Wpisy archiwalne w kategorii

Na popołudnie

Dystans całkowity:14428.20 km (w terenie 2943.00 km; 20.40%)
Czas w ruchu:613:07
Średnia prędkość:23.53 km/h
Liczba aktywności:203
Średnio na aktywność:71.07 km i 3h 01m
Więcej statystyk

Deszczowo, jesiennie

Sobota, 28 sierpnia 2010Przejechane 58.72km w terenie 0.00km

Czas 02:13h średnia 26.49km/h

Temperatura 14.0°C

 

Niemal przez całą trasę padał deszcz. Na dodatek zimno jak na sierpień. Poczułem, że niebłaganie zbliża się jesień. Trasę ułożyłem sobie tak, aby jak najlepiej wykorzystać wiatr zachodni. Z resztą trasa bardzo sympatyczna. Oprócz pierwszego kilometra za Golędzinem i kilku odcinków droga jest wyśmienita. Nowy asfalt do Wojciechowa i prawie żaden ruch samochodowy w sobotnie popołudnie. Aż zamarzyła mi się szosówka na takie trasy.

Mapka:

 

Do Domaniowa

Sobota, 21 sierpnia 2010Przejechane 60.59km w terenie 0.00km

Czas 02:07h średnia 28.63km/h

Temperatura 26.0°C

 

Miły wypad do Domaniowa na popołudnie. Starałem się jechać równo, spokojnie, bez szarpania. Warunki pogodowe na rower idealne: bezwietrznie, nie za zimno, nie za gorąco, słonecznie. Akurat dzisiaj miałem mało czasu, ale i tak było w porządku.

Mapa:

 

Do Jastrzębii

Niedziela, 1 sierpnia 2010Przejechane 56.17km w terenie 8.00km

Czas 02:05h średnia 26.96km/h

Temperatura 27.0°C

 

Nie miałem wiele czasu, więc wybrałem się na w miarę szybką traskę. Najpierw przejechałem obok lotniska w Piastowie i po przecięciu drogi nr 7 pojechałem w kierunku miejscowości Jastrzębia. Tutaj miłe zaskoczenie, ponieważ został położony nowy asfalt, na dodatek ruch prawie żaden do można było poszaleć. W Jastrzębii skręciłem na drogę prowadzącą na leśny parking w puszczy. Po minięciu parkingu zaczyna się lubiany przeze mnie odcinek. Mianowicie droga przestaje być piaszczysta i dalej jest wysypana dobrze już ubitym tłuczniem. Jeszcze jak są kałuże, ale bez przesady, to świetnie jedzie się od jednej do drugiej po samej krawędzi wody. Niemal cały czas zygzakiem.
Powrót do Radomia już szosą spod ośrodka edukacji ekologicznej.

 

Sobotnie włóczenie się

Sobota, 31 lipca 2010Przejechane 81.83km w terenie 10.00km

Czas 03:11h średnia 25.71km/h

Temperatura 24.0°C

 

Prawie standardowa trasa przez Orońsko, Mniszek do Domaniowa i powrót przez Przytyk. Jednak tym razem nie wracałem do Zakrzewa. Pojechałem do Sukowa by wrócić kładką nad Radomką. Miał to być wypad pod tytułem 'Nie ubrudzić się', ale droga do Sukowa była kompletnie rozkopana. Po deszczu zalegało takie rzadkie błotko rozjeżdżone przez samochody. Także przejazd przez łąki nad rzeką nie był łatwy. Przy pierwszej kładce zawróciłem, ponieważ do kładki trzeba było przebijać się przez kałuże, a chciałem wrócić z suchymi butami. Dojazd do drugiej kładki był wolny od przeszkód, ale za kładką znów zalane. Nie chciało mi się już wracać i około 1,5 km przejechałem się w wodzie 10-20cm. No cóż, buty znów mokre.

 

Do Iłży

Niedziela, 11 lipca 2010Przejechane 85.63km w terenie 11.00km

Czas 03:27h średnia 24.82km/h

Temperatura 33.0°C

 

Gorąco, że nie chciało mi się w południe wychodzić nawet z domu. Dopiero po 16 wybrałem się na rower. Chciałem wrócić przed 20, żeby zdążyć na finał MŚ, więc miałem około 4 godzin na jazdę. W sam raz na wypad do Iłży. Chociaż trasa jest łatwa prawie wyłącznie po równym to warunki dawały się we znaki. Miejscami od rozgrzanego asfaltu było 37 stopni.

W Iłży wjechałem na wzgórze zamkowe pod samą basztę, potem zjazd wąwozem obok i podjazd nim znów na wzgórze. Nie zatrzymując się zjechałem ze wzgórza i wróciłem tą samą drogą do Radomia.
Około 19.05 temperatura spadła poniżej 30 stopni. Podczas trzech i pół godziny wypiłem prawie trzy litry.

 

Na około do Domaniowa

Niedziela, 27 czerwca 2010Przejechane 83.15km w terenie 0.00km

Czas 03:11h średnia 26.12km/h

Temperatura 25.0°C

 

Dzisiaj kryterium wyboru trasy było takie, żeby się nie ubrudzić. Po wczorajszym czyszczeniu, smarowaniu, praniu butów i plecaka nie miałem ochoty na powtórkę. Miałem ochotę na 80km, trochę na dużo jak na kurs do Domianiowa, ale przed wyjściem wpadł mi do głowy pomysł jak zmodyfikować trasę. Przy okazji przejechać odcinek, który ostatnio jechałem na jesień.
Jadąc do Orońska zagaduje mnie gość na szosie:
- Dotąd jedziesz? (wiadomo, standardowe pytanie)
- Do Domaniowa.
- Do Domaniowa? To nie w tą stronę!
Trochę minęło zanim wyjaśniłem mój plan.

Dzisiaj lato w pełni, bez dokuczliwych upałów, słoneczne, w szumiącymi trawami po drodze. Takie jakie lubię.

 

Z przygodami... niemiłymi

Sobota, 19 czerwca 2010Przejechane 79.27km w terenie 5.00km

Czas 03:12h średnia 24.77km/h

Temperatura 17.0°C

 

No więc tak... Popołudniu pogoda w miarę się wyklarowała i była tendencja, że będzie lepiej. Tak też było. Początkowo straszyło ciemną chmurą, ale potem było nawet słonecznie.
Nie miałem ochoty na jakieś szarpanie się, dlatego wybrałem się spokojną trasę przez Kowalę, Orońsko do Miszka i dalej do Domaniowa. W Domaniowie kilkuminutowy postój na zaporze i ogólny relaks. Powrót przez Przytyk i standardowo skręciłem do Gulina w Zakrzewie. Wyremontowali tutaj drogę to i spokojnie można jechać ponad 30kmh. I tutaj zaczęły się nieprzyjemne rzeczy.
Mając około 35kmh na liczniku tuż po koła z rowu wybiega mały piesek/szczeniak i jakby nigdy nic wpada na jezdnie. Po prostu wszystko dzieje się w jednej chwili, ja mam dłonie na rogach, więc na hamowanie nie ma czasu, odbijam w lewo. Przednie koło trąciło psa, ale nie przejechało go nim. Niestety tylne wpadło centralnie na zwierzaka. Dziwnie podbiło koło, a ja pomyślałem: "Ja pierdolę, przejechałem psa". Obejrzałem się za ciebie, nie widać było zwierzaka na jezdni, ale jego pisk nie pozostawiał wątpliwości. Zastanawiałem się czy się nie wrócić, ale nie zawróciłem. Czy to był błąd? Nie wiem.
Kilka chwil potem podjeżdża po mnie samochód, wyskakuje dwóch gości, zwala mnie do rowu z pretensjami, że niby kopnąłem ich psa. W tym momencie moja sytuacja stałą się mocno nieciekawa. Leżę w rowie, rower na mnie, a po głowie okłada mnie jakiś gość. Jedyne co mi przychodziło do głowy to myśl, że dobrze, że mam kask. Nie wiem jak by się to skończyło, ale zatrzymał się drugi samochód, wysiadł z niego kierowca co ostudziło emocje tych dwóch gości. Powiedzmy, że nastąpiła wymiana stanowisk, ale widząc, że nie ma to sensu ulatniam się. Straty w sprzęcie i na zdrowiu moim zerowe, no może jeden sinak, więc nie złożyłem oficjalnego zgłoszenia na policję.
Najbardziej w całej tej sytuacji szkoda psa, że ma takich nieodpowiedzialnych właścicieli.

PS. Będę chyba musiał znaleźć sobie nową pętlę pomiarową.

 

Na Altanę

Niedziela, 13 czerwca 2010Przejechane 107.62km w terenie 2.00km

Czas 04:27h średnia 24.18km/h

Temperatura 24.0°C

 

Miałem ochotę na setkę. Można by ją zrobić nawet po puszczy, ale jakoś ciągnie mnie na jakieś poważniejsze podjazdy. Dopiero na nich widać ile jest się wartym i pozwalają poważniej zastanowić się nad posiadanymi umiejętnościami. Takim podjazdem dającym do myślenia, który znam najbliżej Radomia jest asfaltowy podjazd z Szydłowca do Huciska i dalej na Altanę.
Po dociągnięciu się na maksymalną wysokość we wsi Hucisko za plecami rozciąga się niezły widok. Można zazdrościć mieszkańcom takich widoków każdego dnia. Przystanąłem na chwilę, ponieważ warto zatrzymać się i przez moment popatrzeć. W między czasie wpadł mi do głowy pomysł, żeby jednak wjechać do końca na Altanę, chociaż moje kendy SBE, szczególnie tylna, stały się już niemal slickami. Mimo wszystko wjechałem w miarę sprawnie. Sucho to i nawet na kamieniach opona nie ślizgała się. Za to na zjeździe nie wytrzymały. Brak uślizgów na podjeździe dodał mi animuszu i podczas zjazdu prawie na hamowałem. Skończyło się to dobiciem dętki i snake'iem. Po wyjechaniu na asfalt, jeszcze raz chciałem podjechać na do końca drogi, ale coś ciężej było niż kilkanaście minut temu. Spojrzałem na oponę z tyłu i jakoś tak mało powietrza. Sprawdziłem paluchami i zdecydowanie za miękka kiszka. Rower w trawę i czas na pitstop. Spróbowałem dopompować, ale tylko złamałem zaworek przy wentylu. Dętka nadawała się już tylko do śmietnika. Nie żal, bo i tak już była łatana.
Mimo sprawnej wymiany zdążyły mnie pociąć komary po kostkach. Założyłem koło i za raz pierwszym razem dobrze ustawiła się tarcza, więc miałem spokój z obcieraniem o klocki.
Powrót do Radomia przebiegł już bez dodatkowych atrakcji.

 

Do Iłży

Sobota, 12 czerwca 2010Przejechane 88.51km w terenie 12.00km

Czas 03:37h średnia 24.47km/h

Temperatura 30.0°C

 

Popołudniu zelżał upal, tak więc można było się gdzieś ruszyć na rowerze. Wiele czasu do końca dnia nie zostało, żeby jechać gdzieś dalej, dlatego wybrałem się lubianą przeze mnie trasą do Iłży. Zresztą ciekawił mnie ten zjazd wąwozem, którym ostatnio nie próbowałem jeździć.
Do Iłży jechało mi się dobrze. Wiatr nie przeszkadzał, temperatura też była ok, chociaż w słońcu było już trochę za gorąco. Za Wierzbicą robi się ciekawiej, ponieważ teren i widoki już inne niż w okolicach Radomia. Do Iłży wjechałem tak jak zazwyczaj od strony Pakosławia.

Od razu skierowałem się na wzgórze zamkowe co by podjechać po samą basztę. Co raz łatwiej przychodzi mi pokonywanie tego podjazdu z czego się cieszę.

Po tym był czas do główną atrakcję, czyli wspominany zjazd wąwozem. Nigdy nim nie jechałem i zastanawiałem się czy jest on w ogóle przejezdny. Nie było się jednak czego obawiać, ponieważ płynnie można nim zjechać aż do szosy asfaltowej. Miąłem taką frajdę z zjazdu i podjazdu nim, że pokonałem go trzy razy, jednak na końcu podjazdu chyba osiągałem max swojej wydolności.

Potem zrobiłem sobie jeszcze popas pod basztą i zabrałem się tą samą drogą co przyjechałem do Radomia. Po drodze zaczęło straszyć burzą.

 

Do Domaniowa

Niedziela, 6 czerwca 2010Przejechane 65.68km w terenie 2.00km

Czas 02:38h średnia 24.94km/h

Temperatura 26.0°C

 

Trasa łatwa i przyjemna w sam raz na niedzielę po w miarę równym asfalcie.
Dzisiaj bez rękawiczek, bo musiałem trochę opalić dłonie. Dodatkowo przekonałem się, że Crossmarki chyba mają mniejsze opory toczenia niż Kendy SBE, a na pewno są dużo cichsze. Po piachu i błocie także idą lepiej.
Przed Krzyszkowicami rozpiął mi się łańcuch. Pierwszy raz odkąd używam spinki Srama. Ani nie było to pod górkę, ani nie jechałem szybko, ale akurat był taki wyboisty odcinek. W każdym razie wybaczam, bo spinka ma już prawie 7 kkm przebiegu i jest już wyrobiona. Tylko łapy sobie ładnie upaprałem od łańcucha, z nie lubię z brudnymi chodzić/jeździć. Czuję jakiś taki dyskomfort. Na szczęście piasek i woda z zalewu pozwoliły doprowadzić je do stanu używalności.

Wracałem przez Przytyk. Trochę było pod wiatr, ale bez tragedii. W Zakrzewie skręcam do Gulina zobaczyć czy nie zalało stawów. Wszystko było ok.