Wpisy archiwalne w kategorii

Na popołudnie

Dystans całkowity:14428.20 km (w terenie 2943.00 km; 20.40%)
Czas w ruchu:613:07
Średnia prędkość:23.53 km/h
Liczba aktywności:203
Średnio na aktywność:71.07 km i 3h 01m
Więcej statystyk

Do Orońska i trochę dalej

Sobota, 23 maja 2009Przejechane 50.50km w terenie 4.00km

Czas 02:13h średnia 22.78km/h

Temperatura 16.0°C

 

Dzisiaj udało zrealizować się plan, który miał byś wykonany w poprzednią sobotę, czyli przejażdżka do Orońska. Chociaż cały czas chodzi mi po głowie dotarcie do Chlewisk to musi ono poczekać na jakąś pogodną sobotę.
Rano pogoda była fatalna: deszcz i silny wiatr, aż nie chciało się z domu wychodzić. Na szczęście popołudniu nastąpiła poprawa. Co prawda wiatr tylko nieznacznie osłabł, ale widać w tym roku wietrzne dni to norma.
Dojazd do Orońska standardowy: obok Muzeum Wsi Radomskiej, w Kowali mała premia górska ;) , potem skręt w kierunku Orońska. Oprócz małego kawałka za Kowalą nawierzchnia drogi bardzo dobra, ruch minimalny.


W Orońsku łapie mnie mały deszczyk, na szczęście szybko przestaje padać. Jeszcze przejechałem się kawałek w kierunku Łazisk. Po drodze na horyzoncie można już zobaczyć górki, znak że kilkanaście kilometrów na południe stąd kończy się Równina Radomska. Tu jedno z jej oblicz.


W drodze powrotnej aura się trochę popsuła. Nie padało, ale całkowicie się zachmurzyło. Powrót tą samą drogę, częściowo z wiatrem w plecy.

 

Deszczowo

Sobota, 16 maja 2009Przejechane 41.62km w terenie 7.00km

Czas 01:48h średnia 23.12km/h

Temperatura 17.0°C

 

Wczoraj był jeszcze plan, żeby jechać do Chlewisk, dzisiaj rano po deszczu już tylko do Orońska, a było w końcu tylko do Kowali.
Rano przeszła ulewa i całe przedpołudnie było zachmurzone i ciągle gdzieś wisiała ciemna chmura na niebie. Po 14 znów lunęło, więc uznałem, że starczy już na dziś i można gdzieś się wypuścić. Było mokro, ale co tam, już mi się znudziło to sucho. Zawsze to jakaś odmiana.
Początkowo trasa wzdłuż siódemki do Maratońskiej, potem Bulwarową i Wośnicką do ulicy Nadrzecznej. Ulica to chyba nazwa trochę nad wyrost, bowiem tak się ona prezentuje:


Dojeżdżam do Muzeum Wsi Radomskiej, kawałek Szydłowiecką i skręcam w prawo. Przejeżdżając przez tory w Kosowie zauważam nieciekawie wyglądającą chmurę w kierunku, w którym jadę. Myślę sobie: może wytrzyma. Pokonując podjazd w Kowali zaczyna już kropić. Zatrzymuje się pod drzewem i czekam, może przestanie. Pięć minut i zaczyna padać na dobre, a moje drzewo zaczyna przeciekać. Przypominam sobie, że na przed podjazdem jest przystanek PKS. Szybka ewakuacja i zajmuje miejscówkę na suchutkiej ławeczce. Spędzam tak ponad pół godziny, na zewnątrz ulewa.


Nie chce skończyć padać i w lekkiej mżawce postanawiam wrócić do domu. Do Radomia i tak dojeżdżam przemoczony, a na liczniku niecałe 30 kilometrów. Myślę: trochę mało i ponieważ i tak jestem już mokry to wybieram się jeszcze na rundę po Lesie Kapturskim.
Wyjeżdżając z lasu znów zaczyna mocniej padać. Teraz już szybko, prosto do domu.

 

Do Wyśmierzyc

Sobota, 9 maja 2009Przejechane 81.01km w terenie 25.00km

Czas 03:53h średnia 20.86km/h

Temperatura 22.0°C

 

Kolejne wolne sobotnie popołudnie, więc można gdzieś wyskoczyć. W tym tygodniu chodziła mi po głowie wycieczka do Iłży, ale w ostatniej chwili zmieniłem na Wyśmierzyce, czyli najmniejsze miasto w Polsce. Zresztą miałem wygrać się tam w majowy weekend, ale wtedy warunki pogodowe nie były sprzyjające.
Dojazd według mojej już kiedyś przejechanej trasy; trochę asfaltem, szutrem, przez łąki, las. Trzeba przyznać, że dojazd jest w miarę urozmaicony i nie ma na co narzekać, bo często jest łagodny podjazd, potem zjazd. Po drodze robię mała przerwę na jedzenie w lesie, urządzając przy tym ucztę okolicznym komarom.
Po dojechaniu do Wyśmierzyc rundka po mieście i obrazek: na wyglądającej całkiem przyzwoicie ulicy zero samochodów, a środkiem idzie krowa, pod urzędem miasta konie. Naprawdę niesamowity widok. W bocznym króciutkich uliczkach można zobaczyć klimatyczne domki.


Potem plan był, aby dojechać do Pilicy, ale nie mogłem znaleźć na łące jakiejś ścieżki, która w miarę szybko pozwalałaby dotrzeć do rzeki. Pokręciłem się po niej tylko, bo trzeba już było wracać.


Jeszcze mały posiłek nad stawikiem przed powrotem. Tym razem walczyłem z chmarą małych muszek, które chyba chciały mnie zjeść :)


Powrót tą samą drogą.

 

Nad zalew II

Niedziela, 3 maja 2009Przejechane 67.29km w terenie 4.00km

Czas 02:52h średnia 23.47km/h

Temperatura 24.0°C

 

Podobnie jak w sobotę nad zalew w Domaniowie. Tym razem trochę więcej kilometrów, bo dojazd nad wał po stronie zachodniej, gdzie jest dużo spokojniej niż przy tzw. "plaży". Około godzinki posiedziałem na wale i powrót do domu tą samą drogą co przyjechałem.


Było prawie bezwietrznie, w odróżnieniu od poprzednich dni.

 

Nad zalew

Sobota, 2 maja 2009Przejechane 58.13km w terenie 0.00km

Czas 02:30h średnia 23.25km/h

Temperatura 22.0°C

 

Dziś wycieczka okrężną drogą nad zalew w Domaniowie. Przez Kozinki dojeżdżam do Milejowic i dalej do Cerekwi, a stamtąd już standardową trasą nad zalew. Po drodze wyprzedza mnie szosowiec. Generalnie spory ruch rowerzystów na drodze.
Krótki odpoczynek na zaporze.


Powrót był raczej ciężki, bo pod wiatr i często pod górkę.

PS: po drodze, jak wyprzedzałem jedną grupę rowerzystów, ktoś z nich ostrzegając innych by zjechali na jedną stronę, krzyknął: "Uwaga kolarz!". Dziwnie się poczułem, bo się za niego nie uważam.

 

Do Przejazdu

Sobota, 25 kwietnia 2009Przejechane 68.49km w terenie 26.00km

Czas 03:33h średnia 19.29km/h

Temperatura 21.0°C

 

Od środy prognoza pogody informowała o dość silnym wiatr z kierunku południowo wschodniego. Znając swoją niechęć do jazdy pod wiatr, trzeba było wymyśleć trasę tak, żeby to zjawisko przestało przeszkadzać. Wiadomo, w lesie wiatr nie przeszkadza, czyli w kierunku wschodnim przejadę się Puszczą Kozienicką, a powrót byłby z wiatrem w plecy.
W Puszczy jak zawsze przyjemnie, tylko niestety sprawdziły się moje przypuszczenia. Od kilku tygodni nie było porządnego deszczu i większość dróg przypomina piaskownicę. Opony generalnie dają radę w piachu, ale miejscami jadę lasem. Przez większość czasu jadę szlakiem czerwonym (tzn. Droga Królewska).


Niektóre odcinki zostały zdewastowane przez wycinkę, ale odniosłem wrażenie że jest lepiej niż w ubiegłym roku.
Po drodze mijam między innymi Rezerwat Ponty. Miastowych przy wjeździe dokształcają takie tablice.


Dojeżdżam do szkółki leśnej w Przejeździe. Robię sobie przerwę, wyciągam z plecaka jedzenie z oddaje się konsumpcji, zastanawiając się czy dopadł mnie już jakiś kleszcz.
Rozpoczynam powrót. W dojeżdżam do drogi asfaltowej i z wiatrem w plecy wracam przez Przejazd, Cecylówkę, Mąkosy, Jastrzębie. Za Jastrzębią, odwiedzam sklep, bo bidon już wysechł. Dobre miejsce, szczególnie jak się jeździ bez zapięcia.
Potem przez Wojciechów do Wsoli. Tam ścieżką za cmentarzem i przez łąkę przy lotnisku w Piastowie. Zdziwiłem się, bo łąka wciąż jest podmokła. Dojeżdżam do Dąbrówek i stamtąd asfaltem już prosto do domu, przeklinając znów ten przeklęty wiatr.

PS: przed furtką prawie zaliczyłem glebę w SPD przy prędkości zero. Dobrze, że mnie przechyliło w stronę bramy :)

 

Na zielone

Sobota, 18 kwietnia 2009Przejechane 55.85km w terenie 15.00km

Czas 03:01h średnia 18.51km/h

Temperatura °C

 

Wycieczka miała być zrealizowana w czasie świąt, ale dopadła mnie lekka angina. Wymęczony przez chorobę, z zakatarzonym nosem, udało się znaleźć już siły, aby się ruszyć szczególnie, że pogoda zachęcająca. Widząc, że trawnik przed domem wymaga już koszenia, a i drzewa już się zielenią, pomyślałem, że w terenie jest już w pełni wiosennie. Żeby sprawdzić moje przypuszczenia pojechałem jedną z moich ulubionych tras w kierunku Starej Błotnicy.
Na początku standardowo przez pobliski Las Kapturski. Tam zielone znalazłem pod taką postacią:


Po przejechaniu fragmentu przez las wjeżdżam na asfalt i kieruje się w stronę Janiszewa. Przy kościele skręcam w polną dróżkę i po 1,5 km znów podjazd asfaltem.
Potem najdłuższy dzisiaj odcinek w terenie. Na początku szeroka droga szybko zmienia się w dwie koleiny i wielkimi dolami miejscami zasypanych gruzem. Dróżka przecina asfalt i zmienia się w piaskownicę. Na szczęście opony dają radę. Dojeżdżam do kolejnej drogi, przecinam, kawałek laskiem i potem po mojej ulubionej nawierzchni, czyli po ubitej glinie nad rzeką. Docieram do kładki nad Radomką.


Za rzeką przez piach, szlakę, asfalt i co tam jeszcze było kieruje się na Starą Błotnicę. Mijam kościół i jadę dalej moją trasą do Wyśmierzyc. Na liczniku dobija 30 km i trzeba myśleć o powrocie, szczególnie że siły nie te.
Początkowo wracam tak jak jechałem, jednak przez Radomkę przechodzę w innym miejscu, też ładnym :)


Potem przez krzaki i znów jazda nad rzeką po łące nie zajętej jeszcze przez wołowinę.


Dojeżdżam do drogi. Łapie mnie kurcz w nogę i już nie chce puścić. Na pojeździe okazuje się, że nie ma już prądu i ostatnie 10km doczołguje się do domu. Jak na złość wcześniej było pod wiatr, teraz ucichł. Wieczorne, zimne powietrze gryzie z każdym wdechem.

Ogólnie: mimo wszystko super.

 

Do Jastrzębi

Sobota, 4 kwietnia 2009Przejechane 40.45km w terenie 5.00km

Czas 01:55h średnia 21.10km/h

Temperatura °C

 

Grypa odpuściła już wczoraj, tak więc sprawdziłem w jakiej formie obecnie jestem. Tak jak myślałem, jeszcze siły nie wróciły. Miało być dalej, ale nie chciałem ryzykować doczołgiwania do domu. Odpoczynek na moście nad Radomką. Samopoczucie przeciętne.

Ogólnie: najcieplejszy dzień od ponad pół roku.

 

Słońce śmiało wyglądało za chmur

Sobota, 11 października 2008Przejechane 53.08km w terenie 20.00km

Czas 02:46h średnia 19.19km/h

Temperatura °C

 

Słońce śmiało wyglądało za chmur już od samego ranka, tzn. na pewno od około godziny dziesiątej:). Śniadanie i pobieżny przegląd roweru po ostatnim razie: rozregulowana przerzutka z tyłu, koła pokrzywione szczególnie tylnie. Bliższe oględziny i wiadomo dlaczego: zerwana szprycha efektem czego obręcz obciera o hamulce, aż dziwne że nie zauważyłem tego ostatnio. Co się dało poprawiłem na szybko i wyruszyłem.
Wycieczkę rozpocząłem od przejazdu przez Las Kapturski. Słoneczna pogoda zagwarantowała podziwianie w pełnej krasie pięknej złotej jesieni.


Obowiązkowo musiał być przejazd przez najładniejsze według mnie miejsce. Znajduje się ono trochę na uboczu przez co mimo, że znajduje się blisko skraju lasu nie zalegają tu góry śmieci. Tym razem sceneria w jesiennych barwach.


Pokręciłem się trochę po tym radomskim lesie jeszcze trochę, gdzie można znaleźć czasami nawet ciekawe miejsca.


Niestety las nie jest duży i wystarcza tylko jako rozgrzewka. Postanowiłem, że przejadę się jedną z moich ulubionych tras przez dolinę radomki do Starej Błotnicy. Droga prowadzi wśród okolicznych łąk i pól.



Dojeżdżam do jednej z kładek, przez którą można przejść ponad rzeką. Chwila odpoczynku i wsłuchania się w szum wody zachęca do dalszej jazdy i poszukiwania następnych takich miejsc ukrytych gdzieś za jaką starą chatą.



Dalej krótkie zmaganie się z piaszczystą drogą by następnie dalej pomknąć polami i łąkami. Później parę kilometrów asfaltem i można znów pognać polną drogą.


Dojeżdżam do Nowego Kobylnika i potem już tylko szosą prosto do Starej Błotnicy. Znajduje się tu kościół Narodzenia NMP, z początku XV w., przebudowany w stylu neobarokowym w XVIII wieku, obecnie sanktuarium maryjne.




Powrót początkowo tą samą trasą, potem przejazd przez Radomkę w innym miejscu niż za pierwszym razem.



Ogólnie: sympatycznie, przyjemnie.

 

Cel: Zalew w Domaniowie

Sobota, 16 sierpnia 2008Przejechane 24.50km w terenie 0.00km

Czas 01:05h średnia 22.62km/h

Temperatura °C

 

Cel: Zalew w Domaniowie i okolice. Niestety pogoda już przy wyjeździe zapowiadała się nieciekawie: pochmurno, wieje i jakby zimno. Po drodze cały czas pod wiatr, dwa razy złapał mnie mały deszczyk. Po dojechaniu do zapory, z daleka słychać było zbliżającą się burzę. Telefon do domu i okazało się, że tam przed chwilą była niezła ulewa, tak więc nie dało się jej ominąć. Skończyło się na transporcie roweru w samochodzie. W drodze powrotnej potworny deszcz i zimno.
Ogólnie: kicha, zdjęć brak.