Podczas tej wycieczki zaliczyłem tyle wpadek nawigacyjnych, że to chyba mój nowy rekord. Trasę już parę razy objechałem, więc wybierając się nie zabrałem mapy. I to był błąd, którego później żałowałem.
Pierwsza wpadka wystąpiła w okolicy Działowej Góry. Jadąc leśnym duktem, który o tej porze roku jest na przemian pokryty odcinkami z kałużami lub błotem przegapiłem miejsce, gdzie skręca szlak. Nie zrażony tym jechałem dalej myśląc, że to i tak wszystko jedno. Na Działowej Górze fajne były odcinki, ale wkońcu ścieżka się skończyła i byłem w kropce, bo w ogóle nie orientowałem się gdzie jestem. Na dodatek pochmurno, tak więc nawet nie mogłem wyznaczyć gdzie jaki kierunek. Błąkając się po lesie i jadąc już całkiem na azymut zauważyłem, że las się kończy. Przedarłem się przez krzaki i wydostałem się na polną drogę. Na drzewie widzę oznaczenie czarnego szlaku. Uff, zostałem ocalony.
Dalej pojechałem na mysie górki i następnie zielonym na górki miłosne. Szczególnie na Sokołami ścieżka zrobiła się mokra. Kałuże zostały zamaskowane przez liście i parę razy przednie koło niespodziewanie poleciało w dół więcej niż się spodziewałem. Mimo wszystko ten odcinek był ekstra. Pod koniec znów zgubiłem ścieżkę. Po prosty tyle leżało liści, że nie sposób odgadnąć jak dokładnie biegnie. Po przedarciu się przez rów z wodą w środku lasu, jakieś mokradło, wyjeżdżam w Pionkach.
Powrót do Radomia także przez miłosne i mysie. Na którymś skrzyżowaniu zagapiłem się i wyjechałem w Jedlni Letnisko. Myślę, dobra przejadę przez miasteczko do zalewu. Jadę, jadę, minąłem tablicę, że wyjechałem z Jedlni a zalewu nie widać. Na dodatek zaczyna lekko padać, a ja kompletnie nie wiem gdzie jestem. Zdenerwowany na siebie, że nie zabrałem mapy wracam do Jedlni i tym razem bez problemu dojechałem do zalewu. Potem w pobliże ośrodka edukacji ekologicznej. Planowałem do Woli Gołębiowskie jechać lasem, ale rzadkie oznaczenia szlaku i pokrywające ścieżkę liście znów dały o sobie znać. Kilka razy łapię się, że jadę parę metrów obok właściwej ścieżki. Nie wiem jak, ale wyjechałem przy trasie kozienickiej obok zjazdu do Jedlni. Pomyślałem, że może już nie będę kombinował i pojadę trasą do Radomia, chociaż to żadna przyjemność. W Radomiu skręciłem w Potkańskiego i przez Starą Wolę Gołębiowską wracam do domu.
Kategoria Na popołudnie, Terenowo