Kilka dni temu pojawiła się mapka z trasą na tegoroczną mazovię w Radomiu. Już w poprzednim tygodniu planowałem pojeździć po puszczy tak więc pojawianie się szkicu trasy jeszcze bardziej mnie zmotywowało.
Do bramy "Sadków" dojechałem okrężną drogą. Nie lubię pchać się przez środek miasta, dlatego wybrałem się najpierw do Lasu Kapturskiego zobaczyć kwitnące zawilce. Kolejny raz utwierdziłem się w przekonaniu, że najładniej w tym lesie jest właśnie o tej porze roku. Dalej Janiszewską, obok szpitala, Starą Wolę Gołębiowską, Rajec szlachecki, Natolin dotarłem pod bramę lotniska. Na miejscu zdziwienie, bo przy bramie stał samochód mazovii. Chyba spóźniłem się na jakiś nieoficjalny objazd trasy, bo później po drodze na piasku, w błocie powtarzał się ten sam wzór bieżnika. Było już dobrze popołudniu i znając swoją tendencję do błądzenia postanowiłem zjechać tyle trasy ile zdążę, tak żeby nie wracać po ciemku po domu.
Na początek po wyjeździe z lotniska jest około 2,5 kilometra nowego asfaltu. Potem zjazd na szutrówkę, ale nadal szeroko. Kawałek dalej jest odcinek trawiasty wzdłuż lasku. Tutaj lekkie błotko było. Następnie znów szutrówka i tak do wiaduktu. Za wiaduktem jest najbardziej spory nieciekawy fragment. Niestety jakoś trzeba dojechać do puszczy. Na tym fragmencie trzeba się spodziewać wertepiastej drogi, piachu, wysypanego gruzu i innych śmieci. W Dawidowie jest kawałek asfaltu, żeby ręce i tyłek odpoczęły.
W końcu dociera się do łąki z rzeczką w Jedlni. Łąka jest przejezdna, sucha, koła nie grzęzną. Wody w rzeczce w sam raz, można spokojnie przejechać. Potem odcinek po piaskowych ulicach Jedlni. Za zalewem zaczynają się Mysie Górki. Tutaj nie jest tak szeroka jak dotychczas, ale jest miejsce do wyprzedzania. Za Mysimi znów piaszczysta droga. Lepiej trzymać się lewej strony, potem prawej. Przy słupie transformatorowym trzeba uważać na linę stalową przytrzymującą słup jeśli trzyma się wyjeżdżonej ścieżki a nie jedzie drogą. W ferworze walki można jej nie zauważyć. Za słupem 3 kilometry asfaltu przez Adolfin, Sokoły.
Na Miłosnych według mojego rozeznania będzie się jechać zielonym szlakiem, ale to nie zgadzało by się do końca z mapą. Potem bufet na szerokiej szutrówce. Dalej zakręt na drogę pożarową nr 211. Gdzieś na niej musi być jakiś zjazd do lasu, który przegapiłem. W każdym razie lasem dojeżdża się do szosy do Kozienic, przecina nią i około 1 kilometr odpoczynku asfaltowego by następnie do lasu szutrówką, która stałe się coraz bardziej piaszczysta. W Karpówce kawałek po "tarce". Do Jaroszek ponad 0,5 kilometra asfaltem. Dalej znów szeroka szutrówka.
Po dojechaniu do skraju lasu zdecydowałem, że muszę już wracać i nie jechałem już trasą maratonu, szczególnie że nie znam tego odcinka. Czarnym szlakiem wróciłem do szosy. W Siczkach decyduję się jeszcze na zielony i fragment ubiegłorocznego maratonu z tą kładką z dziurą pośrodku.
Kliknij w zdjęcie, aby zobaczy album ze wszystkimi zdjęciami.
Kategoria Na popołudnie, Terenowo