Wpisy archiwalne w kategorii

Terenowo

Dystans całkowity:9600.31 km (w terenie 4157.00 km; 43.30%)
Czas w ruchu:453:55
Średnia prędkość:21.15 km/h
Maksymalna prędkość:26.00 km/h
Liczba aktywności:127
Średnio na aktywność:75.59 km i 3h 34m
Więcej statystyk

Lany Poniedziałek

Poniedziałek, 5 kwietnia 2010Przejechane 53.66km w terenie 16.50km

Czas 02:26h średnia 22.05km/h

Temperatura 17.0°C

 

Postanowiłem sprawdzić czy obeschła już moja terenowa ścieżka do Wyśmierzyc. Nie za bardzo miałem czas, żeby wybrać się do samych Wyśmierzyc, ale plan był taki, żeby sprawdzić tyle ile zdążę. Miejscami nadal jest głębokie błoto, ale bokiem da się jakoś to objechać. Co prawda w sobotę przekonałem się nad Radomką ścieżka po łące jest zalana, ale można ten odcinek zamienić na inny przejezdny.
Ostatniego odcinka przez las do Kożuchowa nie zdążyłem już sprawdzić, bo czas nie pozwalał. Podejrzewam, że może być nieprzejezdny, ponieważ nawet w środku lata potrafi tam być ładne błotko. Poza tym dodatkowo zaczął mżyć deszcz. Wolałem nie ryzykować powrotu tą samą drogą podczas większego deszczu i wróciłem asfaltem do Radomia.

 

Pierwszy dzień wiosny

Niedziela, 21 marca 2010Przejechane 57.79km w terenie 9.00km

Czas 02:54h średnia 19.93km/h

Temperatura 18.0°C

 

Tak powinna rozpoczynać wiosna jak dzisiaj. Pomimo nocnego deszczu nadal ciepło i przyjemnie.
Przed południem wyszedłem na rower sprawdzić czy już gdzieś widać oznaki wiosny. Na początek standardowa asfaltowa trasa do Piastowa. We Wsoli przejechałem przez siódemkę i zahaczyłem o muzeum Witolda Gombrowicza. Obejrzałem budynek z zewnątrz i pojechałem dalej do Jastrzębi. Może kiedyś w innych okolicznościach uda mi się zwiedzić je wewnątrz.

W Jastrzębi coś podkusiło mnie, żeby sprawdzić stan leśnych dróg. Droga jastrzębska jest fajna do pojeżdżenia w lato, ale dziś nie było przyjemnie. Początkowo nie było źle, ale im dalej w las tym więcej lodu.

Dalej było jeszcze gorzej. Za parkingiem nie dawałem już jechać. Co kilka metrów musiałem podpierać się nogą, bo rzucało mną we wszystkie strony. Cieszyłem się z kawałków błotnych kolein bo nimi dało się normalnie jechać. Jednak i tak w końcu musiałem skapitulować i z 10-15 minut pospacerować sobie po drodze z rowerem. Po dotarciu do czarnego szlaku można już było jechać. Tutaj walczyłem z gęstym błotem. Momentalnie zapychało oponę, ale jakoś dałem radę.
Wróciłem już Kozienicką, bo nie chciało mi się znów przebijać przez las. Skręciłem w Potkańskiego i przez Starą Wolę Gołębiowską, Janiszew dodarłem do domu. Ja i rower upaćkany konkretnie, a wczoraj go ze dwie godziny czyściłem, łańcuch wyszejkowałem. Dzisiaj bez pieszczenia się wsadziłem go pod wąż ogrodzony, szmatą przeciągnąłem i też jest ok.

 

Znów Las Kapturski

Niedziela, 7 lutego 2010Przejechane 16.89km w terenie 13.00km

Czas 01:11h średnia 14.27km/h

Temperatura -7.0°C

 

Kolejny raz wybrałem się na małe pojeżdżonko do najbliższego mi lasku. Od wczoraj napadało trochę świeżego śniegu to i doznania estetyczne były większe. Poza tym prawie wszystkie ścieżki były wydeptane i przejezdne o ile utrzymało się tor jazdy w wąskiej rynnie. Wypadnięcie z niej skutkowało zapadnięciem się kół w nieubitym śniegu.

 

Las Kapturski

Sobota, 30 stycznia 2010Przejechane 14.40km w terenie 10.50km

Czas 01:05h średnia 13.29km/h

Temperatura 0.0°C

 

Kolejną zimową jazdę po lesie kapturskim mam zaliczoną. Tak jak spodziewałem się najgorszy był dojazd i powrót. Nie było tego dużo, ale syf na ulicach i błoto na chodnikach potrafią zniechęcić. Natomiast po wjechaniu w las było o wiele lepiej.

Na większości ścieżek leżał taki dobrze udeptany śnieg. Dwa razy zmusił mnie on do szybkiej ewakuacji z siodła. Gdyby nie platformy gleba byłaby pewna. Ile razy się podparłem nawet nie liczyłem. W takim śniegu najgorzej było mi zawrócić. Najczęściej wyglądało to tak, że po prostu przestawiałem rower w kierunku jazdy i dalej już jakoś szło.

 

Znów na górki miłosne

Sobota, 28 listopada 2009Przejechane 68.77km w terenie 31.00km

Czas 03:12h średnia 21.49km/h

Temperatura 9.0°C

 

Zrobiłem sobie powtórkę z poprzedniego tygodnia szczególnie, że pogoda lepsza niż w ostatni weekend. Także ścieżki w lepszej kondycji bez błota i kałuż, więc jazda była dużo przyjemniejsza.

Jadąc kolejny raz przez mysie górki dochodzę do wniosku, że jazda szlakiem przez nie jest bardziej męcząca niż po miłosnych. Nie ma tu takich widoczków jak koło Pionek, ale korzenie w poprzek ścieżki stanowią dodatkowe utrudnienie. Ogólnie to trzeba było także uważać na spacerowiczów z dziećmi, psami.
Przez Adolfin, Sokoły drogą i znowu wjechałem w las. Po paru kilometrach zaczynają się miłosne.

Na miłosnych także kręciło się sporo ludzi. Eksplorując teren poza szlakiem trafił się konkretny podjazd, którego nie dałem rady podjechać. Za bardzo podrywało mi przednie koło w środkowej części podjazdu. Wydaje mi się że jest spokojnie do wjechania, tak więc mam cel do zrealizowania w najbliższym czasie.
Powrót tą samą drogą. Dziś bez błądzenia.

 

Na górki miłosne

Sobota, 21 listopada 2009Przejechane 86.81km w terenie 34.50km

Czas 04:31h średnia 19.22km/h

Temperatura 12.0°C

 

Podczas tej wycieczki zaliczyłem tyle wpadek nawigacyjnych, że to chyba mój nowy rekord. Trasę już parę razy objechałem, więc wybierając się nie zabrałem mapy. I to był błąd, którego później żałowałem.
Pierwsza wpadka wystąpiła w okolicy Działowej Góry. Jadąc leśnym duktem, który o tej porze roku jest na przemian pokryty odcinkami z kałużami lub błotem przegapiłem miejsce, gdzie skręca szlak. Nie zrażony tym jechałem dalej myśląc, że to i tak wszystko jedno. Na Działowej Górze fajne były odcinki, ale wkońcu ścieżka się skończyła i byłem w kropce, bo w ogóle nie orientowałem się gdzie jestem. Na dodatek pochmurno, tak więc nawet nie mogłem wyznaczyć gdzie jaki kierunek. Błąkając się po lesie i jadąc już całkiem na azymut zauważyłem, że las się kończy. Przedarłem się przez krzaki i wydostałem się na polną drogę. Na drzewie widzę oznaczenie czarnego szlaku. Uff, zostałem ocalony.

Dalej pojechałem na mysie górki i następnie zielonym na górki miłosne. Szczególnie na Sokołami ścieżka zrobiła się mokra. Kałuże zostały zamaskowane przez liście i parę razy przednie koło niespodziewanie poleciało w dół więcej niż się spodziewałem. Mimo wszystko ten odcinek był ekstra. Pod koniec znów zgubiłem ścieżkę. Po prosty tyle leżało liści, że nie sposób odgadnąć jak dokładnie biegnie. Po przedarciu się przez rów z wodą w środku lasu, jakieś mokradło, wyjeżdżam w Pionkach.
Powrót do Radomia także przez miłosne i mysie. Na którymś skrzyżowaniu zagapiłem się i wyjechałem w Jedlni Letnisko. Myślę, dobra przejadę przez miasteczko do zalewu. Jadę, jadę, minąłem tablicę, że wyjechałem z Jedlni a zalewu nie widać. Na dodatek zaczyna lekko padać, a ja kompletnie nie wiem gdzie jestem. Zdenerwowany na siebie, że nie zabrałem mapy wracam do Jedlni i tym razem bez problemu dojechałem do zalewu. Potem w pobliże ośrodka edukacji ekologicznej. Planowałem do Woli Gołębiowskie jechać lasem, ale rzadkie oznaczenia szlaku i pokrywające ścieżkę liście znów dały o sobie znać. Kilka razy łapię się, że jadę parę metrów obok właściwej ścieżki. Nie wiem jak, ale wyjechałem przy trasie kozienickiej obok zjazdu do Jedlni. Pomyślałem, że może już nie będę kombinował i pojadę trasą do Radomia, chociaż to żadna przyjemność. W Radomiu skręciłem w Potkańskiego i przez Starą Wolę Gołębiowską wracam do domu.

 

Na Wielką Górę

Niedziela, 8 listopada 2009Przejechane 55.41km w terenie 10.00km

Czas 02:22h średnia 23.41km/h

Temperatura 9.0°C

 

W ostatnią noc nie padało, tak więc mogłem dzisiaj wybrać się bardziej w teren. Pytanie tylko gdzie. Kierunek zachodni już mi się mocno znudził i cały ranek myślałem dokąd pojechać. Po głębszym zastanowieniu się wpadł mi taki pomyśl: początek standardowy, czyli pierwsze 10 kilometrów do Gustawowa, potem do Wsoli i dalej do Wojciechowa. Później zweryfikuję siły i ocenię czy jechać dalej czy wracać.
Drogę do Gustawowa znam na pamięć. Dzisiaj była urozmaicona ze względu na sporą mgłę. Ruch samochodowy był mniejszy niż zazwyczaj. Po skręceniu w kierunku Wsoli mgła się przerzedza. Trochę się z tego ucieszyłem, bo buty przestały się robić mokre.
W Wojciechowie czuję się dobrze i jadę dalej do Jastrzębi. Przy kościele skręcam w prawo i najpierw przez wieś a potem leśną drogą docieram do parkingu w puszczy kozienickiej przy drodze jastrzębskiej. Zrobiłem tam sobie mały odpoczynek na batonika i picie.
Po przerwie skręcam na zielony szlak. Wiedzie on trasą tegorocznego etapu mazovii. Miejscami dukt był rozjeżdżony przez ciężki sprzęt przy wycince lasu.

Po drodze można znaleźć kilka oznak, że odbył się tu maraton: puste butelki po powerade, nawet jeszcze zauważyłem, że jedna strzałka się uchowała. Pojechałem dalej wzdłuż trasy na Wielką Górę. Rożnica wysokości robi wrażenie jak na standardy Mazowsza.

Po szczycie górki wiedzie fajny singiel wśród drzew i nie najgorszymi widokami. Ech, chciało by się więcej.

Po zjeździe wróciłem na zielony szlak i nim dojeżdżam do Dąbrowy Kozłowskiej. Tutaj szlak skręca i ja zanim. Znowu wjechałem w las i cieszę się z jazdy w pięknych okolicznościach przyrody.

Wkrótce potem opuściłem szlak i zacząłem drogę powrotną. Zanim dotarłem do asfaltu do przejechania był kilkaset metrowy błotny odcinek. No przy najmniej będzie widać, że się trochę pojeździło ;)
Potem to już był banał, czyli do młyna przy Pacynce, Stara Wola Gołębiowska, szpital, las kapturski i do domu.
Niemal pod sam koniec przy zjeżdżaniu z krawężnika zablokował mi się łańcuch w przedniej przerzutce. Całkiem się rozregulowała i dopiero potraktowanie jej z buta coś poprawiło w działaniu. W domu ją odkręciłem i nie wygląda żeby się skrzywiła. Wyregulowałem, na razie działa.

 

Na górki miłosne

Sobota, 10 października 2009Przejechane 68.00km w terenie 38.00km

Czas 03:18h średnia 20.61km/h

Temperatura 14.0°C

 

Przejechałem się na górki miłosne wzdłuż trasy ubiegłotygodniowej Jazdy Z Miasta, która wiodła aż do rezerwatu Królewskie Źródła. W planie miałem przejechać się także do tego miejsca, ale było za zimno i nie wyrobiłbym się z powrotem, bo popołudniu miało już padać.
Na początek przebijam się na drugą stronę miasta przez las kapturski, obok szpitala na Józefowie, przez Starą Wolę Gołębiowską do Kozłowa. Na zakręcie skręcam w prawo, gdzie jeszcze kilka miesięcy temu była piaszczysta droga. Teraz przejechałem obok maszyn drogowych utwardzającym nawierzchnię gruzem i za kilka dni będzie tam leżał asfalt. Po dojechaniu do zielonego szlaku jadę wzdłuż niego do ośrodka edukacji ekologicznej.

Po przecięciu szosy dalej zielonym na mysie górki. Po drodze mija mnie trzech bikerów. Ustępuje im drogi, bo dopiero co wygramoliłem się spod zwalonego pnia na ścieżce. Dalej wzdłuż zielonego szlaku na górkach do torów kolejowych.

Potem był jeszcze kawałek po piachu, aż dojechałem do asfaltówki i nią przez Adolfin i Sokoły do lasu, gdzie zaczynają się górki miłosne. Trasa przez rezerwat obok Pionek jest świetna. Miejscami ostre podjazdy a za nimi jeszcze lepsze zjazdy. Na kilku trzeba było zahamować, bo akurat tego dnia pełno w lesie było grzybiarzy i musiałem uważać, żeby na krętym zjeździe przypadkiem na kogoś nie wjechać. Generalnie super traski można tam znaleźć.

Wracałem tą samą drogą. Zjeżdżając z asfaltówki między Adolfinem a Sokołami dogonił mnie biker z Jedlni. Krótkie powitanko, kto skąd i dokąd jedzie i razem jeszcze raz przez mysie górki i kierunku przeciwnym niż w tegorocznej mazovii. Po dojechaniu do zalewu Siczki kolega odbija na Jedlnię, a ja jadę do Dąbrowy Kozłowskiej. Jeszcze po drodze zatrzymują mnie dwie starsze panie. Zgubiły się w lesie podczas grzybobrania i chciały się upewnić o drogę do Dąbrowy Kozłowskiej. Ponieważ nie znam dokładnie na pamięć jak prowadzą ścieżki, wyciągnąłem mapę i wyjaśniłem, że cały czas prosto przez las do wsi.
Gdy przejeżdżałem obok szpitala zaczął padać już drobny deszcz.

 

Mazowieckie klimaty

Sobota, 26 września 2009Przejechane 64.99km w terenie 25.00km

Czas 02:54h średnia 22.41km/h

Temperatura 21.0°C

 

Pogoda nadal dopisuje więc grzechem jest nie wybrać się na rower. Co prawda w tym tygodniu dopadło mnie pierwsze jesienne przeziębienie i byłem mocno osłabiony, ale założyłem getry, bluzę i w drogę. Celem, ambitny jak na moje dzisiejsze samopoczucie, były Wyśmierzyce. Niestety przed najtrudniejszym odcinkiem poddałem się i zawróciłem. Nie ma co jechać na siłę gdy organizm nie daje rady. Muszę do końca wyzdrowieć.
Mimo nie wykonania planów uznaję tą wycieczkę za udaną. Postoje na odpoczynek wykorzystuje na podziwianie okolic, przez które wielokrotnie przejeżdżałem, ale jakoś nie było okazji na bliższe przyjrzenie się im. Na początek przejechałem się po lesie kapturskim i dalej łąkami, polami po piaszczystych ścieżkach.


Po dotarciu do Radomki, ogonieniu się od wałęsających się kundli, postój na betonowej kładce nad rzeką. W przyszłości ma w tym miejscu przebiegać obwodnica Radomia, więc wykorzystuje ostatnie okazje na podziwianie tego cichego, spokojnego miejsca.


Później kawałek szutrówką i docieram do szosy do Sukowa. Skręcam w lewo i kilka kilometrów dalej w prawo. Tutaj postój, musiałem sięgnąć po chusteczki w kieszeni.


W Starej Błotnicy minąłem kościół i na końcu wsi skręciłem w prawo. Dalej już nie pamiętam jakie wioski mijałem, ale nadal kierowałem się na Wyśmierzyce. Po kolejnym terenowym odcinku miałem dość.


Po skończeniu tego odcinka zawracam. Do Radomki wracam trasą jaką jechałem, jednak potem rzekę przekraczam w inny miejscu. Znów odpoczynek na kładce.



Zwłaszcza po artykule z ostatniego Bikeboard'a o ziemi radomskiej próbuje znaleźć to co zachwyciło autorów. Przyznam, że nie uważam moich okolic za atrakcyjne rowerowo czy krajobrazowo. Uważam, że to teren jak inne w tej części Polski, jednak czasami po dłużej obserwacji z krajobrazu wychodzi coś można uznać za charakterystyczne. Nie umie tego nazwać, ale chyba to tak podziwiali redaktorzy z Bikeboard'a.

 

Objazd mega Mazovii Radom

Sobota, 12 września 2009Przejechane 77.00km w terenie 42.00km

Czas 03:55h średnia 19.66km/h

Temperatura 21.0°C

 

Objazd większości trasy Mega z etapu Mazovii, która w następnym tygodniu pierwszy raz zagości do Radomia.
Podany dystans jest wraz z dojazdem do trasy. Sama trasa ma raczej 50 kilometrów, z czego około 10 kilometrów asfaltem.
Objazd zacząłem na Starej Woli Gołębiowskiej przy skrzyżowaniu z ulicą Podleśną, którą prowadzi zawodnicy będą wracać z Puszczy Kozienickiej. I już tutaj nie wiedziałem, w którym miejscu będzie zjazd z ulicy Potkańskiej do lasku obok. Według mapki to trzeba byłoby komuś przez podwórko przejechać. W samym lasku może być trochę piachu. Potem ulicą Północną aż skończy się asfalt i dalej polną drogą dojechałem do ciepłowni. Tam znów kawałek po twardym. Za wiaduktem na Żółkiewskiego zaczęła się dróżka wzdłuż torowiska. Po porannym deszczu była totalnie rozmoknięta, błoto okrutne, zdecydowanie nie na moje opony. Po dotarciu do wiaduktu przy Alei Wojska Polskiego zmieniła się w ubitą polną drogę, którą dojeżdża się do przejazdu kolejowego. Nie przejechałem go tylko kilkaset metrów dalej jest przejście pod torami, po czym powrót do przejazdu. Tam asfaltem jest około 1,5 kilometra do mety. Teren jest lekko z górki.
Przy bramie Sadków na lotnisko robiłem mały postój. Po starcie będzie około 2 kilometrów asfaltem do zjazdu na ścieżkę wśród pól. Nie ogarnąłem jak trasa będzie tutaj dokładnie prowadzić, ale po zdjęciach można wiedzieć czego się spodziewać.
Potem przejechałem pod wiaduktem na trasie nr 12 i znów jazda wzdłuż torów kolejowych. Nawierzchnia nie różni się od tego co było wcześniej, czyli ubity piach. Przy napotkanym lasku trzeba trochę oddalić się od torowiska, by przejechać przez wieś Dawidów. Ten odcinek to około 1 kilometr asfaltem. Po ponownym dotarciu do torów znów piaskowa droga. W tym miejscu nie zgadzała mi się trasa, ponieważ nie ma na niej przekroczenia na drugą stronę nasypu kolejowego. Niestety tak jadąc droga kończy się przed czyjąś posesją, zaś po drugiej stronie bez problemów dociera się do Jedlni-Letnisko.
Na Mysich Górkach nie potrafiłem obczaić jak będzie prowadziła trasa, ale zwróciłem uwagę na podłoże. Jest to przede wszystkim ubita ziemia z korzeniami.
Po dotarciu do drogi na Kozienice, przecięciu jej, wjeżdża się w puszczę. Jadąc ścieżką ekologiczną dociera się do parkingu przy drodze jastrzębskiej. Podejrzewam, że tam będzie położony bufet. Za nim będzie podjazd na Wielką Górę jak dla mnie od tej łatwiejszej strony, pod warunkiem, że jedzie się obok lasem, bo na samym podjeździe leży sporo luźnego piachu.
Objazd skończyłem w Dąbrowie Kozłowskiej. Z tego co nie przejechałem została przeprawa przez Pacynkę. Da się tam przejść suchą nogą po kamieniach.