Altana
Wczorajsza runda przez puszczę sprawiła mi masę przyjemności i chociaż rano czułem ją w nogach zastanawiałem się czy jej nie powtórzyć. Monotonia nie jest jednak dobra przy jeździe rowerem, dlatego odpuściłem sobie. Czułem jednak moc na większe wyznania niż kolejna wycieczka od Domaniowa, a ponieważ pociąg do Skarżyska już odjechał znów wybrałem się szosowo na Altanę. Co prawda wiatr nie zachęcał do jazdy po otwartym terenie, ale wmówiłem sobie skutecznie, że jazda pod wiatr to najlepsza symulacja podjazdu.
W drodze do Szydłowca dużo tej symulacji nie było. Wiatr kręcił, raz wiało z przodu, raz z tyłu, ale przez większość trasy z boku. Po minięciu Szydłowca droga zaczyna prowadzić przez las i tym samym wiatr znika za to zaczyna się powolny podjazd do wsi Hucisko. Po skręcie na Hucisko i pierwszą wioskę jest jeszcze płasko, ale jak tylko kończą się zabudowania zaczyna się najlepsze. Nie wiem czy jest tam z dwa kilometry, ale z człowieka o razu wychodzi sok. Chociaż jest to masakrujące uczucie, cała okolica słyszy moje dyszenie, sprawia mi dziką satysfakcję. Ostatni odcinek pod Altanę po wystających kamieniach staram się podjechać bokiem po ściółce. Nie telepie tak. Nim się dobrze zsapałem byłem już na górze.
Zjechałem dalej zielonym szlakiem w kierunku Ciechostowic by potem jeszcze raz zaatakować górkę od wschodniej strony korzeniasto-kamienistym podjazdem. Fajny jest, ale jak będzie puszczony tędy maraton mazovii to spacerowicze mogą mocno utrudnić jechanie. Jest tam masa wyrw, luźnych kamieni i optymalny tor prowadzi raz lewą drugi raz prawą stroną a płynna zmiana strony nie zawsze jest możliwa.
Zjazd do Huciska nadal wyrypiasty, ale jest na niego sposób. Trzeba jechać bokiem po igliwiu, a nie środkiem. Wtedy prawie nie ma wystających niespodzianek z ziemi. Minus tego rozwiązania to mijane drzewa czasami na kilka centymetrów. Przy 50kmh mam trochę stracha, żeby się na którymś nie zawinąć.
Dojechałem do końca asfaltu w Hucisku i zrobiłem przerwę na kawałek zabranego ciasta. Po szamaniu zacząłem powrót, który wypruł ze mnie ostatnie siły. Okropnie wiało cały czas prosto w twarz.
Kategoria Asfalt, Na popołudnie Komentarze 0