Do Iłży
Wybranie się do Iłży chodziło mi po głowie już od jakiegoś miesiąca. Czekałem tylko ma przyzwoitą pogodę. Dziś miało był w miarę słonecznie do popołudnia, tak więc jeśli wyjechałbym rano to przez cała drogę powinno być ok. Niestety udało mi się ruszyć dopiero o jedenastej.
Pierwsze 30 kilometrów to walka z organizmem. Tu rzecz do zapamiętania: parówkowa to nie jest dobry pomysł na śniadanie. Dopiero dłuższy postój i posiłek z dużą ilością napoju sprawił, że wszystko się uspokoiło.
Po przyjechaniu do Iłży pogoda zaczęła się psuć. Coś nie mam szczęścia do tego miasta. Ostatnio jak tu byłem też aura nie rozpieszczała. Na szczęście nie zaczęło padać. Szybki przejazd przez miasto, bo dzisiaj moim celem są ruiny zamku i ścieżki polne za nimi. Te ostatnie to dla mnie kupa radochy, w porównaniu tego co jest w pobliżu Radomia. Intensywne podjazdy, na zjazdach można cieszyć się z hamulców, ścieżki w krótkich wąwozach, no i podłoże z małymi kamieniami, a nie jak w mojej okolicy tylko piach.
Potem wjazd na zamek. Rozciąga się z niego piękna panorama na Iłżę.
Same ruiny zamku prezentują się tak:
Kończę odpoczynek na zamku, bo temperatura wyraźnie już spadła, a ja ubrany na krótko przestaję czuć się komfortowo. Zjeżdżam z zamku i spokojnie przejeżdżam przez miasto. Bardzo ładnie prezentuje się takie skwer/rynek w Iłży, nawet mi się spodobał.
Powrót tą samą trasą. Po drodze spotykam innego rowerzystę. Krótkie cześć-cześć i pogadanie o sprzęcie/trasach/itp. przez ponad dziesięć kilometrów. Trochę średnia siadła, ale co tam, było przyjemnie.
Przed Radomiem dopada mnie mały deszcz. Miałem dokręcić do setki, ale w z obawy przez możliwą ulewą w każdej chwili, kieruje się prosto domu.
Kategoria Asfalt, Na popołudnie, Terenowo Komentarze 0