Dziesiąty stopień zasilania
Lato w pełni, chociaż jeszcze nie było półmetka wiosny. Rano po nie do końca wyspanej nocy zwiozłem wszystkie graty rowerowe do Radomia. Od razu na warsztat poszedł rower, bo po Piasecznie należał mu się dokładny przegląd, a dotychczas nie miałem takiej możliwości. Po tamtym błotnym maratonie najbardziej ciekawiło mnie w jakim stanie jest suport. Niby ładnie się kręcił, ale nigdy nie wiadomo jak to wygląda w środku. Rozkręciłem i o dziwo na łożyskach zdrowy, różowy smar. Opłaciło się go porządnie zabezpieczyć przed zawodami.
Na tych wszystkich czynnościach zeszło mi pół dnia i dopiero popołudniu znalazłem czas na jazdę. Chciałem ambitnie pojechać na Altanę, ale zanim dotarłem do Kowali poczułem, że to nie mój dzień. Po prostu przez to całe zabieganie nie starczyło już prądu na jazdę.
Przy takim braku mocy jazda pod niezbyt mocny wiatr wykończała mnie. Po drodze zmieniłem cel na wzgórze zamkowe w Iłży i dotarłem tam dosłownie zwiotczały. Na dodatek zapomniałem zabrać kawałka ciasta, więc z uzupełnienia sił wyszły nici.
Dobrze, że powrót był z wiatrem.
Kategoria Asfalt, Na popołudnie Komentarze 0