Duża pętla
Letni standard na niedzielę, czyli nad zalew domaniowski. Powrót przez Przytyk, Suków do kładki przez Radomkę i dalej już prosto do Radomia. Warunki były całkiem niezłe. Tylko lekki wietrzyk niewyczuwalny podczas jazdy, nie za zimno. Minimalnie za ciepło się ubrałem, ale po drodze część zdjąłem.
Do 50 kilometra jechało mi się świetnie, średnia była prawie 27 km/h. Potem krótki odcinek dziurawą drogą i nagle jakby ktoś wyciągnął mi wtyczkę. Nogi zrobiły się jak z waty i w ogóle opadłem całkiem z sił. Bywałem już mocno zmęczony po jeździe, ale coś takiego chyba pierwszy raz mnie dopadło. Zawsze zmęczenie objawiało się bólem mięśni, ale tym razem tak jakbym stracił czucie w nogach. Nie ważne czy było pod górę czy z górki, niemoc utrzymywała się cały czas na tym samym poziomie. Ostatnie 10 kilometrów to była jakaś masakra. Przejechanie tego odcinka po płaskim asfalcie zajęło mi 50 minut (sic!).
Kategoria Asfalt, Na popołudnie Komentarze 2