Małe wyzwanie w Iłży
Zawsze mam problem gdzie wybrać się rowerem dzień po fajnym wypadzie. Jeśli się ujechałem konkretnie to temat znika, bo albo nie jadę w ogóle albo jadę gdziekolwiek spacerowym tempem. Gorzej jest gdy siły są i chciałoby się więcej przeżyć niż w poprzednim dniu.
Tak było i tym razem. Miotałem się między puszczą a wzgórzem w Iłży. Jednak po zastanowieniu się puszcza przegrała. Zostanie na jesienne wypady, a teraz lepiej wypuścić się na wzgórze zamkowe. Tym bardziej, że korciła mnie chęć zjechania w końcu po wąskiej ścieżce przy wjeździe na teren ruin.
Przyjechałem na miejsce, mało ludzi, więc można było spróbować. Na początek przespacerowałem się, aby zobaczyć czy to w ogóle da się przejechać. Dało się, więc można było podjąć próbę. Za pierwszym razem nie udało się. Położyło mi rower - źle najechałem na korzeń, ale już kolejna próba jak najbardziej udana. Generalnie zachowując czujność w jednym miejscu zjazd jest prosty. Można spróbować go nawet podjechać.
Właściwie to wzgórze w Iłży i jego okolice mają potencjał, aby zrobić tam jakieś zawody rowerowe. Nawet kiedyś mnie ktoś pytał czy będzie tu jakiś wyścig gdy trenowałem podjazdy wąwozem. Może na maraton to za mały teren, ale pętlę XC dałoby się ułożyć całkiem ciekawą. Takie to mnie naszły myśli gdy chwilę zatrzymałem się na popas. Były by i podjazdy i zjazdy, po wąskiej ścieżce i szerokiej szutrówce, po schodkach, bruku, a i widokowo było by nieźle.
Jakby kiedyś ktoś z Iłży wpadł na taki pomysł to na pewno była by to impreza warta uwagi. A tymczasem musiałem wrócić ze świata fantazji i zbierać się do domu, bo jak zwykle gonił mnie czas.
Kategoria Asfalt, Na popołudnie Komentarze 0