Do Gulinka
Nareszcie trafił się piękny, słoneczny dzień, więc nie było innej opcji jak tylko iść na rower. Co prawda rano temperatura nie nastrajała ciepło, ale około południa warunki stały się akceptowalne.
Szybko przesmarowałem łańcuch, wystawiam rower na zewnątrz, kładę rękę na siodle i nagle ni z tego ni z owego coś strzeliło w okolicach siodełka. Początkowo myślałem, że jakiś problem z jarzemkiem, ale patrzę a to zacisk kcnc zwiększył liczbę części składowych. Wróciłem się do domu, żeby znaleźć stary zacisk w szafce. Przy okazji chyba kupię jeszcze raz ten zacisk kcnc, aby przekonać się czy to był przypadek, czy to raczej taki badziew. Dodatkowo chyba także nabawiłem się fobii pękającego zacisku, bo słabo by było gdyby to stało się przy dalszym wypadzie. Trzeba pomyśleć nad wożeniem zapasu.
Po podmiance można było jechać. Drogi całkiem dobre, suchy asfalt lub biały lód. Po obu nawierzchniach jechało się sprawnie, przy czym na tej drugiej trzeba uważać i nie wykonywać gwałtownych manewrów. Można było jechać szybciej, ale nie narzucałem sobie większego tempa, bo to nie ta pora roku.
Na jazie w Gulinku zrobiłem krótki postój na zdjęcie i podziwianie zimowego krajobrazu. Z resztą przez cała drogę można było nacieszyć oko.
Młyn w Gulinku
Kategoria Asfalt, Szybki wypad Komentarze 2