Do Iłży
Popołudniu zelżał upal, tak więc można było się gdzieś ruszyć na rowerze. Wiele czasu do końca dnia nie zostało, żeby jechać gdzieś dalej, dlatego wybrałem się lubianą przeze mnie trasą do Iłży. Zresztą ciekawił mnie ten zjazd wąwozem, którym ostatnio nie próbowałem jeździć.
Do Iłży jechało mi się dobrze. Wiatr nie przeszkadzał, temperatura też była ok, chociaż w słońcu było już trochę za gorąco. Za Wierzbicą robi się ciekawiej, ponieważ teren i widoki już inne niż w okolicach Radomia. Do Iłży wjechałem tak jak zazwyczaj od strony Pakosławia.
Od razu skierowałem się na wzgórze zamkowe co by podjechać po samą basztę. Co raz łatwiej przychodzi mi pokonywanie tego podjazdu z czego się cieszę.
Po tym był czas do główną atrakcję, czyli wspominany zjazd wąwozem. Nigdy nim nie jechałem i zastanawiałem się czy jest on w ogóle przejezdny. Nie było się jednak czego obawiać, ponieważ płynnie można nim zjechać aż do szosy asfaltowej. Miąłem taką frajdę z zjazdu i podjazdu nim, że pokonałem go trzy razy, jednak na końcu podjazdu chyba osiągałem max swojej wydolności.
Potem zrobiłem sobie jeszcze popas pod basztą i zabrałem się tą samą drogą co przyjechałem do Radomia. Po drodze zaczęło straszyć burzą.
Kategoria Na popołudnie, Asfalt Komentarze 0