Wpisy archiwalne w kategorii

Na popołudnie

Dystans całkowity:14428.20 km (w terenie 2943.00 km; 20.40%)
Czas w ruchu:613:07
Średnia prędkość:23.53 km/h
Liczba aktywności:203
Średnio na aktywność:71.07 km i 3h 01m
Więcej statystyk

Powtórka z puszczy

Niedziela, 16 września 2012Przejechane 67.00km w terenie 38.00km

Czas 02:50h średnia 23.65km/h

Temperatura 18.0°C

 

Dzisiaj dalsza realizacja planu wyjeżdżenia się w terenie przed poważniejszym maratonem w Kielcach. Nie miałem czasu na wypad do Skarżyska czy chociażby do Szydłowca. Poza tym pogoda mimo, że lepsza niż wczoraj nadal jakoś specjalnie nie zachęcała do dalszej wycieczki. Dobrze, że chociaż puszcza jest blisko to można było poćwiczyć leśną jazdę. W zasadzie trasa bardzo podobna jak wczoraj z tym, że ominąłem królewski gościniec i pojechałem na górki miłosne a potem powrót do Radomia przez mysie górki w Siczkach. Na drugi przejazd przez Wielką Górę nie starczyło mi już czasu.

 

Powrót do puszczy

Sobota, 15 września 2012Przejechane 76.41km w terenie 42.00km

Czas 03:34h średnia 21.42km/h

Temperatura 17.0°C

 

Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłem w puszczy. Chyba ostatni raz to było tydzień po maratonie w Kozienicach. Potem odpuściłem sobie tą miejscówkę, bo były ciekawsze tereny do odwiedzenia, ale wkrótce na jesienne wypady puszcza będzie w sam raz, dlatego wypadało przetrzeć szlaki.
Część właściwa trasy rozpoczęła się na ulicy Podleśnej i stamtąd już można cały czas jechać terenem w puszczę kozienicką. Kładki przez rzeczki, trochę singli, trochę ścieżek leśnych, szutrówek i dotarłem od singla przez Wielka Górę, a ściślej do singla przez zarośniętą wydmę. Jechało mi się świetnie jak nigdy, aż nagle bum i leżałem. Nie wiem jak to możliwe, że nie zauważyłem wystającego pieńka, który już mijałem dziesiątki razy. Po tym upadku trochę mnie łapki bolały, ale pojechałem dalej do czerwonego szlaku. Za leśnym parkingiem zjechałem ze szlaku, aby ominąć upierdliwe, piaszczyste odcinki.
Za miejscowością Stoki odkąd pamiętam zawsze była szeroka szutrówka, ale widać postanowiono ją znacznie poszerzyć i utwardzić. W niedalekiej przyszłości to będzie niestety leśna autostrada. Cała droga do Augustowa została wysypana grubym tłuczniem jak pod podkłady kolejowe. Nie ubite sprawiły, że jazda po nich to była mordęga i rzeźnia dla opon. W końcu się doczłapałem do mojego zjazdu z powrotem na Jaroszki, bo więcej to nie mógłbym to tym jechać. Pogoda wyraźnie siadła i nawet zaczęło coś padać, dlatego w drodze powrotnej odpuściłem już ponowny przejazd przez Wielką Górę.

 

Małe wyzwanie w Iłży

Niedziela, 19 sierpnia 2012Przejechane 87.16km w terenie 11.00km

Czas 03:25h średnia 25.51km/h

Temperatura 31.0°C

 

Zawsze mam problem gdzie wybrać się rowerem dzień po fajnym wypadzie. Jeśli się ujechałem konkretnie to temat znika, bo albo nie jadę w ogóle albo jadę gdziekolwiek spacerowym tempem. Gorzej jest gdy siły są i chciałoby się więcej przeżyć niż w poprzednim dniu.
Tak było i tym razem. Miotałem się między puszczą a wzgórzem w Iłży. Jednak po zastanowieniu się puszcza przegrała. Zostanie na jesienne wypady, a teraz lepiej wypuścić się na wzgórze zamkowe. Tym bardziej, że korciła mnie chęć zjechania w końcu po wąskiej ścieżce przy wjeździe na teren ruin.
Przyjechałem na miejsce, mało ludzi, więc można było spróbować. Na początek przespacerowałem się, aby zobaczyć czy to w ogóle da się przejechać. Dało się, więc można było podjąć próbę. Za pierwszym razem nie udało się. Położyło mi rower - źle najechałem na korzeń, ale już kolejna próba jak najbardziej udana. Generalnie zachowując czujność w jednym miejscu zjazd jest prosty. Można spróbować go nawet podjechać.
Właściwie to wzgórze w Iłży i jego okolice mają potencjał, aby zrobić tam jakieś zawody rowerowe. Nawet kiedyś mnie ktoś pytał czy będzie tu jakiś wyścig gdy trenowałem podjazdy wąwozem. Może na maraton to za mały teren, ale pętlę XC dałoby się ułożyć całkiem ciekawą. Takie to mnie naszły myśli gdy chwilę zatrzymałem się na popas. Były by i podjazdy i zjazdy, po wąskiej ścieżce i szerokiej szutrówce, po schodkach, bruku, a i widokowo było by nieźle.

Jakby kiedyś ktoś z Iłży wpadł na taki pomysł to na pewno była by to impreza warta uwagi. A tymczasem musiałem wrócić ze świata fantazji i zbierać się do domu, bo jak zwykle gonił mnie czas.

 

Nadprogramowy dzień wolny

Środa, 15 sierpnia 2012Przejechane 81.23km w terenie 3.50km

Czas 03:09h średnia 25.79km/h

Temperatura 18.0°C

 

Ech... Były plany na ten wolny dzień od pracy. W ostatnich latach w okolicach 15 sierpnia zawsze udawało mi się zrobić zapadającą w pamięć wycieczkę. Nie inaczej miało być tym razem, ale pogoda za bardzo siadła i nie chciałem się wypuszczać w nieznane przy niepewnych warunkach. Będzie musiała poczekać albo na dobrą pogodę we wrześniu albo do następnego roku. Z jednej strony to może i nawet dobrze, że musiałem ją odłożyć, ponieważ jeszcze nie zregenerowałem się po niedzielnym maratonie. Żeby jednak nie gnić w domu wybrałem się na asfaltową pętlę przez Domaniów. Właściwie w chłodniejsze dni gdy nie na zgiełku, tłumów spragnionych opalenizny, rozbuchanych młodzieńców i zmanierowanych panien nawet ta sztuczna plaża wydaje się być kameralnym miejscem. Za to miejsca na uboczu stają się jeszcze bardziej przytulne.

Powrót było oczywiście jak to przy dużej pętli przez Przytyk i Suków. Przy okazji wracając rozejrzałem się w okolicach wsi Jankowice. Są tam jakieś kładki przez Radomkę, ale gdzie prowadzą to jeszcze mi nie wiadomo. Za to pierwszy raz przejechałem się polną drogą z Jankowic do Gulina. Tyle razy byłem w Gulinie, ale jakoś nigdy nie pojechałem dalej tą drogą. Niby niedaleka okolica a udało mi się coś nowego odkryć.

 

W nowym czepku

Niedziela, 5 sierpnia 2012Przejechane 89.54km w terenie 12.00km

Czas 03:31h średnia 25.46km/h

Temperatura 29.0°C

 

Po wczorajszym wypadzie w piękne okolice Skarżyska i Suchedniowa przyszedł dzień bardziej spokojnej jazdy. Właściwie było to dokończenie planu dnia poprzedniego, na który nie starczyło dnia, ale i trochę sił i chęci. W drodze powrotnej miałem zajrzeć jeszcze do Iłży. Odstraszyła mnie jednak ostatecznie perspektywa turlania się po wioskach asfaltem. Dawniej były jeszcze przyjemne szutry przez las niestety ostatnio zamienione zostały na drogi asfaltowe dobre na szosę, jednak nie ma za bardzo czego na nich szukać na mtb.
Paradowanie po asfalcie zazwyczaj zostawiam na niedzielę, dlatego odwiedziny wzgórza zamkowego w Iłży zamieniły się na oddzielną niedzielną wycieczkę. A ponieważ tak się składa, że niedziela jest zazwyczaj po sobocie nie musiałem się już dzisiaj wysilać nad wymyślaniem trasy. Dodatkowo podczas takiej niezobowiązującej jazdy mogłem ocenić jak sprawuje się nowy kask i okulary, które to musiałem kupić po wywrotce w Zagnańsku. Nowy Atmos jest lżejszy, lepiej wentylowany niż stary Havoc, okulary także jakoś lepiej mi pasują, chociaż mają tendencję do parowania. Z czasem wyjdzie czy będą ok czy dalej trzeba będzie szukać dobrego i taniego modelu.
Na wzgórzu zrobiłem kilka podjazdu. Więcej nie było za bardzo jak, ponieważ robiona była jakaś inscenizacja bitwy z czasów I wojny światowej, a co za tym idzie więcej ludzi i samochodów kręciło się po dróżkach.
Z nowych rzeczy to krótko przyjrzałem się pieszej ścieżce pod basztę. Dotychczas nawet nie zastanawiałem się czy można by po niej zjechać, ale coraz bardziej kusi mnie taka perspektywa. Jak kiedyś będzie pusto na wzgórzu to dokładnie ocenię sytuację i może nawet spróbuję.

 

Za gorąco, za wietrznie

Niedziela, 29 lipca 2012Przejechane 69.62km w terenie 0.00km

Czas 02:40h średnia 26.11km/h

Temperatura 32.0°C

 

Upał nie odpuszcza a mnie przez to dopada coraz większy leń. Wiedziałem, że dzisiaj jestem ograniczony czasowo to jednak po śniadaniu musiałem zlegnąć przed telewizorem. Dopiero po godzinie nabrałem ochoty na rower. W zamyśle był ambitny plan szybkiego dostania się do Iłży na wzgórze zamkowe i kilka podjazdów pod basztę, ale ostry południowy wiatr skasował ten pomysł. Zamiast tego potoczyłem się nad zalew w Domaniowie. Tam o dziwo jakoś mało ludzi było. Za gorąco, a może pora obiadowa była...

 

W poszukiwaniu nowej trasy

Sobota, 28 lipca 2012Przejechane 116.86km w terenie 15.00km

Czas 04:49h średnia 24.26km/h

Temperatura 33.0°C

 

Dziwnie to zabrzmi, ale zaczynam narzekać na upały w środku lata. Kiedyś uważałem, że upał 30 stopniowy to świetne warunki do jazdy i dziwiłem się innych krzywiącym się na takie temperatury. Jeździłem wtedy raczej krótkie wycieczki, ale wraz ze wzrostem dystansów zacząłem zmieniać zdanie. Teraz wiem, że w moim przypadku duży dystans i upał potrafią doprowadzić mnie na skraj wycieńczenia, a jazda w takiej sytuacji staje się męczarnią. Lepiej unikać takich przypadków, bo na prawdę można obrzydzić sobie rower. Dlatego z wypadem czekałem na popołudnie ambitnie licząc, że uda się pokonać całą zaplanowaną trasę. Chciałem zrobić pętlę przez Szydłowiec z podjazdem pod Altanę i przejazdem przez Skłobską Górę.
Dojazd do Szydłowca wybrałem przez Jastrząb. Dopiero niedawno pierwszy raz jechałem tą drogą, ale liczyłem na własną pamięć w kwestii zapamiętania jak i w którym miejscu skręcić. Mówi się '-Umiesz liczyć, licz na siebie' ale trzeba było raczej liczyć bardziej na gps niż na własne majaki. Przestrzeliłem jedno skrzyżowania i trochę pobłądziłem. Trzeba było się wrócić. Przez to miałem opóźnienie w Szydłowcu i wiedziałem, że nie przejadę całej zaplanowanej trasy, bo noc by mnie zastała w drodze powrotnej.
Jednak nie wszystko było stracone. Na Altanie poćwiczyłem podjazdy oraz zjazdy. Potem przypomniałem sobie jeszcze drogę od miejscowości Antoniów, bo tutaj też trasa ulotniła mi się z głowy. Dzięki temu przy następnym podejściu nie powinno być już błądzenia. Dodatkowo wiem, że nie jest to trasa na popołudnie, bo zwyczajnie nie zdążę wrócić do Radomia przed wieczorem.

 

Tydzień po Kozienicach

Niedziela, 15 lipca 2012Przejechane 92.98km w terenie 68.00km

Czas 04:13h średnia 22.05km/h

Temperatura 24.0°C

 

Ciekaw byłem jak wyglądała trasa tydzień po maratonie. Różne opinie się czyta na temat tego jaki jest stan szlaków po przejeździe maratończyków. Chodzi tu najbardziej o zaśmiecenie. Nie ma się co potem dziwić, że wyścigi omijają najciekawsze miejsca, bo te zazwyczaj mają jakiegoś zarządce, a ten jak zobaczy jaki śmietnik zostawia tak liczny maraton jak mazovia to później nie ma już ochoty zapraszać takich gości. Często porusza się ten problem i większość jest nauczona/wyczulona aby swoje rzeczy zabierać ze sobą, ale spora część to chyba już genetyczni śmieciarze. Sam tydzień temu dwa razy zwracałem takim osobnikom uwagę i usłyszałem tylko głupie sorry, przepraszam. Co mi po takich przeprosinach. Trzeba było nie wyrzucać butelki, tubki po żelu, a jak już przyznajesz się do winy to wracaj i zabieraj swojego śmiecia. Rozumień, że można coś zgubić, sam miałem tak kilka razy, ale to były wykonane z cała świadomością i premedytacją.
Normalnie ręce opadły jak przejechałem się kawałek trasą. Może ten był słabo posprzątany, bo butelki walamy się po drodze i obok w rowie. Ile było w krzakach można tylko zgadywać. Org taśmy z drzew też mógłby zabrać.
Już chyba wolę, żeby nie było ścigania się po co lepszych miejscach w puszczy. Przy najmniej dla miejscowych pozostaną nietknięte.

 

Skłobska Góra

Sobota, 14 lipca 2012Przejechane 109.80km w terenie 15.00km

Czas 04:34h średnia 24.04km/h

Temperatura 20.0°C

 

To był dzień eksploracji i odkrywania tras do terenów znanych, ale nie do końca poznanych. W związku z problemami sprzętowymi odpuściłem sobie wypad do Skarżyska, ale nie znaczy to, że turlałem się tylko dookoła domu. Wykorzystując jakby tymczasowe uziemienie postanowiłem sprawdzić kolejny wariant dojazdu do Szydłowca. Moja dotychczasowa trasa przez Orońsko i miejscowość Ciepła jest wręcz idealna dla szosy, z równym asfaltem, małym ruchem, ale - trzeba być szczerym - nie jest to najkrótsza droga. Szybciej byłoby przez miejscowość Jastrząb, ale jakoś nigdy nie miałem okazji jechać tym wariantem. Dopiero teraz nabrałem wystarczającej motywacji, aby sprawdzić ten szlak.
Już na wstępie napiszę, że nie za bardzo nadaje się on dla szosowców. Za Rudą Wielka jest około dwukilometrowy odcinek szutrów. Może kiedyś będzie asfalt, ale na razie jest dobrze ubity drobny grysik. Potem już cały czas szosa tylko z większym ruchem niż przez Ciepłą. Na plus na pewno trzeba zaliczyć, że dojazd ten jest bardziej interwałowy. W ostateczności jest krótszy o cztery kilometry co przekłada się na jakieś 10 minut.
Druga część programu zakładała zbadanie czerwonego szlaku przez Skłobską Górę, aby ułożyć sobie bezproblemowy przejazd od miejscowości Antoniów do Chlewisk oczywiście cały czas terenem. Ułożenie wszystkich tych przejazdów w jedną spójną trasę pozwalałoby podczas pięciogodzinnego wypadu z Radomia zaliczyć podjazd do Huciska i na Altanę (408 m. n.p.m.), zjazd do Ciechostowic i stamtąd znów podjazd na Altanę, potem przyjemny łagodny zjazd do miejscowości Huta, dalej asfaltowy podjazd do Antoniowa i następnie zjazd w kierunku Chlewisk leśną drogą, która zmienia się w kamienisty strumień. Pozostawał odcinek przez Skłobską Górę (341 m. n.p.m.) z wymagającym zjazdem, ale tutaj zawsze się gubiłem, dlatego tym razem chciałem jechać od strony Chlewisk, aż dotrę do miejsca, które łatwo zlokalizować jadąc od Antoniowa. Przygotowując się wgrałem do telefonu szkic trasy, więc z pomocą gps musiało w końcu się udać wytyczyć te kilkanaście kilometrów solidnej 'górskiej' jazdy.
I tak nieśpieszne zjeżdżając asfaltem w kierunku Chlewisk zostałem chyba pierwszy raz w tym sezonie wyprzedzony przez mtbikera podczas takich weekendowych włóczęg. Ba, to było zjawisko wręcz niespotykane, bo wyprzedziła mnie szanowna koleżanka w pełnym ekwipunku. W takim byłem szoku, że na 'Cześć' prawie zapomniałem języka w gębie. Szkoda, że nie jechałem w stronę Szydłowca, bo na takim kole można jechać kilometrami, if you know what i mean...
Z rozpędu prawie przegapiłem skręt na czerwony szlak przez Skłobską Górę. Byłem zdziwiony jak ja dotychczas nie ogarnąłem tego przejazdu, ponieważ szlak był bardzo dobrze oznaczony. Z resztą widać było, że nie jeden wyścig się tutaj odbywał: tu i ówdzie drogę znaczyły poniewierając się tubki po żelach i stare taśmy smutnie wiszące na drzewach i krzakach. Dobiłem do pomnika upamiętniającego zwycięstwo powstańców w 1863 roku i wróciłem tą samą trasą do Chlewisk. Trochę brakowało mi przedniego hamulca, ale dałem radę. Tylko parę metrów musiałem sprowadzić, jednak to była konsekwencja wybrania złego toru jazdy.
Z Chlewisk szybko uciekłem do Szydłowca przed nadciągającym deszczem. Na próżno, bo i tak dopadł mnie w Szydłowcu. Elektronikę schowałem głębiej w plecaku, przezbroiłem się na wariant deszczowy i z dobrym wiatrem w plecy wróciłem starą trasą do Radomia. Teraz tylko w któryś weekend trzeba przejechać te wszystkie odcinki trasy za jednym zamachem.

 

Szacowanie strat

Niedziela, 8 lipca 2012Przejechane 53.70km w terenie 0.00km

Czas 02:02h średnia 26.41km/h

Temperatura 29.0°C

 

Po wczorajszych stratach w sprzęcie rower musiał przejść małą rekonfigurację. Na razie jako zastępstwo na przód zawitało stare koło pod vbrake'i. Piasta w nim nie jest kompatybilna z tarczówkami, więc i przedni hamulec tymczasowo powędrował na półkę. Pokrzywiona obręcz nie nadaje się już do naprawy. Aż mi się łezka w oku kręci, bo czarnego XR 4.2D ciężko znaleźć. Zapewne zdecyduje się ponownie na DT i następce XR400. Właściwie to ta sama obręcz, ale XR400 nigdy już nie był topowym modelem. Szprychy prawdopodobni także będą wymienione i tutaj zastanawiam się nad SuperCompami zamiast zwykłych Compów.
Jako, że zostałem tylko ze spowalniaczem z tylu obecnie jestem skazany na spokojne trasy. Z resztą na inną nie miałem ochoty, więc lajtowo potoczyłem się po asfaltach w stronę Przytyka. Nadal był skwar, ale mniejszy niż wczoraj nie wspominając tego sprzed tygodnia. W słońcu ponad 10 stopni mniej.