Rury po raz pierwszy
Ojjj, długo się zbierałem, żeby kiedyś wpaść na niedzielną zbiórkę mtb-owców pod rurami. A jak już się zebrałem w sobie to i tak się spóźniłem. W rezultacie nie było okazji, aby się przedstawić i tak trochę na krzywy ryj pojechałem za tłumem do puszczy. Przez pierwsze dwa kilometry tempo wyszło prawie maratonowe, ale potem się uspokoiło. Kilka nowych ścieżek poznałem, ale większość tych najciekawszych to znane mi odcinki przez mysie czy miłosne. Nie ma się co dziwić, bo obszar jest ograniczony i cudów się tutaj nie wymyśli.
Wracając już w Radomiu zmasakrował mnie wiatr. Zapomniałem zabrać ze sobą coś do jedzenia, a potem jazda pod wiatr i pod górkę zrobiła ze mnie miazgę. Dawno tak wyczerpany nie dotarłem do domu.
Kategoria Na popołudnie, Terenowo Komentarze 0