Trochę dalsza okolica
Po małym piątkowym pijaństwie nie chciało mi się do południa robić cokolwiek, nawet wyjść na rower. Prognoza na popołudnie była jednoznaczna, miało padać, ale także to nie było w stanie wyciągnęło mnie na zewnątrz. Dopiero po 16 chęć wróciła, chociaż warunki były już gorsze. Wychodząc zaczęło powoli kapać, ale po paru chwilach przestało.
Nie mając większego pomysłu dokąd się wybrać pojechałem nad Radomkę po polnych ścieżkach. Po drodze był głównie piach i trawa, na dodatek pod wiatr, ale o dziwo nie zmęczyło mnie to bardzo. Pod przeprawieniu się kładką za Radomkę wjechałem na asfalt i szosą pognałem w kierunku Sukowa by dalej dojechać do Przytyka. Po drodze zaczęło już regularnie padać.
W Przytyku zarzuciłem plan jechania do Domaniowa i wróciłem się do Radomia. W lesie na mokrej nawierzchni przez własną głupotę sprawdziłem po raz pierwszy w tym roku twardość asfaltu. Uczucie zawsze mam to samo: kurdę, jakie to twarde, całkiem inaczej niż gleba w piach. Efekt mojego bratania się z matką ziemią to siniak na lewej dłoni i ramieniu plus zdarte kolano. Oczywiście spodnie na kolanie rozdarte.
Z ujmą na honorze zebrałem się z jezdni i jadę do Zakrzewa, dalej do Gustawowa by wrócić do Radomia.
Kategoria Na popołudnie Komentarze 0