Wpisy archiwalne w kategorii

Na popołudnie

Dystans całkowity:14428.20 km (w terenie 2943.00 km; 20.40%)
Czas w ruchu:613:07
Średnia prędkość:23.53 km/h
Liczba aktywności:203
Średnio na aktywność:71.07 km i 3h 01m
Więcej statystyk

Nad Radomkę - nieudane

Niedziela, 18 kwietnia 2010Przejechane 56.45km w terenie 10.50km

Czas 02:32h średnia 22.28km/h

Temperatura 18.0°C

 

Wybrałem się sprawdzić czy jest już przejezdna łąka nad Radomką na mojej trasie do Wyśmierzyc. Niestety nadal jest ona nieprzejezdna. No może na upartego można by się przebić, ale nie miałem ochoty zgubić butów w błocie powyżej kostek. I tak upaprałem się aż miło. Dopóki opony się nie zapchały, dało się jechać potem była już jazda figurowa. W jednym miejscu opony nie złapały i zaliczyłem glebę. Na szczęście przechyliło mnie na suchszą stronę, bo inaczej zostałbym potworem błotnym.
Później taki cały ustrojony błotem z ledwo widocznym rowerem spod błota i trawy zrobiłem rundę przez Zakrzew, Golędin, Cerekiew. Trochę dziwnie się na mnie ludzie patrzyli :).
Super pogoda była.

 

Objazd części Mega Mazovii Radom 2010

Sobota, 17 kwietnia 2010Przejechane 84.11km w terenie 43.50km

Czas 04:07h średnia 20.43km/h

Temperatura 14.0°C

 

Kilka dni temu pojawiła się mapka z trasą na tegoroczną mazovię w Radomiu. Już w poprzednim tygodniu planowałem pojeździć po puszczy tak więc pojawianie się szkicu trasy jeszcze bardziej mnie zmotywowało.
Do bramy "Sadków" dojechałem okrężną drogą. Nie lubię pchać się przez środek miasta, dlatego wybrałem się najpierw do Lasu Kapturskiego zobaczyć kwitnące zawilce. Kolejny raz utwierdziłem się w przekonaniu, że najładniej w tym lesie jest właśnie o tej porze roku. Dalej Janiszewską, obok szpitala, Starą Wolę Gołębiowską, Rajec szlachecki, Natolin dotarłem pod bramę lotniska. Na miejscu zdziwienie, bo przy bramie stał samochód mazovii. Chyba spóźniłem się na jakiś nieoficjalny objazd trasy, bo później po drodze na piasku, w błocie powtarzał się ten sam wzór bieżnika. Było już dobrze popołudniu i znając swoją tendencję do błądzenia postanowiłem zjechać tyle trasy ile zdążę, tak żeby nie wracać po ciemku po domu.
Na początek po wyjeździe z lotniska jest około 2,5 kilometra nowego asfaltu. Potem zjazd na szutrówkę, ale nadal szeroko. Kawałek dalej jest odcinek trawiasty wzdłuż lasku. Tutaj lekkie błotko było. Następnie znów szutrówka i tak do wiaduktu. Za wiaduktem jest najbardziej spory nieciekawy fragment. Niestety jakoś trzeba dojechać do puszczy. Na tym fragmencie trzeba się spodziewać wertepiastej drogi, piachu, wysypanego gruzu i innych śmieci. W Dawidowie jest kawałek asfaltu, żeby ręce i tyłek odpoczęły.
W końcu dociera się do łąki z rzeczką w Jedlni. Łąka jest przejezdna, sucha, koła nie grzęzną. Wody w rzeczce w sam raz, można spokojnie przejechać. Potem odcinek po piaskowych ulicach Jedlni. Za zalewem zaczynają się Mysie Górki. Tutaj nie jest tak szeroka jak dotychczas, ale jest miejsce do wyprzedzania. Za Mysimi znów piaszczysta droga. Lepiej trzymać się lewej strony, potem prawej. Przy słupie transformatorowym trzeba uważać na linę stalową przytrzymującą słup jeśli trzyma się wyjeżdżonej ścieżki a nie jedzie drogą. W ferworze walki można jej nie zauważyć. Za słupem 3 kilometry asfaltu przez Adolfin, Sokoły.
Na Miłosnych według mojego rozeznania będzie się jechać zielonym szlakiem, ale to nie zgadzało by się do końca z mapą. Potem bufet na szerokiej szutrówce. Dalej zakręt na drogę pożarową nr 211. Gdzieś na niej musi być jakiś zjazd do lasu, który przegapiłem. W każdym razie lasem dojeżdża się do szosy do Kozienic, przecina nią i około 1 kilometr odpoczynku asfaltowego by następnie do lasu szutrówką, która stałe się coraz bardziej piaszczysta. W Karpówce kawałek po "tarce". Do Jaroszek ponad 0,5 kilometra asfaltem. Dalej znów szeroka szutrówka.
Po dojechaniu do skraju lasu zdecydowałem, że muszę już wracać i nie jechałem już trasą maratonu, szczególnie że nie znam tego odcinka. Czarnym szlakiem wróciłem do szosy. W Siczkach decyduję się jeszcze na zielony i fragment ubiegłorocznego maratonu z tą kładką z dziurą pośrodku.

Kliknij w zdjęcie, aby zobaczy album ze wszystkimi zdjęciami.

 

Lany Poniedziałek

Poniedziałek, 5 kwietnia 2010Przejechane 53.66km w terenie 16.50km

Czas 02:26h średnia 22.05km/h

Temperatura 17.0°C

 

Postanowiłem sprawdzić czy obeschła już moja terenowa ścieżka do Wyśmierzyc. Nie za bardzo miałem czas, żeby wybrać się do samych Wyśmierzyc, ale plan był taki, żeby sprawdzić tyle ile zdążę. Miejscami nadal jest głębokie błoto, ale bokiem da się jakoś to objechać. Co prawda w sobotę przekonałem się nad Radomką ścieżka po łące jest zalana, ale można ten odcinek zamienić na inny przejezdny.
Ostatniego odcinka przez las do Kożuchowa nie zdążyłem już sprawdzić, bo czas nie pozwalał. Podejrzewam, że może być nieprzejezdny, ponieważ nawet w środku lata potrafi tam być ładne błotko. Poza tym dodatkowo zaczął mżyć deszcz. Wolałem nie ryzykować powrotu tą samą drogą podczas większego deszczu i wróciłem asfaltem do Radomia.

 

Wielka Sobota

Sobota, 3 kwietnia 2010Przejechane 71.47km w terenie 6.00km

Czas 03:00h średnia 23.82km/h

Temperatura 12.0°C

 

Prawie standard, bo znów przejechałem się nad zalew w Domaniowie. Dojazd do Golędzina był trochę inny niż zazwyczaj, mianowicie przez Zakrzew, Gustawów. Na zaporze panowie policjanci postanowili chyba dotrwać od końca dnia w miłych okolicznościach. Ustawili się na środku, widać ich było z daleka, ruch żaden. Ale nie dziwię się im, bo widok był ładny.
Wracałem przez Przytyk i Suków. Droga do Sukowa rozkopana, pewnie położony zostanie nowy asfalt.
Ogólnie przejeżdżając przez te wszystkie miejscowości czuć już było świąteczną atmosferę. Nawet przyroda dostosowała się leniwego popołudnia. Dojeżdżając do mojej ulubionej kładki nad Radomką minąłem kilka boćków godnie chodzących po zalanej łące. Niestety dalej nie była już przejezdna i musiałem się wrócić do innej kładki, ale warto było odwiedzić to miejsce.

 

Do Szydłowca

Niedziela, 28 marca 2010Przejechane 87.86km w terenie 0.00km

Czas 03:48h średnia 23.12km/h

Temperatura 15.0°C

 

Wycieczka do Szydłowca to jeden z celów, którego nie udało mi się zrealizować w poprzednim roku. Wtedy przeszkodził deszcz, dzisiaj mocno utrudnił wiatr. Szczerze mówiąc to dojazd nieźle zniechęcał. Na dodatek słońce się schowało i jakoś tak zimno się zrobiło, ale dojechałem.
Na miejscu szybki popas w parku przy zamku i trzeba było wracać, bo zaczynało padać.

Za to powrót z wiatrem to była przyjemność, po prostu bajka i nawet słonecznie się zrobiło.
Do Szydłowca jeszcze się w tym roku wybiorę, bo okolica ma potencjał, tylko trzeba poczekać na lepszą pogodę.
Mapa (w jedną stronę):

 

Nad Radomkę

Sobota, 27 marca 2010Przejechane 53.77km w terenie 0.00km

Czas 02:15h średnia 23.90km/h

Temperatura 14.0°C

 

Cały dzień jakaś taka niestabilna pogoda była. Nie padało jeszcze w Radomiu, ale w radiu mówili, że niemal wszędzie przelotne opady deszczu. Przedpołudnie przeczekałem obserwując rozwój pogody.
Popołudniu dobrze się rozpogodziło, więc zrobiłem sobie rundkę tam Radomkę za Jastrzębią oczywiście okrężną droga tak żeby jak najdłużej wykorzystywać południowo-zachodni wiatr. Początek to standardowy start przez Janiszew i dalej asfaltem przez Dąbrówkę do Wsoli i potem do Jastrzębi. Gdy stałem na moście nad Radomką zaczęło porządnie padać. Na szczęście nie była to duża chmura i zanim zdążyłem wrócić się pod najbliższy kryty przystanek przestało padać. Potem jeszcze kilka razy łapał mnie mały deszczyk.
Wracając zahaczyłem o działki na Wacynie. Nie byłem tam od dobrych kilkunastu(?) lat, a kiedyś było to dla nas, chłopaczków z najbliższej okolicy, miejsce kultowe. Tak bardzo, że pewnego razu przesadziłem i tak mocno uderzyłem się w głowę, że do dzisiaj nie wiem jak stamtąd wróciłem rowerem. Z resztą następnego dnia także nie pamiętam.

 

Pierwszy dzień wiosny

Niedziela, 21 marca 2010Przejechane 57.79km w terenie 9.00km

Czas 02:54h średnia 19.93km/h

Temperatura 18.0°C

 

Tak powinna rozpoczynać wiosna jak dzisiaj. Pomimo nocnego deszczu nadal ciepło i przyjemnie.
Przed południem wyszedłem na rower sprawdzić czy już gdzieś widać oznaki wiosny. Na początek standardowa asfaltowa trasa do Piastowa. We Wsoli przejechałem przez siódemkę i zahaczyłem o muzeum Witolda Gombrowicza. Obejrzałem budynek z zewnątrz i pojechałem dalej do Jastrzębi. Może kiedyś w innych okolicznościach uda mi się zwiedzić je wewnątrz.

W Jastrzębi coś podkusiło mnie, żeby sprawdzić stan leśnych dróg. Droga jastrzębska jest fajna do pojeżdżenia w lato, ale dziś nie było przyjemnie. Początkowo nie było źle, ale im dalej w las tym więcej lodu.

Dalej było jeszcze gorzej. Za parkingiem nie dawałem już jechać. Co kilka metrów musiałem podpierać się nogą, bo rzucało mną we wszystkie strony. Cieszyłem się z kawałków błotnych kolein bo nimi dało się normalnie jechać. Jednak i tak w końcu musiałem skapitulować i z 10-15 minut pospacerować sobie po drodze z rowerem. Po dotarciu do czarnego szlaku można już było jechać. Tutaj walczyłem z gęstym błotem. Momentalnie zapychało oponę, ale jakoś dałem radę.
Wróciłem już Kozienicką, bo nie chciało mi się znów przebijać przez las. Skręciłem w Potkańskiego i przez Starą Wolę Gołębiowską, Janiszew dodarłem do domu. Ja i rower upaćkany konkretnie, a wczoraj go ze dwie godziny czyściłem, łańcuch wyszejkowałem. Dzisiaj bez pieszczenia się wsadziłem go pod wąż ogrodzony, szmatą przeciągnąłem i też jest ok.

 

Do Orońska, Domaniowa

Sobota, 20 marca 2010Przejechane 77.19km w terenie 2.00km

Czas 03:29h średnia 22.16km/h

Temperatura 18.0°C

 

Nareszcie była pogoda jeżdżenia. Nadal na długo ubrany, ale już nie w zimowe ciuchy, nie na trzy skarpety w bucie. Ponieważ tak ciepło jeszcze w tym roku nie było naszła mnie myśl, żeby gdzieś dalej pojechać. Po ruszeniu spod domu myślałem nad zdobyciem Iłży, ale południowy wiatr wybił mi ten pomysł z głowy. Za Kowalą skręciłem do Orońska, żeby przez Wolanów dojechać do Golędzina i dalej pojechać do Domaniowa. Jednak za Orońskiem przegapiłem skrzyżowanie i nieświadomy pojechałem dalej. Po pewnym czasie zacząłem się zastanawiać, że coś mi nie pasuje ta droga, bo nie przypominałem sobie, żebym kiedyś nią jechał. Po kilku minutach zorientowałem się, że zbłądziłem. Nie zabrałem mapy, więc nie mogłem sprawdzić gdzie byłem. Mimo wszystko nie chciało mi się zawracać i tak postanowiłem sprawdzić co jest za następnym zakrętem i następnym, następnym. Jadąc przez jakiś lasek zauważyłem, że dalej jest jakaś wioska i tak dojechałem do Mniszka. Na czuja skręciłem na Rogowę i trzymając się niebieskiego rowerowego jechałem na północ.

Niebieski szlak prowadził do zapory w Domaniowie. Przejeżdżając przez nią poczułem się jakby ktoś otworzył drzwi od lodówki. Wiatr znad zamarzniętego nadal zalewu ładnie chłodził. Zatrzymałem się chwilę, ale szybko się zwinąłem.


Po przejechaniu na drugi brzeg miłe uderzenie ciepła.
Powrót zrobiłem przez Przytyk, Zakrzew, Gulin. Końcówka pod wiatr trochę mnie wymęczyła.
Mapa:

 

Do Domaniowa

Niedziela, 28 lutego 2010Przejechane 62.32km w terenie 0.00km

Czas 02:44h średnia 22.80km/h

Temperatura 7.0°C

 

Na drogach już prawie całkiem sucho. W nocy mrozek, w dzień słoneczko to nawet z suchym tyłkiem wróciłem. Wyruszyłem przed jedenastą co było dobrą decyzją, bo na bocznych drogach, oprócz okolic kościołów, o tej porze w niedzielę ruch jest niemal zerowy. Do Domaniowa jazda byłą bardzo przyjemna.

Wracałem przez Przytyk, Oblas i przed Zakrzewem skręciłem obok cmentarza i pojechałem dalej do Gustawowa. Powrót dał mi mocno w kość, a to wszystko przez silny wiatr. Do domu wróciłem padnięty.
Mapa:

 

Pętla rozszerzona

Sobota, 27 lutego 2010Przejechane 40.78km w terenie 0.00km

Czas 01:39h średnia 24.72km/h

Temperatura 6.0°C

 

Standard, czyli przez Milejowice, Cerekiew, Golędzin, Zakrzew, Gustawów. Początkowo było nawet słonecznie, potem już trochę więcej chmur. Na drogach w miarę sucho, ale w kilku miejscach przez jezdnię przepływały rzeki. W tej w Gustawowie to było tak po kostki na około 30 metrach.
Także przed Gustawowem pierwszy raz w tym roku sprawdziłem twardość asfaltu. Wszystko przez kretyński pomysł z wywalaniem śniegu z podwórek na jezdnię. Na kilku takich pułapkach jeszcze się uratowałem, tutaj mimo że przyhamowałem przed to nie wiem kiedy i jak, ale jechałem rowerze a chwilę potem leżałem na drodze.