Deszczowo
Wczoraj był jeszcze plan, żeby jechać do Chlewisk, dzisiaj rano po deszczu już tylko do Orońska, a było w końcu tylko do Kowali.
Rano przeszła ulewa i całe przedpołudnie było zachmurzone i ciągle gdzieś wisiała ciemna chmura na niebie. Po 14 znów lunęło, więc uznałem, że starczy już na dziś i można gdzieś się wypuścić. Było mokro, ale co tam, już mi się znudziło to sucho. Zawsze to jakaś odmiana.
Początkowo trasa wzdłuż siódemki do Maratońskiej, potem Bulwarową i Wośnicką do ulicy Nadrzecznej. Ulica to chyba nazwa trochę nad wyrost, bowiem tak się ona prezentuje:
Dojeżdżam do Muzeum Wsi Radomskiej, kawałek Szydłowiecką i skręcam w prawo. Przejeżdżając przez tory w Kosowie zauważam nieciekawie wyglądającą chmurę w kierunku, w którym jadę. Myślę sobie: może wytrzyma. Pokonując podjazd w Kowali zaczyna już kropić. Zatrzymuje się pod drzewem i czekam, może przestanie. Pięć minut i zaczyna padać na dobre, a moje drzewo zaczyna przeciekać. Przypominam sobie, że na przed podjazdem jest przystanek PKS. Szybka ewakuacja i zajmuje miejscówkę na suchutkiej ławeczce. Spędzam tak ponad pół godziny, na zewnątrz ulewa.
Nie chce skończyć padać i w lekkiej mżawce postanawiam wrócić do domu. Do Radomia i tak dojeżdżam przemoczony, a na liczniku niecałe 30 kilometrów. Myślę: trochę mało i ponieważ i tak jestem już mokry to wybieram się jeszcze na rundę po Lesie Kapturskim.
Wyjeżdżając z lasu znów zaczyna mocniej padać. Teraz już szybko, prosto do domu.
Kategoria Asfalt, Na popołudnie Komentarze 0