Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2012

Dystans całkowity:941.07 km (w terenie 260.50 km; 27.68%)
Czas w ruchu:40:20
Średnia prędkość:23.33 km/h
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:72.39 km i 3h 06m
Więcej statystyk

W nowym czepku

Niedziela, 5 sierpnia 2012Przejechane 89.54km w terenie 12.00km

Czas 03:31h średnia 25.46km/h

Temperatura 29.0°C

 

Po wczorajszym wypadzie w piękne okolice Skarżyska i Suchedniowa przyszedł dzień bardziej spokojnej jazdy. Właściwie było to dokończenie planu dnia poprzedniego, na który nie starczyło dnia, ale i trochę sił i chęci. W drodze powrotnej miałem zajrzeć jeszcze do Iłży. Odstraszyła mnie jednak ostatecznie perspektywa turlania się po wioskach asfaltem. Dawniej były jeszcze przyjemne szutry przez las niestety ostatnio zamienione zostały na drogi asfaltowe dobre na szosę, jednak nie ma za bardzo czego na nich szukać na mtb.
Paradowanie po asfalcie zazwyczaj zostawiam na niedzielę, dlatego odwiedziny wzgórza zamkowego w Iłży zamieniły się na oddzielną niedzielną wycieczkę. A ponieważ tak się składa, że niedziela jest zazwyczaj po sobocie nie musiałem się już dzisiaj wysilać nad wymyślaniem trasy. Dodatkowo podczas takiej niezobowiązującej jazdy mogłem ocenić jak sprawuje się nowy kask i okulary, które to musiałem kupić po wywrotce w Zagnańsku. Nowy Atmos jest lżejszy, lepiej wentylowany niż stary Havoc, okulary także jakoś lepiej mi pasują, chociaż mają tendencję do parowania. Z czasem wyjdzie czy będą ok czy dalej trzeba będzie szukać dobrego i taniego modelu.
Na wzgórzu zrobiłem kilka podjazdu. Więcej nie było za bardzo jak, ponieważ robiona była jakaś inscenizacja bitwy z czasów I wojny światowej, a co za tym idzie więcej ludzi i samochodów kręciło się po dróżkach.
Z nowych rzeczy to krótko przyjrzałem się pieszej ścieżce pod basztę. Dotychczas nawet nie zastanawiałem się czy można by po niej zjechać, ale coraz bardziej kusi mnie taka perspektywa. Jak kiedyś będzie pusto na wzgórzu to dokładnie ocenię sytuację i może nawet spróbuję.

 

Nowe rozdanie

Sobota, 4 sierpnia 2012Przejechane 114.94km w terenie 40.00km

Czas 05:26h średnia 21.15km/h

Temperatura 26.0°C

 

Zauważyłem, że podobnie jak w poprzednim roku w lipcu mam spadek formy. Ciężko mi ocenić czy przyczyną jest znudzenie się rowerem czy lipcowe ciepło. Cały ubiegły miesiąc czułem, że jestem na fali opadającej co zdają się potwierdzać moje występy na maratonach. Sporo miałem na nich pecha, ale i podczas zwykłych wypadów nie było rewelacji. Zbrzydły mi już okolice Radomia i potrzebowałem odmiany. Jak uzależniony potrzebowałem mocniejszej dawki rowerowania. Nie pozostawało nic innego jak zapakować się w pociąg do Skarżyska, aby przypomnieć sobie jazdę w terenie może nie górskim, za to na pewno pagórkowatym. Miał to być także sprawdzian przed najciekawszymi wyścigami w moim kalendarzu i przy okazji przynajmniej częściowe zapoznanie się z trasą maratonu w Suchedniowie.
Ostatecznie nie za wiele przejechałem zgodnie z trasą, jednak najważniejsze było dla mnie poznanie ogólnej sytuacji w terenie w okolicy. I kolejny raz przyznaję, że uwielbiam jeździć rowerem po tych górkach. Są odcinki przez las i odcinki pośród pól. Głównie te odcinki na otwartej przestrzeni lubię, bo wtedy świetnie widać pofałdowanie terenu, mozaikę różnokolorowych pól obsianych pojedynczymi domkami czy innymi budynkami. Raz masz to wszystko jakby pod stopami, drugi raz trzeba zadzierać głowę do góry. Drogi, ścieżki wrzynają się pod górę lub z górki w wąwozach gdzie na końcu przecina się płynącą rzeczkę. Do tego łagodne słońce nad głową i można by jeździć godzinami. Ale w lesie jest pięknie. Na początek ze Skarżyska zielony szlak na Wykus dobry by poćwiczyć technikę w pokonywaniu różnych przeszkód na ścieżce. Potem w Mostkach lasem, w których nie raz spłoszyłem jelenia z dorodnym porożem, dojazd szerokiej szutrówki. Z tej szutrówki zjazd na niebieski szlak na Kamień Michniowski. Fragment między szutrówka a Burzącym Stokiem przyprawia o euforię. Niby szeroko wyjeżdżona droga, ale tak naprawdę to jest świetny singiel między koleinami i drzewami. Ścieżka w dobrze ubitej ziemi skacze z jednej strony na drugą gdzieś za drzewami omijając pieńki. Trzeba balansować ciałem, uważać, aby nie zawadzić o coś pedałami, precyzyjnie prowadzić koło – w myślach krzyczy się 'Chwilo trwaj wiecznie!'.
Po przeprawie przez rzeczkę zaczyna się wyrypiasty podjazd z luźnymi kamieniami, ale nie wkuwający tak jak płaska wertepiasta łąka. Potem następuje zjazd z Kamienia Michniowskiego. Mijani piechurzy ustępują drogi i patrzą na Ciebie z podziwem. A na koniec włóczenia się można zafundować sobie podjazd od Starachowic na Ostre Górki i dalej w stronę Wąchocka. Nie wiem co za szatan układał na tej drodze bruk, ale jak był tego podjazdu nie jechał zawsze wytrzęsie mnie niemiłosiernie i skłania do ponownego poważnego rozważenia kupna fulla w przyszłości. Wjazd na asfalt jest wtedy wielką ulgą i wydaje się być powierzchnią idealnie gładką.
Po takim wypadzie kocha się te kilkanaście kilo metalu i gumy zwane rowerem.

 

Nocna pętla

Piątek, 3 sierpnia 2012Przejechane 35.80km w terenie 0.00km

Czas 01:14h średnia 29.03km/h

Temperatura 23.0°C

 

Tak jak zazwyczaj w piątek pojeździłem w nocnych warunkach i albo coraz bardziej ślepnę albo staję się coraz bardziej wymagający, bo moja sigma pava przestaje mi wystarczać w kwestii oświetlenia. Chodzi mi po głowie pewna mocna lampa na przód, ale na razie pilniejszy był zakup nowego kasku, więc kwestia upgrade'u oświetlania musi poczekać do jesieni.