Nowe rozdanie
Zauważyłem, że podobnie jak w poprzednim roku w lipcu mam spadek formy. Ciężko mi ocenić czy przyczyną jest znudzenie się rowerem czy lipcowe ciepło. Cały ubiegły miesiąc czułem, że jestem na fali opadającej co zdają się potwierdzać moje występy na maratonach. Sporo miałem na nich pecha, ale i podczas zwykłych wypadów nie było rewelacji. Zbrzydły mi już okolice Radomia i potrzebowałem odmiany. Jak uzależniony potrzebowałem mocniejszej dawki rowerowania. Nie pozostawało nic innego jak zapakować się w pociąg do Skarżyska, aby przypomnieć sobie jazdę w terenie może nie górskim, za to na pewno pagórkowatym. Miał to być także sprawdzian przed najciekawszymi wyścigami w moim kalendarzu i przy okazji przynajmniej częściowe zapoznanie się z trasą maratonu w Suchedniowie.
Ostatecznie nie za wiele przejechałem zgodnie z trasą, jednak najważniejsze było dla mnie poznanie ogólnej sytuacji w terenie w okolicy. I kolejny raz przyznaję, że uwielbiam jeździć rowerem po tych górkach. Są odcinki przez las i odcinki pośród pól. Głównie te odcinki na otwartej przestrzeni lubię, bo wtedy świetnie widać pofałdowanie terenu, mozaikę różnokolorowych pól obsianych pojedynczymi domkami czy innymi budynkami. Raz masz to wszystko jakby pod stopami, drugi raz trzeba zadzierać głowę do góry. Drogi, ścieżki wrzynają się pod górę lub z górki w wąwozach gdzie na końcu przecina się płynącą rzeczkę. Do tego łagodne słońce nad głową i można by jeździć godzinami. Ale w lesie jest pięknie. Na początek ze Skarżyska zielony szlak na Wykus dobry by poćwiczyć technikę w pokonywaniu różnych przeszkód na ścieżce. Potem w Mostkach lasem, w których nie raz spłoszyłem jelenia z dorodnym porożem, dojazd szerokiej szutrówki. Z tej szutrówki zjazd na niebieski szlak na Kamień Michniowski. Fragment między szutrówka a Burzącym Stokiem przyprawia o euforię. Niby szeroko wyjeżdżona droga, ale tak naprawdę to jest świetny singiel między koleinami i drzewami. Ścieżka w dobrze ubitej ziemi skacze z jednej strony na drugą gdzieś za drzewami omijając pieńki. Trzeba balansować ciałem, uważać, aby nie zawadzić o coś pedałami, precyzyjnie prowadzić koło – w myślach krzyczy się 'Chwilo trwaj wiecznie!'.
Po przeprawie przez rzeczkę zaczyna się wyrypiasty podjazd z luźnymi kamieniami, ale nie wkuwający tak jak płaska wertepiasta łąka. Potem następuje zjazd z Kamienia Michniowskiego. Mijani piechurzy ustępują drogi i patrzą na Ciebie z podziwem. A na koniec włóczenia się można zafundować sobie podjazd od Starachowic na Ostre Górki i dalej w stronę Wąchocka. Nie wiem co za szatan układał na tej drodze bruk, ale jak był tego podjazdu nie jechał zawsze wytrzęsie mnie niemiłosiernie i skłania do ponownego poważnego rozważenia kupna fulla w przyszłości. Wjazd na asfalt jest wtedy wielką ulgą i wydaje się być powierzchnią idealnie gładką.
Po takim wypadzie kocha się te kilkanaście kilo metalu i gumy zwane rowerem.
Kategoria Cały dzień, Terenowo Komentarze 0