Wpisy archiwalne w kategorii

Terenowo

Dystans całkowity:9600.31 km (w terenie 4157.00 km; 43.30%)
Czas w ruchu:453:55
Średnia prędkość:21.15 km/h
Maksymalna prędkość:26.00 km/h
Liczba aktywności:127
Średnio na aktywność:75.59 km i 3h 34m
Więcej statystyk

Do Wyśmierzyc

Sobota, 9 maja 2009Przejechane 81.01km w terenie 25.00km

Czas 03:53h średnia 20.86km/h

Temperatura 22.0°C

 

Kolejne wolne sobotnie popołudnie, więc można gdzieś wyskoczyć. W tym tygodniu chodziła mi po głowie wycieczka do Iłży, ale w ostatniej chwili zmieniłem na Wyśmierzyce, czyli najmniejsze miasto w Polsce. Zresztą miałem wygrać się tam w majowy weekend, ale wtedy warunki pogodowe nie były sprzyjające.
Dojazd według mojej już kiedyś przejechanej trasy; trochę asfaltem, szutrem, przez łąki, las. Trzeba przyznać, że dojazd jest w miarę urozmaicony i nie ma na co narzekać, bo często jest łagodny podjazd, potem zjazd. Po drodze robię mała przerwę na jedzenie w lesie, urządzając przy tym ucztę okolicznym komarom.
Po dojechaniu do Wyśmierzyc rundka po mieście i obrazek: na wyglądającej całkiem przyzwoicie ulicy zero samochodów, a środkiem idzie krowa, pod urzędem miasta konie. Naprawdę niesamowity widok. W bocznym króciutkich uliczkach można zobaczyć klimatyczne domki.


Potem plan był, aby dojechać do Pilicy, ale nie mogłem znaleźć na łące jakiejś ścieżki, która w miarę szybko pozwalałaby dotrzeć do rzeki. Pokręciłem się po niej tylko, bo trzeba już było wracać.


Jeszcze mały posiłek nad stawikiem przed powrotem. Tym razem walczyłem z chmarą małych muszek, które chyba chciały mnie zjeść :)


Powrót tą samą drogą.

 

Las Kapturski

Sobota, 17 stycznia 2009Przejechane 15.57km w terenie 11.00km

Czas 01:07h średnia 13.94km/h

Temperatura -2.0°C

 

Bezwietrznie, temperatura -2 stopnie Celcjusza, czasami słońce wyglądało za chmur. Idealne warunki do jazdy po śniegu. W mieście mokro na ulicach, za to w lesie biały skrzypiący śnieg na ścieżkach. Ludzi mało, po śladach tylko widać, że ktoś jeździł na biegówkach. Wjazd do Lasu Kapturskiego od strony ulicy Zielonej.


Bardzo lajtowe włóczenie się po lesie.








W tym miejscu jak schowałem aparat w odległości około 15 metrów ode mnie przebiegły 4 sarny. Z pola pognały w głąb lasu.






Ogólnie: przypomniało mi się jak to było gdy brało się sanki i ruszało na podbój świata:)

 

Słońce śmiało wyglądało za chmur

Sobota, 11 października 2008Przejechane 53.08km w terenie 20.00km

Czas 02:46h średnia 19.19km/h

Temperatura °C

 

Słońce śmiało wyglądało za chmur już od samego ranka, tzn. na pewno od około godziny dziesiątej:). Śniadanie i pobieżny przegląd roweru po ostatnim razie: rozregulowana przerzutka z tyłu, koła pokrzywione szczególnie tylnie. Bliższe oględziny i wiadomo dlaczego: zerwana szprycha efektem czego obręcz obciera o hamulce, aż dziwne że nie zauważyłem tego ostatnio. Co się dało poprawiłem na szybko i wyruszyłem.
Wycieczkę rozpocząłem od przejazdu przez Las Kapturski. Słoneczna pogoda zagwarantowała podziwianie w pełnej krasie pięknej złotej jesieni.


Obowiązkowo musiał być przejazd przez najładniejsze według mnie miejsce. Znajduje się ono trochę na uboczu przez co mimo, że znajduje się blisko skraju lasu nie zalegają tu góry śmieci. Tym razem sceneria w jesiennych barwach.


Pokręciłem się trochę po tym radomskim lesie jeszcze trochę, gdzie można znaleźć czasami nawet ciekawe miejsca.


Niestety las nie jest duży i wystarcza tylko jako rozgrzewka. Postanowiłem, że przejadę się jedną z moich ulubionych tras przez dolinę radomki do Starej Błotnicy. Droga prowadzi wśród okolicznych łąk i pól.



Dojeżdżam do jednej z kładek, przez którą można przejść ponad rzeką. Chwila odpoczynku i wsłuchania się w szum wody zachęca do dalszej jazdy i poszukiwania następnych takich miejsc ukrytych gdzieś za jaką starą chatą.



Dalej krótkie zmaganie się z piaszczystą drogą by następnie dalej pomknąć polami i łąkami. Później parę kilometrów asfaltem i można znów pognać polną drogą.


Dojeżdżam do Nowego Kobylnika i potem już tylko szosą prosto do Starej Błotnicy. Znajduje się tu kościół Narodzenia NMP, z początku XV w., przebudowany w stylu neobarokowym w XVIII wieku, obecnie sanktuarium maryjne.




Powrót początkowo tą samą trasą, potem przejazd przez Radomkę w innym miejscu niż za pierwszym razem.



Ogólnie: sympatycznie, przyjemnie.

 

Upalny dzień, ostatni tego lata.

Sobota, 6 września 2008Przejechane 102.59km w terenie 30.00km

Czas 05:19h średnia 19.30km/h

Temperatura °C

 

Upalny dzień, ostatni tego lata. Temperatura około 30 stopni, bezchmurne niebo i bezwietrznie. Uwielbiam taką pogodę na rower. Nie mogłem zmarnować okazji, aby godnie zamknąć miesiące wakacyjne. Co prawda mało było jeżdżenia, bo nowa praca mocno storpedowała regularne jazdy, a wolne chwile trzeba było przeznaczyć na napisanie pracy dyplomowej, ale ją już skończyłem pisać i złożyłem w następnym tygodniu. A więc okazja była podwójna.
Za cel wybrałem Studzianki Pancerne. Ostatni raz byłem tam na wycieczce szkolnej gdy chodziłem do podstawówki. Trasę do Dobieszyna już wcześniej jeździłem, wystarczyło dodać przejazd przez Puszczę Stromecką. Z mapy wynikało, że wyjdzie jakieś 100 kilometrów. Jeszcze tyle nie pokonałem w jednym etapie.
Wyjazd o po godzinie jedenastej. Do plecaka oprócz pompki i dętki wędruje dodatkowe picie, dwa batony, dwie bułki. Najpierw trzeba było przebić się przez miasto. Po dotarciu do ulicy Energetyków rozpoczyna się właściwa trasa. Dojeżdżam do Jastrzębi gdzie na skrzyżowaniu skręcam w lewo. Po przecięciu Radomki po obu stronach kierownicy krajobrazy rolnicze.


Asfaltówką szybko dotarłem do Bartodziej, gdzie odbiłem w stronę stacji pkp.


Dalej drogami lokalnymi kierowałem się do Kruszyny. Na liczniku zbliżał się 25 kilometr i trzeba było zrobić przerwę na jedzenie. Akurat trafia się kawałek lasku i stary mostek, na którym można przysiąść w cieniu. Świetna miejscówka na przerwę.
W Kruszynie skręciłem w polną drogę i szutrówką przez pola, las dojeżdżam do kościoła w Dobieszynie.


Przejeżdżam przez Dobieszyn główną drogą i docieram do kolejnej stacji pkp na mojej drodze. Tu zaczyna się Puszcza Stromecka. Wybieram zielony szlak rowerowy, który ciągnie się przez puszczę do Studzianek. Żałuje, że nie jechałem od początku tak jak jest oznakowana droga. Na mapie początkowo droga biegnie obok lasu. Ignorując strzałkę od razu skręcam do lasu, już się najeździłem po polach. I trafiam na paskudny 4-kilometrowy odcinek drukowanej drogi. Pierwszy raz w życiu chciałbym mieć fulla. Sprzęt dostaje mocny wycisk, a mnie zaczęły boleć plecy. W Puszczy Stromeckiej miejscami jest ciężko ze względu na duży piach, ale można poczuć, że puszcza to nie jakiś tak las.



W Studziankach Pancernych:




A w takich okolicznościach przyrody rozpoczynałem powrót do domu:

 

Znowu zajęty różnymi innymi sprawami

Sobota, 23 sierpnia 2008Przejechane 44.85km w terenie 20.00km

Czas 02:14h średnia 20.08km/h

Temperatura °C

 

Znowu zajęty różnymi innymi sprawami nie mogłem pojechać dzisiaj gdzieś dalej. Mimo wszystko udało mi się znaleźć chwilę, aby trochę pokręcić.
Mocny wiatr dzisiaj był, więc jedyny sensowny wybór to do lasu, czyli do Puszczy Kozienickiej, która nie skończy się zanim nie złapie rytmu. Muszę dojechać kilkanaście kilometrów, ale z takim wiatrem w plecy to czysta przyjemność.
Po drodze już znajomy widok.


Niedaleko potem zjazd na szutrową ścieżkę i jestem już w puszczy.


Obowiązkowe jedno okrążenie po rowerowej ścieżce ekologicznej.




I powrót do domu, gdzie czeka jeszcze jedna praca do zrobienia przed wieczorem.


Wracając, wiatr już osłabł i nie było wmordewindu.
Ogólnie: kilometrów mało, ale reszta jak najbardziej ok.

 


Sobota, 26 lipca 2008Przejechane 43.20km w terenie 0.00km

Czas 02:05h średnia 20.74km/h

Temperatura °C

 






 

Ostatnio znudził mi się asfalt.

Sobota, 12 lipca 2008Przejechane 82.80km w terenie 0.00km

Czas 04:09h średnia 19.95km/h

Temperatura °C

 

Ostatnio znudził mi się asfalt. Niby łatwiej, lżej, ale jakoś nudno. Jeszcze przejdzie, gdy jedzie się nową trasą, ale kolejny z rzędu przejazd tą samą drogą trochę mnie denerwuje. Trzeba było znaleźć coś nowego i nieutwardzonego.
Dokładnie przeglądając mapę okolicy w poszukiwani wąskich ścieżek wpadłem na pomysł, aby pojechać do Wyśmierzyc. W końcu to najmniejsze miasto w Polsce, dolina Pilicy, dodatkowo w tamtym kierunku prowadzi kilka niezłych ścieżek wśród pól i przez lasy, które fragmentami już kiedyś przejeżdżałem, tak więc ruszyłem.
Kilka kilometrów i już mam to co chciałem, czyli jak to w mojej okolicy, piach po same obręcze. Przejazd przez urokliwą w tym miejscu dolinę Radomki i rozczarowanie. Unijny asfalt dotarł już wszędzie. Stara wyrypiasta droga przez las zmieniła się w równą szosę. Na szczęście ruch samochodowy zerowy. Za Starą Błotnicą nareszcie droga na jaką czekałem: ubita ziemia, miejscami małe kamienie, lekkie podjazdy. Tak docieram do odcinka, który przerósł moje oczekiwania. Jakieś 10 kilometrów przed Wyśmierzycami leśna ścieżka staje się nieprzejezdna. Można się tylko domyślać, że kiedyś tu istniała. Totalnie zarośnięta, trawa i inne chwasty wysokie na ponad metr, w koleinach dziury jakby tu czołg jeździł, błoto, chociaż od tygodnia nie padało. Miejscami nie mogłem przejechać, trzeba było pchać rower. Nawet zastanawiałem się czy nie zawrócić, a to się rzadko zdarza. Z chmurą robactwa nade mną zadowolony docieram do drogi szutrowej prosto prowadzącej do celu. Koniec tej drogi to nawet fajny zjazd.
Po drodze taki widok na dolinę Pilicy.


Przejazd przez miasto, jakoś pusto i sennie nawet jak na sobotnie popołudnie.


Mały odpoczynek, jedzenie i powrót. Chce wrócić do domu przed zmrokiem.
Ogólnie: ciekawie. Szkoda, że nie było czasu na pojeżdżenie wzdłuż Pilicy. Zdjęć mało, nie chciałem stracić rytmu.