi kamieniami, ale nie wkuwający tak jak płaska wertepiasta łąka. Potem następuje zjazd z Kamienia Michniowskiego. Mijani piechurzy ustępują drogi i patrzą na Ciebie z podziwem. A na koniec włóczenia się można zafundować sobie podjazd od Starachowic na Ostre Górki i dalej w stronę Wąchocka. Nie wiem co za szatan układał na tej drodze bruk, ale jak był tego podjazdu nie jechał zawsze wytrzęsie mnie niemiłosiernie i skłania do ponownego poważnego rozważenia kupna fulla w przyszłości. Wjazd na asfalt jest wtedy wielką ulgą i wydaje się być powierzchnią idealnie gładką. Po takim wypadzie kocha się te kilkanaście kilo metalu i gumy zwane rowerem.