Zachodnie okolice Skarżyska
Zgodnie z planem wyjechałem rano pociągiem do Skarżyska na zapoznanie się z okolicami gdzie będzie odbywał się maraton w Skarżysku. Kompletnie nie znałem tamtych okolic, więc nastawiłem się na eksploracje w terenie z mapą. Z tego co widniało na mapie można było spodziewać się szerokich szutrówek plus pewnie wąskie ścieżki na szlakach pieszych.
Z dworca w Skarżysku bez problemów dojechałem nad Zalew Rejów. Z tego miejsca zawsze rozpoczynam wypady w kierunku zachodnim na Wykus i północne krańce Gór Świętokrzyskich. Wybierałem wtedy początek trasy po zachodniej stronie zalewu, gdzie droga szybko przechodzi w teren. Podczas maratonu będzie to końcówka przed metą. Jest tam szeroko, trochę korzeni, dołów, trochę piachu. Natomiast początek po starcie jedzie się po wschodniej stronie zalewu. Droga wzdłuż torów jest brukowana z bloczków betonowych i z czasem przechodzi w szuter. Po minięciu stacji skręciłem prawo i tutaj czekało kilkadziesiąt metrów piachu. Już teraz są spore łachy. Kawałek dalej przejazd przez jakiś strumyk i przejazd po metalowym szerokim mostku. Dalej był szeroki szuter. Kompletnie zgładziłem w miejscu gdzie trasa przekracza krajową siódemkę. Prowadzone są tam teraz prace modernizujące trasę, więc cała okolica jest rozkopana. Pewnie będzie przejeżdżać się wzdłuż Kamiennej pod wiaduktem, ale tam teraz bazę zrobili sobie drogowcy. Ja przejechałem przez przejście w Rejowie i niebieskim rowerowym szlakiem wróciłem na trasę maratonu.
Tutaj rozpocznie się prawdziwa walka. Szeroka szutrówka wysypana ubitym tłuczniem, ale i miejscami luźnym wspina się na Kamienną Górę. Właściwie od tego momentu zazwyczaj albo jest z górki, albo podjazd. Miejscami zaskakiwała nawierzchnia. Prawie niezniszczony asfalt lepszy niż na niektórych drogach, tak więc na prostych zjazdach będą duże prędkości. Potem znów szutrówka i luźny tłuczeń. Ciężkawo mi się po tym podjeżdżało. Na dodatek żar z nieba lał się niesamowity.
W pewnym momencie zjechałem na szlak zielony na Bramę Piekielną i Piekło Dalejowskie. Trzeba przyznać, że nazwy intrygujące. Początkowo nie było źle trochę patyków na ścieżce, ale potem trzeba było ciągnąć na sobą rower. Pnie zwalone w poprzek szlaku, trawa powyżej kolan, doły z wodą. W ogóle nie widać było szlaku, ścieżki, po prostu bagno. Na szczęście gęste oznakowanie szlaku nie pozwalało zgubić się w lesie. Na dodatek widać było świeży ślad kogoś kto także przedzierał się tędy z rowerem.
Niestety z czasem gubię szlak i jakąś ścieżką z gęstym błotem, w które zapadało się koło dotarłem szutrówki wysypanej tłuczniem. Pojechałem w kierunku miejscowości Jastrzębia. Droga przeszła znów w asfalt by w Jastrzębi wrócił szuter. Tutaj skręciłem w prawo i pojechałem kawałek przez las. Dojechałem do szutrówki. Cały czas trochę pod górkę, trochę z górki. Od krzyżówek robi się asfalt. Jakość nawierzchni taka, że można szosą śmigać. Przy kolejnych krzyżówka skręciłem w prawo by zaliczyć zjazd z Kopalnianej Góry znów szutrówką. Dojechałem do przecinki, ale trawa powyżej kolan zniechęciła mnie do przedzierania się. Wróciłem do asfaltu i pojechałem do czerwonego szlaku pieszego. Przy zjeździe z asfaltu trzeba było przenieść kawałek rower, ale potem można było śmiało jechać. W miejscowości Kopcie opuszczam czerwony i trasę maratonu. Śpieszyło mi się na pociąg i postanowiłem skrócić sobie drogę do skrzyżowania przy rezerwacie Świnia Góra. Potem tego żałowałem to połowę tego odcinka prowadziłem rower pod górę w piachu.
Powrót cały czas niebieskim rowerowym do miejscowości Rejów. Po drodze zrobiłem jeszcze postój na jedzenie.
Ogólnie tego dnia nieźle się ujechałem. Może to wina gorąca, może miałem zły dzień, a może trasa była wymagająca? Tak z wrażeń na gorąco jak wracałem pociągiem, to mogę napisać, że trasa według mapki ma na pewno ponad 60 kilometrów z czego około 30-40% to asfalt. Średnia prędkość powinna być zatem większa niż w Szydłowcu, chociaż nie ma tutaj płaskich odcinków.
Więcej zdjęć z objazdu trasy tutaj.
Kategoria Cały dzień, Terenowo Komentarze 0