Mazovia Nowy Dwór Maz.

Niedziela, 7 października 2012Przejechane 74.92km w terenie 55.00km

Czas 03:15h średnia 23.05km/h

Temperatura 11.0°C

 

Dojazd + rozgrzewka: 6.23 km
Wyścig: 64.78 km
Powrót: 3.91 km

Trochę się zastanawiałem czy wybrać się na maraton do Nowego Dworu. Od początku sezonu zakładałem udział w tym wyścig, ale jakoś wcześniej skończył mi się wykupiony pakiet startów, a i pogoda za ciekawa się nie zapowiadała. Miało być zimno i było, jednak bez tragedii. Najważniejsze, że nie padało. W poprzednim roku trasa nie była jakoś specjalnie ciekawa, ale w tym roku miała być całkiem nowa, więc ciekawość mnie ciągnęła by ją sprawdzić.
Miasteczko było usytuowane tuż przy stacji pkp, więc błądzenia po nieznanym mieście tym razem uniknąłem. Miałem prawie godzinę do startu, więc mogłem trochę pokręcić się po stoiskach. Przy okazji spotkałem znajomą twarz, miło się porozmawiało i zanim się obejrzałem wolny czas uciekł, a musiałem się jeszcze przygotować. Ostatecznie nie miałem już kiedy zrobić objazdu chociaż końcówki trasy i bez żadnego rozeznania stanąłem w sektorze. Oprócz tego w ogóle nie zdążyłem zrobić jakiejkolwiek rozgrzewki. Miałem zamiar jechać giga, ale po prawie tradycyjnym zaskoczeniu dystansami dzień przed maratonem i faktem, że nie było specjalnie komfortowej pogody zastanawiałem się czy to w moim przypadku miałoby to sens. Decyzję zostawiłem sobie na rozjazd i tego jak będę się czuł.
Wystartowałem tym razem z drugiego sektora. Moim celem było utrzymać się w sektorze i zachować go na przyszły sezon. Początek poszedł mi średnio, czułem, że nie jestem rozgrzany , ale po wjechaniu na wał szło mi już lepiej i bez problemu mogłem się utrzymywać w tworzących się pociągach a nawet przeskakiwać do tym szybszych. Trzeba było patrzeć na tylne koło zawodnika przed sobą. Nie było to jednak wielką niedogodnością, bo w okolicy nie było czego podziwiać. Większość trasy wiodła przez pola i upierdliwe łąki. Naprawdę już powoli mam dość takich wertepiastych odcinków na maratonach, bo na nich nie można normalnie jechać, ani z tego nie ma przyjemności jazdy, ani nie podnosi to umiejętności. Chyba można to rozpatrzyć jedynie jako zabieg marketingowy i zaszczepianie w głowach wkurzonych zawodników myśli o zakupie 29er, który być może zneutralizowałby choć trochę te muldy. Przynajmniej mi coś takiego przeleciało przez głowę. Generalnie trasa nie była za ciekawa, w zeszłym roku było lepiej.
Był co prawda jeden większy fragment przez las, ale ten został zepsuty przez jakieś łajzy. Mnóstwo ludzi pogubiło w tym miejscu trasę i to nie przez niedbałe oznakowanie, ale przez zerwanie oznakowania przez nie wiem już kogo. To samo spotkało i grupkę, w której jechałem. Początkowo widzieliśmy pozrywane i porozrzucane strzałki na ziemi, ale ścieżka nie skręcała, więc nie było wątpliwości gdzie jechać. Problem pojawił się gdy na szybkiej ścieżce zgodnie z leżącą taśmą pojechaliśmy na jednym z rozjazdów w prawo, by po kilkuset metrach stwierdzić, że dalej nie ma oznakowania. Wracając zawróciliśmy jeszcze dwie grupki i na feralnym rozjeździe było już kilkadziesiąt osób. Jeszcze inna grupa wróciła ze ścieżki skręcającej w lewo i też stwierdzili brak strzałek. Była jeszcze jedna niepozorna ścieżka, ale ta ewidentnie była zagrodzona taśmą. Po małym śledztwie doszliśmy jednak do wniosku, że taśma musiała być przewieszona. Wjechaliśmy na tą ścieżkę, ale i tutaj brak oznakowania. Dopiero po kilkuset metrach ktoś zauważył kolejną taśmę przywiązana do drzewa. W wyniku zjechania się co sektora 2 i 3 na singlu ścisk zrobił się straszny, tak jakby po starcie ludzi od razu puścić w las. W tym zamieszaniu moja grupka uciekła mi i musiałem poczekać, aby ludzie się ułożyli na ścieżce. Dopiero wtedy można było mozolnie wyprzedzać. Ledwo dociągnąłem do nich znów trzeba był się zatrzymać na rozjeździe w lesie by odbyć konsylium, w którą stronę jedziemy. Masakra! Po tych przygodach odpuściłem sobie giga, bo przy tym tempie znikania strzałek i zazwyczaj samotnej jeździe na drugiej pętli mogły by być poważne problemy z właściwym przejechaniem trasy.

Autor: Daniel Dickerson

Po wjechaniu z lasu znów przejazd przez pola i łąki by dotrzeć do wału. Tutaj utworzył się kilkunastoosobowy pociąg. Tempo było mocne do rozjazdu mega/giga. Za bardzo się nie zastanawiałem i zjechałem na mega. Potwierdza się, więc prawda, że jak na starcie nie wiesz czy jedziesz dystans giga to go prawdopodobnie nie pojedziesz. Ja już miałem dość tej wertepiastej trasy. Na koniec jeszcze raz łąka i asfalt na stadion. Staram się podkręcić tempo, ale nie mam już z czego. Finish miałem słaby, bo jeszcze kilka osób mnie wyprzedziło. Słabo mi się jechało. Widać nie podpasowała mi ta trasa i tyle.
W miasteczku na plus trzeba zaliczyć bufet. Jeszcze nie widziałem na mazovii takiego zaopatrzenia: owoce, ciasta, kurze udka, wędzona kiełbasa z chlebem i papryką, chrupki, ciastka, do marakoru sosy według wyboru – cóż widać, że finał.

Wynik:
M2: 20/67
Open: 82/431

 
 
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa ialpr
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]