Sobota, 24 września 2011Przejechane 72.79km w terenie 0.00km
Czas 02:42h średnia 26.96km/h
Temperatura 20.0°C
Kolejny ciepły wrześniowy weekend. To jest co lubię najbardziej. Słońce w twarz, równa, pusta droga, czyli relax na 100%. Ten relax to oczywiście głównie psychiczny, bo fizycznie to dzisiaj trochę mocniej pojechałem mimo troszeczkę upierdliwego wiatru. Dawno już nie jechałem tą trasą to i nudów nie było po drodze.
Niedziela, 18 września 2011Przejechane 43.14km w terenie 7.00km
Czas 02:13h średnia 19.46km/h
Temperatura 21.0°C
Plan był ambitny: sprawdzić dojazd do Łomianek, a jak już będę na miejscu zrobić mała rundę przez Kampinos. Co z tego, że w życiu tam nie jeździłem i nawet nie miałem mapy. Jednak po dotarciu na miejsce noga przestałą podawać. Do tego wietrznie i takie 'malaryczne' powietrze. Niby ciepło, ale to już nie lato. Nie raz już po takich zdradliwych warunkach się rozchorowałem, dlatego darowałem sobie pętlę przez las. I tak nie miało by to większego sensu. Lepiej było dzisiaj odpocząć.
Niedziela, 4 września 2011Przejechane 84.73km w terenie 12.00km
Czas 03:30h średnia 24.21km/h
Temperatura 24.0°C
Pogoda taka, aż trudno uwierzyć, że to już wrzesień w kalendarzu. Oprócz wiatru, który mocno dawał się we znaki, wszystko pozostałe zachęcało do jazdy. Naprawdę miałem wrażenie, że to raczej przyjemny, lipcowy dzień. Tylko ten wiatr hulający przez pola. W drodze do Iłży wysysał ze mnie wszystkie zapasy sił. Do tego od początku bolała mnie prawa noga w okolicach ścięgna achillesa. Mogło to być spowodowane przez przestawienie się poprzedniego dnia bloku w bucie, bo dzisiaj był on całkiem luźno. Dziwne, że wczoraj tego nie zauważyłem. W każdym razie musiałem oszczędzać tą nogę, aby nie zrobić sobie krzywdy przed ostatnimi maratonami w tym roku. Na wzgórze zamkowe dotarłem dobrze ujechany. Nie miałem już chęci i przede wszystkim czasu na kilka podjazdów wąwozikiem pod basztę. W ostateczności tylko raz podjechałem drogą do ruin zamku. Powrót tą samą drogą, ale teraz już było z wiatrem. Jednak bez rewelacji. Noga nadal bolała przy mocniejszym depnięciu.
Sobota, 3 września 2011Przejechane 100.19km w terenie 65.00km
Czas 04:25h średnia 22.68km/h
Temperatura 20.0°C
Dawno jakoś nie byłem w puszczy, tzn. od ponad miesiąca. Wypadało odwiedzić swoje śmieci być może ostatni raz w tym roku w letnich warunkach. Udało mi się wygospodarować trochę czasu, a nawet więcej, dlatego musiałem zaliczyć iście królewską traskę przez puszczę kozienicką. Królewską, bo częściowo traktem królewski (czerwony szlak) i do Królewskich Źródeł z przejazdem przez wszystkie atrakcje po drodze, czyli Wielką Górę, Górki Miłosne, Mysie Górki i na koniec jeszcze raz Wielką Górę. W sumie ładnie się złożyło i wyszła równa setka. Cała trasa była sucha jak przysłowiowy pieprz. Trafiła się tylko jedna mała kałuża, którą spokojnie ominąłem. Z rozlewisk spotykanych w lipcu nie został nawet ślad, a jak to najwyżej pod postacią łach piachu. Zresztą piachu było dużo jak to na czerwonym szlaku. Dopiero po zjechaniu na czarny szlak w okolicach Augustowa zrobiło się bardziej twardo. I korzeniasto. Jeden taki wystający korzeń na 60 kilometrze na Górkach Miłosnych pokarał mnie snake'iem. Dzięki temu mogłem przećwiczyć zmianę dętki podczas energicznego spaceru, bo w miejscu nie dało rady tego dokonać, a to przez atakujące ze wszystkich stron robactwo. W ostateczności na niewiele się to zdało, ponieważ i tak zostałem dokładnie cały pogryziony. Jak na takie warunki to wymiana poszła mi dosyć szybko, ale singiel przez Miłosne trochę mi się zepsuł. Najważniejsze, że uciekłem chmarze krwiożerczych komarów. Dalszy ciąg trasy przebiegł już bez usterek. Nie było w ogóle ludzi po lesie, nie plątali się grzybiarze, spacerowicze i tym podobni. Tylko czysta przyjemność z jazdy.
Niedziela, 14 sierpnia 2011Przejechane 103.56km w terenie 5.00km
Czas 04:04h średnia 25.47km/h
Temperatura 24.0°C
Z całego wolnego dnia mogłem wykroić tylko kilka godzin. Za mało, aby zrealizować główny cel na ten przedłużony weekend, ale będę jeszcze miał szansę jutro. Zwłaszcza, że warunki pogodowe rozwijały się we właściwym kierunku. Już dzisiaj były dobre. Chciałem pojeździć dzisiaj trochę ambitniej niż wczoraj, ale mimo wszystko nie zapuszczać opon w teren. Jedyna trasa jaka przychodziła mi na myśl to wycieczka do Szydłowca i oczywiście podjazd do wsi Hucisko. Do Szydłowca miałem lekko pod wiatr jednak nie był on przeszkadzający. Zza kierownicy przewijały się sielskie widoczki plus dobra droga z mały ruchem pozwalały za pełen relaks. Było parę mini podjaździków, ale to tylko rozgrzewka przed daniem głównym czyli podjazdem na Altanę. Za Szydłowcem uzbrajam się w rękawiczki, żeby ręce nie ślizgały się po kierownicy i można było rozpocząć podjazd. Szedł mi on jakoś sprawnie i szybko się skończył. Chociaż nie powiem, żeby mnie nie zmęczył. Jeszcze kawałek asfaltu i do końca aż pod samą wieżę obserwacyjną. Zjechałem południową stroną wzdłuż zielonego szlaku do Ciechostowic by jeszcze raz wspiąć się na wzniesienie od wschodniej strony. Wszystkie te dróżki są przyjemne dla rowerzystów z wyraźnym zboczeniem w stronę mtb, czyli są wystające kamienie, luźne kamienie, wymyte wyrwy w ziemi, korzenie. Zrobiłem szybką fotkę w Hucisku i zawinąłem się z powrotem do Radomia.
Sobota, 13 sierpnia 2011Przejechane 74.86km w terenie 0.00km
Czas 02:41h średnia 27.90km/h
Temperatura 21.0°C
Plan na dzisiaj był inny, ale musi poczekać, bo ja musiałem odespać cały tydzień. Poza tym coś padało rano, tak więc dobrze że wolałem pospać. Potem powtórka około godziny 14, ale tym razem była już porządna burza z ulewą. Gdy się przesuszyło około 16 zostało już za mało czasu na wypad gdzieś dalej. Z braku innych opcji wybrałem się nad zalew w Domaniowie, ale co by nie było banalnie nudno pojechałem przez Kowalę, Orońsko, Mniszek. Był przy najmniej mały, ostry podjazd pod kościół w Kowali.
Niedziela, 7 sierpnia 2011Przejechane 85.86km w terenie 12.00km
Czas 03:30h średnia 24.53km/h
Temperatura 28.0°C
Wypad do Iłży to niemal standardowa, relaksacyjna wycieczka asfaltem. Ogólnie wiało by nudą przez ponad 80 kilometrów, ale do Iłży jest po co jechać. Jest tam całkiem sympatyczny pagórek i na nim kilka równie sympatycznych dróżek. Z resztą ruiny także są ok. Po wjechaniu na wzgórze robię trzy razy podjazd wąwozem. Po deszczach jest mocno wypukany, dużo luźnych, wystających kamieni, głębokie koleiny po bokach. Dla takich kilku kilometrów tutaj przyjechałem.
Niedziela, 17 lipca 2011Przejechane 84.00km w terenie 50.00km
Czas 03:46h średnia 22.30km/h
Temperatura 27.0°C
Dzisiaj miałem wybrać się na maraton w Klwowie, ale jak z tydzień temu zobaczyłem mapkę z trasą to odechciało mi się jechać. Cztery rundy przez pola to nie dla mnie. Dwie jeszcze bym zniósł, ale cztery ?! Jeszcze żeby chociaż w jakimś ciekawym terenie, ale z tego co pamiętam z zeszłego roku to rundy miały być po pojazdówkach do lasu, które nie przypadły mi do gustu. 80 złoty za taką w sumie nieciekawą, jednorazową zabawę to za dużo. Wolałem wybrać się za darmochę do puszczy. Przy okazji za tydzień jest Poland Bike w Kozienicach i traska biegnie po dróżkach i ścieżkach nie raz zjeżdżonych przeze mnie, więc robiłem objazd większości dystansu Max. Zaczynam od środka, bo półmetek wypada gdzieś w okolicach Dąbrowy Kozłowskiej, jednego z punktów wjazdowych do puszczy z Radomia. Jadę prosto na Wielką Górę na singielek przez tą właściwie wydmę. Tutaj mapka od organizatora jest trochę nieprecyzyjna, bo nie wyobrażam sobie, aby ominąć przejazd grzbietem wydmy.
Dalej standardowo czerwonym szlakiem na Przejazd. Warunki panują idealne. Można powiedzieć idealny letni dzień. Jest ciepło, ale nie obezwładniająco gorąco, z lasu od czasu do czasu zawiewa chłodne powietrze, a nad wszystkim unosi się zapach trawy. Normalnie aż przypomniały mi się wakacje spędzane na wsi w dzieciństwie. Dodatkowo po ostatnich opadach wszystkie piachu na drodze są dobrze ubite nawet w miejscach gdzie zawsze jest piaskownica. Jeden kawałek jest tylko rozorany, bo leśnicy remontują drodze leśną. Wcześniej była ok, więc nie bardzo widzę sens takiego remontu, ale ok. Byle tylko nie wylali asfaltu. Docieram do okolic Kozienic. Nie znam tam ścieżek, więc trochę pobłądziłem. W końcu jednak znalazłem czarny szlak i dalej jadę już jak po sznurku.
Czas mnie goni, więc muszę przycisnąć. Zółtym szlakiem docieram do zjazdu do leśniczówki Karpówka i dalej jadę przez Jaroszki w kierunku puszczy. Tutaj trasa generalnie prowadzi obrzeżem lasu wzdłuż czarnego szlaku. Moim zdaniem ciekawiej byłoby wjechać w głąb puszczy by dotrzeć do drogi jastrzębskiej i nią do zielonego szlaku. Szlak ten prowadzi do ośrodka edukacji ekologicznej w Jedlni tak samo jak czarny. Trasa by się nie przecięła, a byłoby więcej frajdy z jazdy po lesie. Po dojechaniu do szosy Radom-Kozienice wjeżdżam na asfalt i jadę ile sił do domu. I tak spóźniłem się 15 minut, ale było warto zrobić rundkę. Więcej zdjęć z mojego objazdu trasy tutaj: link
Sobota, 2 lipca 2011Przejechane 60.88km w terenie 0.00km
Czas 02:22h średnia 25.72km/h
Temperatura 15.0°C
Pogoda siadła strasznie. Chłodno, deszczowo, mżawki, wietrznie nawet bardzo. Miałem dzisiaj wybrać się na objazd przyszłotygodniowej mazovii w Szydłowcu, ale przy takich warunkach zrezygnowałem. Pada od kilku dniu, więc błoto szczególnie na początku byłoby przednie. Wolałem rano pospać. Wybierając się na rower w ogóle nie miałem konceptu gdzie jechać, bo jakbym nie kombinował zawsze byłoby pod ten okropny wiatr, a nie miałem ochoty na terenową jazdę. W ostateczności wyszła trasa przez Kowalę, Orońsko, Guzów, Wolanów, Zakrzew, Gustawów, Wolę Taczowską, Dąbrówkę Nagórną.
Czwartek, 23 czerwca 2011Przejechane 92.75km w terenie 61.00km
Czas 04:01h średnia 23.09km/h
Temperatura 25.0°C
Miałem wolne świąteczne popołudnie, które a jakby inaczej spędziłem na rowerze. Dziś kierunek puszcza. Sporo innych osób także powyciągało rowery, bo na Starej Woli Gołębiowskiej więcej mijałem rowerzystów jak samochodów. Także już na ścieżkach w terenie trafiali się bikerzy. Dopiero za parkingiem przy drodze na Jastrzębie zrobiły się pustki. W sumie się nie dziwię, ponieważ dalej piaski są przednie i mogą odstraszać. Co prawda w poprzednich dniach trochę padało, piasek był jeszcze związany i jazda szła mi w miarę sprawnie. W Augustowie wjechałem na asfalt by szybko dotrzeć do szutrówki na Królewskie Źródła. A na niej ruch spory, co wiązało się z kilkoma kilometrami w kurzu. Na polance tłumy, grill i muza nie w moim klimacie, więc nawet się nie zatrzymałem tylko od razu odbiłem na Pionki. Po przejechaniu przez miasto znowu wjechałem w las na taką oto ścieżkę przez tamtejsze górki. W sokołach z powrotem na asfalt. Prawe kolano zaczęło mnie boleć, a to wszystko przez obsuwającą się sztycę. Zacisk kcnc ładnie wygląda, ale nie mogę go dobrze dokręcić. Tytanowa śrubka ma jakieś niewymiarowe gniazdo na imbusa, bo nie da jej się dociągnąć tak aby nie obrócić klucza. Zatrzymałem się i poprawiam. Ból kolana znika jak ręką objął. Przez Mysie Górki dojechałem do zalewu i kierowałem się dalej na Wielką Górę. Na szlaku rowerowym ktoś musiał urządzić sobie konna wycieczkę, chociaż są specjalne szlaki dla koni. A tak pojazdy te poniszczyły twardą ubitą ziemię, nie wspominając o pozostawionych pamiątkach, od których pełno much. O umazanej ramie nie będę pisał. I tak co kawałem. W Rajcu już pod koniec zatrzymały mnie jakieś podloty z gimnazjum czy ogólniaka, które chciały wejść ze mną w wielką dyskusję o rozkładzie jazdy autobusów, tak jakby to było w kręgu moich zainteresowań czy wiedzy. Po wymianie kilka zdań zlałem je i pojechałem w swoją stronę.